9 maja jest w kalendarzu Giro datą naznaczoną krwią i smutkiem. Tego właśnie dnia siedem lat temu, na zjeździe z przełęczy Passo del Bocco, podczas trzeciego etapu Giro zginął belgijski kolarz grupy Leopard: Wouter Weylandt. Najprawdopodobniej przy prędkości około 80-90 kmh zaczepił pedałem o przydrożny murek, po czym runął na asfalt. Mimo natychmiastowej reanimacji nie udało się lekarzom uratować jego życia. Od tamtej pory numer 108, z którym w wyścigu jechał Weylandt, nie jest przydzielany żadnemu zawodnikowi, a na tablicy, którą zawodnicy podpisują przed startem, przy numerze 108 umieszczony jest napis "Na zawsze z nami".
Być może to ten nieco melancholijny nastrój tego dnia, być może perspektywa jutrzejszej wspinaczki na Etnę, ale peleton postanowił dzisiaj nie forsować przesadnie tempa. Zaraz za startem do przodu ruszyła czteroosobowa ucieczka - klasyczny obrazek, jaki oglądamy na tego typu etapach. Grupa, tworzona przez Ryana Mullena, Laurenta Didiera (obaj z Trek-Segafredo), Andreę Vendrame (Androni Giocattoli-Sidermec) Eugherta Zhupę (Willier-Trestina) prowadziła przez większość trasy, ale po minięciu strefy bufetu (to również w pewnym sensie powtórka wczorajszego scenariusza) peleton przyspieszył i przewaga ucieczki zaczęła topnieć.
Na około 25 kilometrów przed metą samotnego ataku spróbował Vendrame, ale ta próba również skazana była na niepowodzenie, gdy peleton rozpędzał się coraz mocniej. Na niespełna 13 kilometrów przed metą, przed jednym z zakrętów na dość szybkim odcinku, prowadzącym w dół, zdarzyła się kraksa, która rozerwała peleton na dwie części. Mogło to wydarzenie dość mocno zachwiać klasyfikacją generalną, bo w drugiej części grupy zostali m.in. szósty i siódmy w generalce: Maximillian Schachmann (Quick Step) i Domenico Pozzovivo (Bahrain Merida). Obaj jednak dogonili główną grupę i obronili swoje dotychczasowe pozycje.
Mniej szczęścia miał Miguel Angel Lopez, który na niecałe 7 kilometrów przed metą wypadł z drogi. Nie wiadomo, co spowodowało jego upadek, a Kolumbijczyk dość szybko się pozbierał i próbował dogonić czołówkę. Jego strata niestety była już zbyt duża, a do mety bardzo blisko. Lopez stracił kilkadziesiąt sekund i w klasyfikacji generalnej spadł na 39. miejsce, z prawie dwuminutową stratą do Rohana Dennisa.
Finisz rozegrał się według podobnego do wczorajszego schematu, ale z częściowo innymi bohaterami. Bardzo mocne tempo na finałowym podjeździe narzuciła grupa Mitchelton-Scott, pracująca na rzecz trzeciego w ogólnej klasyfikacji Simona Yatesa, który podobnie jak wczoraj chciał odrobić kilka sekund. Bardzo czujnie jechał wczorajszy zwycięzca - Tim Wellens i przez moment wydawało się, że będzie chciał powtórzyć sukces z dnia poprzedniego. W te plany jednak wmieszał się kolarz UAE Team Emirates (.), za którym rzucił się w pogoń Giovanni Visconti (Bahrain Merida), który ledwie kilka kilometrów wcześniej ciężko pracował na doprowadzenie swojego lidera do peletonu. W to wszystko na koniec wmieszał się Enrico Battaglin z Team Lotto NL Jumbo i to on na mecie w Santa Ninfa uniósł ręce w triumfalnym geście. Drugi Visconti, trzeci Jose Goncalves z Katusha-Alpecin.
Poza podwójnym wypadnięciem Miguela Lopeza - najpierw z trasy, później z czołówki klasyfikacji generalnej - w tej ostatniej niewiele się zmieniło. Wszyscy pozostali liderzy przyjechali w czołowej grupie. Liderem wyścigu pozostaje Rohan Dennis (BMC), z sekundową przewagą nad Tomem Dumoulinem (Sunweb) i 17-sekundową nad Simonem Yatesem (Mitchelton-Scott). Dalsze miejsca zajmują: Tim Wellens (Lotto-Soudal), Pello Billbao (Astana), Maximillian Schachmann (Quick Step), Domenico Pozzovivo (Bahrain Merida), Jose Goncalves (Katusha-Alpecin), Thibaut Pinot (Groupama FDJ) i Patrick Konrad (BORA-hansgrohe). Christopher Froome (Sky) awansował o jedną pozycję i jest aktualnie 19., ale nadal notuje 55 sekund straty do lidera. Fabio Aru (UAE Team Emirates) zajmuje obecnie 23. miejsce, z 57-sekundową stratą do Dennisa.
Z dużym prawdopodobieństwem poważniejsze zmiany w klasyfikacjach nastąpią jutro. Przed kolarzami niezbyt długi, 164-kilometrowy, ale bardzo ciężki etap z Caltanissetty na szczyt Etny. Ostatni podjazd, mierzący 15 kilometrów, ze średnim nachyleniem 6,5% (maksymalnie 15%) będzie pierwszym poważnym górskim wyzwaniem w 101. edycji Giro d'Italia. To będzie pierwszy poważny sprawdzian dla ekip pretendentów do Maglia Rosa oraz dla zespołu obrońcy zwycięstwa z ubiegłego roku. Wszystkie oczy jutro będą zwrócone na Dumoulina, Froome'a, Aru, Pozzovivo, Pinota i kilku innych kolarzy, dla których wyścig właściwie dopiero się zaczyna.
foto: LaPresse - D'Alberto / Ferrari / Paolone / Alpozzi