Kolarstwo. Tour de Pologne na rantach

Jestem pewien, że sukcesy Rafała Majki ściągną na trasę Tour de Pologne rzesze kibiców. Tłum zmotywuje kolarzy. Polacy są wśród faworytów, ale najgroźniejsi będą Belgowie i Holendrzy - mówi Cezary Zamana, ostatni Polak, który wygrał wyścig 11 lat temu

71. Tour de Pologne startuje w niedzielę w Gdańsku. 121 kolarzy z 21 ekip i 40 krajów przejedzie podczas siedmiu etapów 1251 km. Cztery pierwsze odcinki to jazda po płaskim terenie. Później Tour wjedzie w Tatry. Na 9 sierpnia zaplanowana jest jazda indywidualna na czas po ulicach Krakowa, która zakończy wyścig.

ROZMOWA Z CEZARYM ZAMANĄ, zwycięzcą z 2003 roku

DOMINIK SZCZEPAŃSKI: Dlaczego od 11 lat żaden Polak nie wygrał Tour de Pologne?

CEZARY ZAMANA: Sama forma nie wystarczy. W Tour de Pologne ważna jest praca drużyny i doświadczenie kolarza. Już kilka lat temu mówiono, że Rafał Majka może być liderem swojego zespołu na Giro d'Italia, bo ma ogromny potencjał. Ale Majka wciąż czeka na pierwsze etapowe zwycięstwo w tym wyścigu. Michał Kwiatkowski potrafi przyjeżdżać na czołowych miejscach w wielkich wyścigach, ale końcówka Tour de France, kiedy jechał słabo, pokazała, że wciąż brakuje mu doświadczenia. I jeden, i drugi dopiero uczą się pracy z zespołem: masażystami, mechanikami i kolegami. A to decyduje o wynikach.

Co zaważyło na pańskim zwycięstwie w 2003 roku?

- Byłem w wielkiej formie, ale ważniejsze było to, że Tour de Pologne stanowił dla mojego zespołu priorytet w tamtym sezonie. Miesiąc przed startem wiedziałem, że jestem mocny, drużyna została ustawiona tak, żeby mi pomagać. Potrzebowałem tego na trudnych płaskich etapach, gdzie wiało z boku. Byłem świetnie przygotowany do jazdy w górach, ale na nizinach miałem problemy. Coś za coś.

Pomogło mi doświadczenie z jazdy w trudnych warunkach. W Polsce w górach było wtedy zimno - sześć stopni na dole, dwa stopnie na górze. Kluczowe okazały się niuanse. Gdy rywale na trasie mieli jeden punkt z ciepłym piciem, my mieliśmy dwa. Bardzo dbałem o temperaturę ciała, często się przebierałem, by chronić się przed zimnem. Miałem przygotowane szmatki do czyszczenia opon. Dzięki tym kilku szczegółom czułem się bardzo pewnie. Poza tym jechałem zachowawczo, ostrożnie - peleton nie patrzył na mnie jak na potencjalnego zwycięzcę wyścigu, więc miałem trochę luzu.

Czego pan się spodziewa po tegorocznym Tour de Pologne?

- Fali kibiców. Tour de France jest wizytówką kolarstwa, a skoro Majka wygrał tam dwa etapy i koszulkę w grochy dla najlepszego górala, to przy trasie Wyścigu dookoła Polski spodziewam się tłumów. Doping zmobilizuje kolarzy, szczególnie tych 18 Polaków, którzy będą walczyć w peletonie. Ten wyścig jest wielką szansą dla Majki, ale także pozostałych. Mam nadzieję, że ich sukces przyciągnie kolejnych młodych ludzi do kolarstwa.

Majka jest zmęczony po przejechaniu Giro d'Italia i Tour de France. Ma szanse na triumf w Tour de Pologne?

