Andrzej Piątek, trener kadry kolarzy górskich i grupy CCC Polkowice: To wyścig drugiej kategorii, ale jedziemy tam przede wszystkim na tygodniowe treningi, które pozwolą nam poznać dokładnie trasę lipcowych mistrzostw Europy. Jak ważna to dla nas impreza, mówić nie muszę, w końcu Maja Włoszczowska broni tam tytułu mistrzyni. Wyniki w Izraelu nie wliczają się do klasyfikacji Pucharu Świata, ale są jednym z etapów kwalifikacji olimpijskich, które kończą się 31 grudnia 2011 roku. Do tego czasu każdy start traktujemy bardzo prestiżowo. W 2008 roku, kiedy te kwalifikacje wystartowały, zajęliśmy 13. miejsce, ale wtedy absorbował nas przede wszystkim olimpijski wyścig w Pekinie, więc sporo startów odpuściliśmy. W minionym roku Polska zajęła drugie miejsce na świecie, jesteśmy w ósemce rankingu, co daje dwa miejsca na igrzyskach w Londynie.
- Być może Światowa Unia Kolarska (UCI) przyzna nam dziką kartę, jeśli trzy nasze zawodniczki będą na światowym szczycie. Zdarzyło się tak przed igrzyskami w Sydney, kiedy dodatkową nominację dostała Anna Szafraniec.
- Imprezą główną są wrześniowe mistrzostwa świata w kanadyjskim Mont-Sainte-Anne na początku września. Maja Włoszczowska powalczy tam o tęczową koszulkę mistrzyni świata, co nie udało się w poprzednim sezonie, kiedy ze startu wyeliminował ją wypadek. Nie w tym roku, to w przyszłym, ale między olimpijskimi startami chcielibyśmy złota. Ola Dawidowicz, ubiegłoroczna mistrzyni świata do lat 23, rozpocznie starty w kategorii elity. Ma szansę na miejsce w czołowej ósemce, o medal jeszcze będzie jej trudno. Chociaż kto wie, to taki "walczak", nie boi się absolutnie nikogo.
Celem nadrzędnym dla całej kadry Polski są olimpijskie kwalifikacje, dlatego - jak już wcześniej wspominałem - będziemy startować bardzo często od połowy marca do połowy października. Marzy mi się czołowa trójka światowego rankingu.
- Dołączyła do kadry, a także do mojej grupy zawodowej CCC Polkowice. Chcę, by najlepsze polskie kolarki miały komfort pracy przez cały rok, warunki na poziomie czołówki światowej. W ubiegłym roku w debiutanckich mistrzostwach świata do lat 23 Paula zajęła siódme miejsce. Jestem przekonany, że będzie robiła znaczące postępy. O medal w tym roku chyba jeszcze nie powalczy, ale w kolejnych edycjach będzie faworytką do podium. Badania, jakie zrobiliśmy z Paulą, wskazują, że ma ponadprzeciętne możliwości i głowę na karku, co nie jest bez znaczenia. Wydolnościowo, wytrzymałościowo nie odstaje od najlepszych, ale trzeba jej poświęcić dużo czasu, nadrobić zaległości techniczne, co widać przy jeździe w terenie i przy zjazdach. Z każdym treningiem jest jednak coraz lepiej, liczę, że w roku olimpijskim Paula dociągnie do czołowej dziesiątki w elicie. Mielibyśmy wówczas najsilniejszą na świecie reprezentacje. Niewykluczone też, że dwie dziewczyny pojadą w Londynie w wyścigu górskim, a dwie w szosowym.
- Sądzę, że czołówka na razie się nie zmieni. Obok Majki do światowego topu zaliczyłbym Niemkę Sabinę Spitz, Rosjankę Irinę Kalentiewą, a więc medalistki igrzysk w Pekinie i ostatnich mistrzostw Europy. Do tego Austriaczka Elisabeth Osl, która wygrała klasyfikację Pucharu Świata, Hiszpanka Marga Fullana, Kanadyjka Catherine Pendrel. Dobrze zaczęła też jeździć Norweżka Lene Byberg. Każda z nich może stanąć na podium największych imprez, z tym że trzy wymienione na początku są najgroźniejsze.
