Kolarstwo. Bradley Wiggins nowym rekordzistą w jeździe godzinnej

Brytyjczyk sir Bradley Wiggins ustanowił nowy rekord świata w jeździe godzinnej. 35-letni kolarz, zwycięzca Tour de France z 2012 roku, na torze olimpijskim w Londynie w ciągu 60 minut pokonał dystans 54 kilometrów i 526 metrów.

Wiggins poprawił rezultat 52 km i 937 metrów osiągnięty w maju przez swojego młodszego rodaka - Alexa Dowsetta (Movistar Team).

- Cieszę się, że to już za mną. To była tortura, ciągle patrzysz na zegar, liczysz. To były długie przygotowania. Porównuję się do największych i cieszę się, że mogę być w gronie najlepszych kolarzy w historii. To ciężkie wyzwanie, bardziej psychiczne, rzucić wyzwanie tym legendom. Rekord godzinny to ukoronowanie mojej kariery - powiedział po zakończeniu próby jeden z najbardziej utytułowanych brytyjskich sportowców.

Dotychczas zaledwie pięciu zwycięzców Tour de France biło prestiżowy rekord godzinny - Francuzi Lucien Petit-Breton i Jacques Anquetil, Włoch Fausto Coppi, Belg Eddy Merckx i Hiszpan Miguel Indurain.

Urodzony w Gandawie brytyjski zawodnik do próby przystąpił w barwach ekipy WIGGINS, zespołu, w którym przygotowuje się do ostatniego wyzwania w karierze - igrzysk olimpijskich w Rio de Janeiro.

Wiggins, czterokrotny złoty medalista olimpijski w kolarstwie torowym, z legendarnym rekordem mierzył się bez charakterystycznej dla siebie brody i na specjalnie przygotowanym rowerze, owocu prac inżynierów Jaguara i Pinarello. 35-latek od samego początku trzymał bardzo wysokie tempo, już na półmetku notując czas o minutę i 16 sekund lepszy od rezultatu Dowsetta.

- Jestem wdzięczny wszystkim, którzy mnie wspierali. Szczególnie mojej rodzinie, która o ciśnieniu atmosferycznym i innych technicznych aspektach wie już chyba wszystko - śmiał się "Wiggo".

Nadludzki wysiłek dawał się we znaki w trakcie ostatnich 15 minut, ale Wiggins nie poddał się i wynik Dowsetta osiągnął po nieco ponad 58 minutach, przez niecałe dwie kolejne śrubując swój wynik. Końcowy rezultat jest o 1589 metrów lepszy od poprzedniego rekordu.

Wiggins na 250-metrowym welodromie w Londynie celował w wynik 55 kilometrów i 250 metrów, co oznaczało, że czas jednego kółka oscylować musi wokół 16,2-16,3 sekundy. Brytyjczykowi nie sprzyjały warunki atmosferyczne - wyższe od oczekiwanego ciśnienie atmosferyczne oznaczało, że przy wzroście prędkości wzrośnie także opór powietrza, co z kolei przełoży się na pokonany dystans.

Wiggins nie był jednak rozczarowany - na mecie sprawiał wrażenie człowieka, z którego ramion spadł spory balast. Mimo nadludzkiego wysiłku nie miał problemów z chodzeniem - po krótkiej chwili odpoczynku wsiadł na rower i wykonał rundę honorową, dziękując zgromadzonym na trybunach sześciu tysiącom fanów.

- Pamiętam to miejsce z czasów, zanim wzniesiono ten obiekt. Ścigałem się tu jako dziecko, nie mogłem wystartować tu na olimpiadzie w 2012 roku, dzisiejszy dzień jest więc dla mnie specjalny - podsumował przed kamerami.

Tylko dla orłów

Rekord godzinny to konkurencja kolarstwu znana od ponad 100 lat. Zasady są bardzo proste - rower i człowiek. 60 minut na torze kolarskim. Walka z czasem, walka z samym sobą. Żadnych udogodnień, żadnego licznika, pomiaru mocy, bidonu czy energetycznego żelu. Próba siły, siły mięśni i siły woli.

Jeszcze do niedawna zainteresowanie pobiciem rekordu było znikome, a spowodowane było to wprowadzonymi w 2000 roku przepisami, które wykluczyły użycie technologicznie zaawansowanych rowerów oraz prototypów, dopuszczając start na rowerze jak najbardziej zbliżonym do tego, na którym rekord bił w 1972 roku Eddy Merckx. Za regulacjami stała idea uniwersalności rekordu - by mimo zmieniających się warunków każdy zawodnik w historii do próby stawał z takim samym sprzętem.

Od czasów Eddiego Merckxa, najlepszego kolarza w historii, wynik 49 kilometrów i 491 metrów oficjalnie pobili tylko Chris Boardman (2000) oraz Czech Ondrej Sosenka (2005). Ten ostatni w 2005 roku był ostatnim chętnym do walki o rekord i wykręcił 49 kilometrów i 700 metrów.

Prób było jednak więcej, szczególnie w pierwszej połowie lat 90. - kolarze tacy jak Tony Rominger, Miguel Indurain czy Chris Boardman i Graeme Obree poszli w ślady Francesco Mosera i osiągali rezultaty powyżej 50 kilometrów, jednak ścigając się na nowoczesnych rowerach, często prototypach. Boardman w specjalnie wymodelowanej "pozycji supermana" w 1996 roku uzyskał nawet 56 kilometrów i 375 metrów, ale po zmianie przepisów jego wynik sklasyfikowano jako best human effort, czyli "szczyt ludzkich możliwości".

Międzynarodowa Unia Kolarska (UCI) na zmianę zasad zdecydowała się dopiero w połowie 2014 roku. Na mocy nowych regulacji do bicia rekordu można było przystępować na rowerach dopuszczonych do konkurencji torowych, a nie jak poprzednio - na takim samym rowerze na jakim w 1972 roku jechał Eddy Merckx.

Zmiana regulacji zachęciła do prób bicia rekordu. Jako pierwszy poprzeczkę ustanowił 43-letni Niemiec Jens Voigt, we wrześniu 2014 roku pokonując 51 km 115 metrów. Jego wynik nie przetrwał długo - miesiąc później Austriak Matthias Brändle (IAM Cycling) wykręcił 51 km 850 metrów. Równocześnie ruszyła karuzela nazwisk, a aspiracje do zmierzenia się z rekordem zgłaszać zaczęli kolejni zawodnicy.

Swoje trzy grosze do historii rekordu dorzucił młody Australijczyk Rohan Dennis (BMC) - w lutym 2015 roku uzyskując wynik 52 km i 492 metrów. To jego wynik był odnośnikiem dla majowej próby Dowsetta, który poprzeczkę Wigginsowi zawiesił 67 metrów przed 53. kilometrem.

Nieudane próby pobicia rekordu na nowych zasadach zaliczyli natomiast Holender Thomas Dekker, Australijczyk Jack Bobridge, Szwed Gustav Larsson, Polak Andrzej Bartkiewicz oraz brytyjska paraolimpijka Sarah Storey.

źródło: Okazje.info

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.