Majka wciąż liderem, w czwartek znów góry

Nawet płaski etap potrafi wykreować bohatera. W środę w Katowicach po samotnym ataku zwycięstwo w Tour de Pologne odniósł Amerykanin Taylor Phinney.

Kolarz grupy BMC Racing, tej samej, z której wywodzi się zwycięzca wtorkowego etapu Thor Hushovd, finiszował w dawno niespotykanym stylu. Zaatakował kilka kilometrów przed metą, jechał agresywnie, nie oglądając się za siebie. Peleton nieustannie miał go w zasięgu wzroku, wydawało się, że spokojnie go dogoni. Ale tym razem jeden potrafił przeciwstawić się wszystkim. Phinney gnał z prędkością 70, może 80 km na godzinę i dopiął swego. Wygrał, to jego pierwsze etapowe zwycięstwo w sezonie.

Ponownie swoje pięć minut mieli Polacy. W ucieczce na początku etapu znaleźli się Kamil Gradek i Paweł Franczak z reprezentacji Polski oraz Jacek Morajko z CCC Polsat Polkowice. Gradek na ulicach Katowic uciekał samotnie przez kilka kilometrów. 23-letni polski kolarz nie miał jednak siły przebicia i możliwości Phinneya.

Na ósmej pozycji przyjechał Rafał Majka. Zawodnik Saxo-Tinkoff bezpiecznie trzymał się czoła peletonu, by nie ulec kraksie. To dla polskiego lidera było najważniejsze na płaskich etapach. Nowe wyzwanie czeka go już w czwartek, gdy peleton znów wjedzie w góry. Nie takie jak na dwóch pierwszych, włoskich etapach; nie można ich też porównać ze wzniesieniami, z którymi kolarze będą się zmagać w piątek. Na sześciu górskich premiach, w tym dwóch pierwszej kategorii na Głodówce (1117 m n.p.m.), peleton może się jednak porwać jak zużyty sweter. Liderzy muszą zachować czujność, w klasyfikacji generalnej liczy się każda sekunda. Z drugiej strony w ostatnich trzech edycjach TdP w Zakopanem, gdzie organizatorzy wyznaczyli metę etapu, na pierwszych miejscach przyjeżdżali sprinterzy: Ben Swift (2012), Peter Sagan (2011) i Edvald Boasson Hagen (2009).

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.