Peter Sagan wykluczony z Tour de France. Ale czy słusznie?

Na niespełna 200 metrów przed metą w 4. etapu Vittel przepychający się wzdłuż barierek Mark Cavendish zobaczył przed twarzą łokieć Petera Sagana, po czym runął na barierki i przekoziołkował, prawdopodobnie łamiąc obojczyk. Słowacki mistrz świata za to zachowanie najpierw został ukarany odjęciem punktów, a po niespełna dwóch godzinach ostatecznie wykluczony z wyścigu. Czy słusznie?

Mam wątpliwości. Po pierwsze: trudno jednoznacznie przesądzić o tym, że Cavendish został przez Sagana uderzony. Z powtórek video wynika raczej, że Brytyjczyk, wciskając się w wąską przestrzeń między Saganem a barierkami, próbował łokieć Słowaka ominąć. W momencie, kiedy Sagan wysunął łokieć najbardziej, Cavendish właściwie już upadał. Ale to wszystko to wciąż bardziej domysły i spekulacje, bo wszystko działo się na ogromnej prędkości i w ułamkach sekundy.

 Po drugie: daleki jestem od obwiniania Cavendisha, ale jechał za Saganem i widział, że słowacki kolarz zjeżdża do prawej krawędzi jezdni, a mimo to próbował się w tę dziurę wcisnąć. Miał większą prędkość, miał prawo sądzić, że przejdzie, ale nie miał wystarczająco wiele miejsca. Zaryzykował i niewykluczone, że gdyby nie odruch Sagana, leżeliby obaj. Tylko wtedy nazywałoby się to „incydentem wyścigowym”.

 Sens kolarstwa sprowadza się do tego, żeby być szybszym, a nie szerszym – i w tym kontekście Sagan zachował się nagannie, bo trudno uznać te ruchy łokciem za łapanie równowagi. Prawdopodobnie chciał zająć więcej miejsca i zmusić Cav’a do odpuszczenia. To nie było sportowe, to było niebezpieczne i za to kara się należała.

 Ale trudno uznać działanie Petera za celowe i obliczone na efekt wyeliminowania Cavendisha z wyścigu, a tylko takie zachowanie zasługiwałoby na karę wykluczenia. 80 punktów i strata 30 sekund były wystarczające.

 Dyskwalifikacja za niebezpieczną jazdę na finiszu wypacza sens kolarstwa. Ci faceci wpatrzeni w kreskę zostawiają na szosie pot i łzy, walcząc o zwycięstwo. Czasem zajeżdżają sobie drogę, czasem na siebie wpadają, czasem się wywracają. To właśnie kochają kibice, którzy przychodzą na metę wyścigu i którzy spędzają godziny przed telewizorem. Ryzyko wykluczenia za ostrą walkę na finiszu zamieni kolarstwo w wyścigi meleksów. Będzie bezpiecznie, ale śmiertelnie nudno.

Zobacz wideo
Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.