Giro d'Italia. Nieprawdopodobny etap! Katastrofa Yatesa, liderem Christopher Froome!

To było nie do przewidzenia! Atak Christophera Froome'a aż 80 kilometrów przed metą, na podjeździe pod Colle delle Finestre, dał mu drugie etapowe zwycięstwo i prowadzenie w całym wyścigu. W tym samym miejscu wyścig definitywnie przegrał Simon Yates, który nie był w stanie nawiązać walki z czołówką. W klasyfikacji generalnej nie zmieniło się tylko jedno: Tom Dumoulin nadal jest drugi.
Chris Froome podczas prezentacji w Jerozolimie Chris Froome podczas prezentacji w Jerozolimie ARIEL SCHALIT/AP

Wywrócił się jeszcze przed startem wyścigu, podczas zapoznawczego przejazdu przed jazdą na czas w Jerozolimie. Później, podczas podjazdu na Gran Sasso upadł po raz drugi. Z etapu na etap tracił sekundy i spadał w klasyfikacji. Odrodził się na Monte Zoncolan, gdzie w pięknym stylu wygrał etap, ale już dzień później nie był w stanie utrzymać tempa, narzuconego przez grupę liderów i po raz kolejny zgubił trochę czasu. Za kulisami mówiło się nawet o tym, że może się wycofać z rywalizacji. Do dzisiejszego etapu Christopher Froome stawał z 3 minutami i 22 sekundami straty do lidera. Na jego mecie założył różową koszulkę i przed prawdopodobnie ostatnim etapem, w którym cokolwiek jeszcze może się zmienić (w końcu Giro nie raz nas uczyło, że jest całkowicie nieprzewidywalne), ma 40 sekund przewagi nad Tomem Dumoulinem. Froome dokonał dziś rzeczy niemożliwej, a jego atak ma wielkie szanse, by przejść do historii kolarstwa.

A wszystko zaczęło się dość niewinnie. Początek 19. Etapu, prowadzącego z Venaria Reale na wznoszący się nad Bardonecchią szczyt Jafferau , przebiegał zgodnie z przewidywaniami: pierwszą górską premię zdobyła kilkuosobowa grupa, prowadzona przez Leona Luisa Sancheza (Astana). Wówczas jeszcze grupa Mitchelton-Scott dyktowała tempo w peletonie. Wszystko się zmieniło, gdy kolarze rozpoczęli podjazd pod Colle delle Finestre - największy w tym wyścigu, z najwyżej położonym szczytem (określanym tradycyjnie jako Cima Coppi - Szczyt Coppiego) i przez blisko połowę z 18 kilometrów wspinaczki wiodący szutrową drogą.

U podnóża góry inicjatywę w peletonie przejęli kolarze Team Sky, narzucając bardzo wysokie tempo i rozrywając grupę. Niedługo po rozpoczęciu podjazdu objawił się poważny kryzys formy jadącego w różowej koszulce Simona Yatesa (Mitchelton-Scott). Brytyjczyk nie był w stanie utrzymać tempa i z każdym obrotem korbą zostawał coraz dalej za prowadzącą grupą. Pracujące z pełną mocą Sky dyktowało takie warunki rywalizacji, którym nie była w stanie sprostać większość kolarzy. Wśród nich również zajmujący dotychczas trzecie miejsce w klasyfikacji generalnej Domenico Pozzovivo (Bahrain-Merida). Gdy Włoch zaczął tracić dystans, tracący do niego w generalce 39 sekund Christopher Froome przyspieszył i odjechał na kilkadziesiąt metrów od niewielkiej już grupki, w której znaleźli się: wicelider Tom Dumoulin (Sunweb), Thibaut Pinot (Groupama FDJ), Miguel Angel Lopez (Astana) i Richard Carapaz (Movistar). Kilkadziesiąt metrów za nimi podążał jeszcze Sebastien Reichenbach (Groupama FDJ).

