Tour de France. Marcel Kittel zwycięża po raz drugi, Sagan i Cavendish zakopują wojenny topór. Etap 6.

W prawie 40-stopniowym upale trudno się było spodziewać zaskakujących rozstrzygnięć. Ucieczka uciekała, peleton ją doganiał, a na koniec chłodnym szampanem uraczył się Marcel Kittel.

Czy należy się martwić o „nogę” Rafała Majki?

Wielu kibiców po środowym etapie z metą na La Planche de Belle Filles wyrażało obawę o formę Rafała Majki, który w pewnym momencie dał się „urwać” Froome’owi i kilku innym zawodnikom, którzy ruszyli w pogoń za Aru. Pragniemy ich uspokoić: to jeszcze nie jest czas Rafała.

 Żywiołem Majki nie są krótkie, szarpane podjazdy, jak ten wczorajszy, mierzący niespełna 6 kilometrów, ale długie, wymagające precyzyjnego rozłożenia sił i nieziemskiej wytrzymałości wspinaczki, na których rozstrzyga jeden, dobrze zaplanowany i konsekwentnie przeprowadzony atak. Przed nami jeszcze pięć górskich etapów, w tym szczególnie etapy 17 i 18 – najprawdopodobniej kluczowe dla losów całego wyścigu. A na nich najpierw na 17. etapie 24-kilometrowy podjazd pod Col de la Croix de Fer (HC), później sekwencja podjazdów na Col de Télégraphe (kat. 1) i Col de Galibier (HC), gdzie do pokonania jest łącznie ponad 30 km podjazdu. Następnego dnia meta 18. etapu zlokalizowana będzie na szczycie Col d’Izoard (HC) po morderczym, ponad 14-kilometrowym podjeździe ze średnim nachyleniem 7,3%.

 Rafał świetnie zna Izoard, na którego szczycie w swoim pierwszym Tour de France w 2014 roku uległ tylko Rodriguezowi (podjazd prowadził wówczas od drugiej strony wzniesienia), a ponad 40 kilometrów dalej odniósł swoje pierwsze etapowe zwycięstwo w Risoul.

 

Najprawdopodobniej to dopiero będą etapy dla niego, a na razie nie ma powodów do obaw. Być może gdyby wczoraj jechał nieco bliżej Froome’a i nie spóźnił się odrobinę na to szarpnięcie, jakie w pewnej chwili zafundował kolarzom Froomey, byłby na mecie kilka sekund wcześniej. Ale jest w dziesiątce, jego strata nie jest duża, a góry tak naprawdę są dopiero przed nami.

 216 kilometrów i… nic się nie dzieje

Jeszcze jeden taki etap i będzie można ukuć powiedzenie, że po płaskim jedzie 190 kolarzy, a wygrywa Marcel Kittel (Quick-Step). Niemiec znakomicie rozegrał finisz na ulicach Troyes, chowając się za plecami finiszujących Kristoffa, Demarre, Bouhanniego, Greipela i Renshawa, a na ostatnich stu metrach, gdy cała czołówka niebezpiecznie zbliżała się do prawej bandy, poszedł lewą stroną, wystrzelił do przodu i po raz drugi w tym wyścigu uniósł ręce w geście zwycięstwa.

 Wcześniej wszystko rozegrało się według sprawdzonego scenariusza, czyli ucieczka trzech zawodników: Perriga Quemeneur (Direct Energie), Frederika Backaerta (Wanty-Groupe Gobert) oraz Vegarda Stake Laengena (Team Emirates). Cała trójka prowadziła od startu w Vesoul, przez 213 kilometrów drugiego co do długości etapu TdF i została dogoniona przez peleton zaledwie na trzy kilometry przed metą.

 Za kolarzami już pierwszy tysiąc kilometrów (dokładnie 1014), a klasyfikacja generalna po szóstym etapie nie uległa zmianie: w żółtej koszulce jedzie Froome (Sky), 12 sekund za nim Thomas (Sky), trzeci Aru (Astana), ze stratą 14 minut.

 Rafał Majka jest 10. i traci do Froome’a minutę i jedną sekundę, Michał Kwiatkowski na miejscu 18. (1’56” straty do lidera). Maciej Bodnar jest 121., Paweł Poljański 150., ale ich zadaniem oczywiście nie jest walka w klasyfikacjach, tylko pomoc dla Rafała Majki. I jak na razie zadanie to realizują znakomicie.

 W piątek również płaski etap z Troyes do Nuits-Saint-Georges (213,5 km) i chyba jedynym czynnikiem, jaki może wpłynąć na obraz rywalizacji, jest możliwy wiatr. Jeśli nie powieje, prawdopodobnie zobaczymy etap bardzo podobny do dzisiejszego. Pytanie tylko, kto rozstrzygnie finisz na swoją korzyść?

Emocje opadły, złość minęła, czyli jak zawodowcy wyjaśniają trudne sprawy

Wydawać by się mogło, że po incydencie o tak nieprzyjemnych konsekwencjach, jak konieczność opuszczenia kolumny Tour de France, między zawodnikami na długo zapanuje chłód i wzajemna niechęć. W końcu obaj stracili to, na co długo pracowali.

 Nic z tych rzeczy. Najpierw Peter Sagan opublikował na Twitterze zdjęcia swoje i Marka Cavendisha na zwycięskich finiszach, komentując, że chociaż woli swoje wygrane, to nie może się doczekać kolejnej walki z rywalem, któremu życzy szybkiego powrotu do zdrowia. Cavendish odpowiedział błyskawicznie, gratulując Saganowi klasy i wyrażając dumę z ich znajomości.

Niewątpliwa klasa obu. Miło popatrzeć, jak rozegrał się ostatni akt tego kolarskiego dramatu.

Zobacz wideo
Więcej o:
Copyright © Agora SA