- To najważniejszy etap naszych przygotowań. Ćwiczymy tu interwały, powtórzenia. Najdłuższy trening dochodził do sześciu godzin, czyli około 140 km po wysokich górach z 50-kilometrowym podjazdem dochodzącym w niektórych miejscach do 18 proc. nachylenia z przewyższeniem 2500 metrów. Na niektórych ściankach jechałem ostatnio zygzakiem. Majka, która ma tętno maksymalnie 180 uderzeń na minutę, pracuje na poziomie ponad 160 uderzeń, a więc można mówić o prawdziwej harówce. Poza pierwszym tygodniem, kiedy spadł śnieg, pogoda jest wymarzona. Żałuję, że wcześniej tutaj nie przyjeżdżaliśmy, nie znalazłem dotąd lepszego miejsca do kolarskich przygotowań.
- Ponieważ trasy mistrzostw świata i Europy są bardzo wymagające. I tak będzie przez większą część sezonu, ale zdarzy się, że w niektórych wyścigach pojedziemy na sztywnej ramie. Zresztą Scott wyposażył nas kompleksowo. Do tych dwóch ram dziewczyny dostały też rower szosowy, czasowy i treningowy do domu. W sumie po pięć sztuka każda. To niejedyna nowość, bo firma Shimano wyposażyła Majkę w osprzęt elektroniczny. Żadnych linek, żadnych manetek. Chcesz zmienić przełożenie, dotykasz guzik i już. Przed każdym wyścigiem trzeba ładować baterię, która wystarcza na dziesięć godzin.
- Majka ma zostać objęta indywidualnym programem olimpijskim, czyli mamy mieć dobrze. W przyszłości, bo na razie program ten jeszcze nie funkcjonuje. Szkolenia kadrowego tak naprawdę też nie ma. Gdyby nie pomoc sponsora naszej grupy, firmy CCC i jej prezesa Dariusza Miłka, mielibyśmy kłopoty nawet z przygotowaniami. O sytuacji w PZKol wolę się nie wypowiadać.
Maja Włoszczowska i jej koleżanki wystartują w tym roku w 31 wyścigach. Oto najważniejsze z nich:
13 marca: Haifa Race Izrael (początek sezonu)
25 kwietnia: Puchar Świata, Anglia
2 maja: Puchar Świata, Belgia
8 maja: Maja Race, Jelenia Góra
23 maja: Puchar Świata, Niemcy
6-9 lipca: mistrzostwa Europy, Izrael
18 lipca: mistrzostwa Polski
25 lipca: Puchar Świata, Szwajcaria
1 sierpnia: Puchar Świata, Włochy
31 sierpnia-5 września: mistrzostwa świata, Kanada
Moje ambicje, plany i marzenia na kolejny sezon znacznie wzrosły. Jestem bardziej dojrzałą i doświadczoną zawodniczką, a zeszłoroczne sukcesy tylko mnie mobilizują. Głównym celem są dla mnie wrześniowe mistrzostwa świata, dlatego podczas przygotowań daję z siebie wszystko. No i mam dobre wzorce, bo na Teneryfie spotkaliśmy grupę Liquigas z Ivanem Basso i Sylwestrem Szmydem na czele, ćwiczyliśmy też z grupą Astana, m.in. z Alberto Contadorem czy Aleksandrem Winokurowem. We wtorek wracamy do Polski, a później wyprawa na Izrael, gdzie chciałabym przede wszystkim dobrze poznać trasę mistrzostw Europy.
not. iwan
5
rowerów, w tym jeden z pełną elektroniką, ma do dyspozycji w tym roku wicemistrzyni olimpijska. Każdy z nich wart jest kilkadziesiąt tysięcy złotych