Froome tymczasem nieustannie podkręcał tempo i powiększał przewagę. Na szczycie Colle delle Finestre miał około 50 sekund przewagi nad goniącą go grupką, ponad 2 minuty nad Pozzovivo i niemal kwadrans nad dotychczasowym liderem. Na niespełna kilometr przed szczytem defektowi uległ rower Thibauta Pinot. Francuz błyskawicznie go wymienił i doszedł do grupy Dumoulina, który dał wyraźny znak, żeby zwolnić i na Pinota poczekać. I kto wie, czy to właśnie ten gest nie zaważył w znacznym stopniu na losach tego etapu. Holender wiedział, że samotnie nie będzie w stanie nawiązać walki z Froome'm, więc dojście Pinota, a chwilę później jeszcze jego kolegi Raichenbacha, teoretycznie zwiększało szanse pogoni. Tymczasem stało się dokładnie na odwrót, bo samotnie zjeżdżający Froome nieustannie powiększał przewagę. U podnóża trzeciego podjazdy z 50 sekund zrobiło się już blisko dwie i pół minuty. Po zjeździe z premii górskiej w Sestierre przewaga wynosiła już ponad trzy minuty.

Jedyną zagadką pozostał ostatni podjazd na szczyt Jafferau, ale i tutaj niewiele się zmieniło. Pedałujący równym rytmem Froome utrzymywał stałe tempo, tymczasem z tyłu ataków próbował i Pinot, i Lopez, i Carapaz, ale żadna z tych prób nie przyniosła spodziewanych rezultatów. Za każdym razem dochodził do nich jadący nieustannie swoim tempem Dumoulin, który wykonał dzisiaj olbrzymią pracę, przez większość czasu przewodząc tej pogoni. Na ostatni zryw, tuż przed linią mety, zebrał się walczący o białą koszulkę Carapaz, za nim ruszył Pinot, a chwilę później Lopez i Dumoulin. Ale działo się to wszystko już trzy minuty po tym, jak linię mety przekroczył Christopher Froome.

Brytyjczyk dokonał dziś rzeczy nieprawdopodobnej. Zaatakował na królewskim etapie aż 80 kilometrów przed metą i przez niemal cały ten dystans konsekwentnie powiększał przewagę. Można zaryzykować stwierdzenie, że gdyby był Włochem, mógłby tym wyczynem zagrozić dziś niemal boskiemu statusowi Marco Pantaniego. Jest jednak urodzonym w Kenii Brytyjczykiem, nad którym wciąż wisi niewyjaśniona sprawa przekroczonego stężenia salbutamolu podczas ubiegłorocznej Vuelty. Nietrudno zgadnąć, że jego dzisiejszy wyczyn wielu obserwatorów będzie widziało w cieniu tamtych podejrzeń. I właśnie dlatego warto podkreślić, że tak naprawdę dzisiejszy etap Froome wygrał nie dzięki nadludzkiej sile o podejrzanym źródle, ale głównie dzięki znakomitej technice. Był szybszy do Dumoiluna i reszty tylko na jednym podjeździe. Fromme przeszedł do historii, wygrywając ten etap na zjazdach.

Chris Froome Chris Froome DANIEL DAL ZENNARO/AP

Giro po raz kolejny okazało się nieprzewidywalne, całkowicie wywracając klasyfikację generalną na dwa etapy przed końcem wyścigu. Prowadzi w niej Froome, drugi jest Dumoulin, z 40 sekundami straty. Na trzecie miejsce awansował Pinot (+4'17"), czwarty jest Lopez (+4'57"), piąty Carapaz, którego można uznać za jedno z objawień tego wyścigu (+5'44"). Na szóste miejsce z trzeciego spadł Pozzovivo (+8'33"), grzebiąc tym samym nadzieje Włochów na dobrą lokatę w ich wyścigu (Fabio Aru na dzisiejszym etapie wycofał się z rywalizacji). Strata pozostałych zawodników przekracza już 10 minut. Dotychczasowy lider Simon Yates przyjechał dziś na metę z 40-minutową stratą.

Ale w tegorocznym Giro d'Italia nic jeszcze nie jest rozstrzygnięte. Jutro ostatni górski etap: 214 kilometrów z Susy do Cervinii. Najpierw płaska i sprzyjająca ucieczkom pierwsza połowa, a potem następujące po sobie trzy podjazdy na premie 1. kategorii. Czy po dzisiejszej walce Froome będzie miał siły do obrony? Czy wymęczony pogonią Dumoulin będzie miał siłę zaatakować? A może odrodzi się Pinot, któremu już w tym wyścigu nie wróżono szans na sukces, a tymczasem nieoczekiwanie znalazł się na wirtualnym podium? Z całą pewnością 20. etap dostarczy nam niesamowitych emocji. I - być może - ostatecznych odpowiedzi. Choć tegoroczne Giro już udowodniło, że różową koszulkę można zdobyć nawet na lotnym finiszu. Nic więc tu jeszcze nie jest przesądzone.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.