- Nawet gdyby po ostatnim etapie Tour de France nie wsiadł na rower, to i tak ma przecież olbrzymi potencjał [po Tour de France Majka przejechał dwa kryteria w Holandii i w Belgii, jedno z nich wygrał]. Jego organizm od lat jest przyzwyczajany do wyścigów wieloetapowych, nie boję się więc o jego siły. Po Giro d'Italia wydawało się, że na Tour de France jedzie za karę. Tymczasem on spokojnie się rozkręcał i w końcówce pokazał, że jest bardzo mocny. Tak samo powinien rozegrać Tour de Pologne, spokojnie pojechać płaski początek i zaatakować w górach. Skoro hasał w Alpach i w Pirenejach, to nie mieści mi się w głowie, żeby w Tatrach nie zrobił tego samego.

Jest faworytem?

- Jednym z wielu, ale w ostatnich latach Tour de Pologne wcale nie wygrywali najwięksi faworyci. W tym roku jest około dziesięciu zawodników, którzy mogą walczyć o pierwsze miejsce.

Majka i dyrektor wyścigu Czesław Lang mówili, że o zwycięstwie na pierwszych, płaskich etapach może zdecydować umiejętność jazdy na rantach. Co to takiego?

- Jeżeli zawodnicy jadą w odkrytej przestrzeni, przez pola, gdzie nie ma drzew, to często muszą się zmagać z silnym bocznym wiatrem. Trudniej się przed nim schować niż przed wiatrem wiejącym z przodu, gdy jazda w grupie jest łatwa. Przed bocznym wiatrem nie ma schronienia, kolarze radzą sobie, formując coś na podobieństwo wachlarza. Do tego wystarczy sześć-osiem osób, które zmieniają się pozycjami. Chronią się nawzajem, a grupa ma wtedy dużą moc. Peleton często nie jest w stanie za nią nadążyć. Rozdziela się, bo przy dużej liczbie kolarzy bardzo trudno zorganizować się w podobny sposób. Dochodzi więc do sytuacji, gdy kilka grup jedzie w wachlarzu, czyli na rantach, i odpiera ataki reszty. Były przypadki, kiedy Tour de Pologne rozstrzygał się podczas jazdy na rantach.

W ostatnich latach widać jednak, że kolarze coraz lepiej radzą sobie z bocznym wiatrem, potrafią się zorganizować. Nie obawiam się więc, że boczny wiatr dużo namiesza w klasyfikacji generalnej, ale może się zdarzyć sytuacja, że faworyci dostaną po nosach na pierwszych etapach. Nasi liderzy powinni mieć mocne zespoły, które będą w stanie ochronić ich przed bocznym wiatrem.

A co, jeśli w ucieczce nie ma kolegów z zespołu? Czy kolarze z różnych drużyn są w stanie zorganizować się w jeździe na rantach?

- Tak. Wszystko polega na czymś, co nazwałbym "towarzyskością sportową". Zawodnicy z różnych zespołów potrafią dobrać się w grupę, która realizuje cel - ucieka peletonowi. Najlepiej więc wśród kolarzy z innych zespołów mieć sprzymierzeńców, a nie zaciekłych rywali. Polakom tej umiejętności jeszcze brakuje. Jeśli przed wyścigiem deklarujesz, że go wygrasz, to robisz sobie krzywdę, bo skazujesz się na samotność. Trzeba umieć zjednać sobie sympatię kolarzy w peletonie. Wiadomo, że gra toczy się o wynik indywidualny, każdy chce wygrać, ale do niego dochodzi się różnymi drogami. Trzeba dać się lubić.

Jazda na rantach jest charakterystyczna tylko dla Tour de Pologne czy zdarza się też w innych wyścigach?

- Polska jest płaskim krajem, więc jazdy po otwartej przestrzeni jest dużo. Jedyną szansą na rozerwanie peletonu na płaskim etapie jest właśnie jazda na rantach. Podobne warunki - płasko i wieje z boku - panują w Holandii czy w Belgii. Również w Tour de France zdarzają się płaskie etapy z bocznym wiatrem, ale to długi wyścig, więc nie decydują one o wygranej w klasyfikacji generalnej.

Czyli Polacy będą faworytami na płaskich etapach, bo potrafią jeździć przy bocznym wietrze?

- Na pewno potrafimy to lepiej niż kolarze z górskich krajów, jak Hiszpanie. Włosi w takich warunkach radzą sobie przeciętnie, Francuzi trochę lepiej. Groźni będą przede wszystkim Belgowie, Holendrzy.

Więcej o:
Copyright © Agora SA