Armstrong i Contador. Walka będzie do samego końca

W piątek na finiszu etapu w Andorze Alberto Contador pokazał Lance'owi Amstrongowi, kto rządzi w peletonie. Czy dziś Amerykanin weźmie rewanż. - Nic się nie zmieni. Ani Contador, ani Armstrong nie zaryzykują ucieczki - ocenia najlepszy polski kolarz Sylewester Szmyd. Relacja na żywo w Sport.pl od 12:30.

W piątek, kiedy Armstrong i Contador - dwaj rywale z tej samej grupy - szachowali się przed decydującym atakiem na szczyt Andora Arcalis (2248 m npm), żółtą koszulkę lidera wciskaną im przez wszystkich fachowców świata, zabrał sprzed nosa Nocentini, główny bohater brawurowej dziewięcioosobowej ucieczki.

Dosłownie sprzed nosa, bo przewaga Włocha w klasyfikacji generalnej po 224 kilometrowym siódmym etapie wynosi zaledwie sześć sekund nad Contadorem i osiem nad Armstrongiem. Tuż po minięciu mety liderem wyścigu został ogłoszony co prawda Contador, zwycięzca Wielkiej Pętli z 2007 roku, ale organizatorzy szybko się poprawili.

Rywalizacja między Contadorem i siedmiokrotnym zwycięzcą Armstrongiem to refren Tour de France.

W piątek na dwa kilometry przed metą na Arcalis Contador wystrzelił jak z procy. Armstrong nie zareagował, jechał dalej własnym tempem.

- Nie spodziewałem się tego ataku, ale też nie był on wielkim zaskoczeniem - skomentował akcję Hiszpana. - Czułem się dobrze, ale też trzeba pamiętać, że Arcalis to nie jest bardzo stromy podjazd. Nie jestem tak wymordowany, jak spodziewałem się że będę, ale też nie poszło wszystko dziś tak jak zaplanowałem - stwierdził Amerykanin, który startował do etapu jako wicelider.

Być może więc Armstrong po prostu nie chciał nadwerężać sił, bo jako 37-latek musi gospodarować nimi oszczędnie. Z pewnością przydadzą mu się później, bo walka o zwycięstwo w Tour de France nadal nie jest rozstrzygnięta. I dlatego zadowolił się tym, że na szczycie stracił do Contadora zaledwie 21 sekund (a musiał jeszcze zjechać 25 kilometrów do hotelu).

- To że żaden z nich nie jest liderem, jest nawet dla nich wygodniejsze. Domyślałem się, że Contador zaatakuje, ale też uważałem, że lepiej będzie dla nich, jeśli pozycji lidera nie zdobędą. To zdejmuje z nich presję, niewygodnie się w żółtej koszulce jeździ. Nocentini nie stanowi dla nich zagrożenia. Sam się podda - mówi Sylwester Szmyd, najlepszy polski kolarz.

Ucieczka na piątkowym etapie udała się, bo - co charakterystyczne - żadna grupa z Astaną nie chciała współpracować. Przed startem do etapu w najlepszej piątce w klasyfikacji generalnej było czterech przedstawicieli kazachskiej grupy. Są większą siłą w peletonie niż swojego czasu Banesto Miguela Induraina, i kolarze w peletonie uważają, że mogą śmiało korzystać z ich wysiłku.

W sobotę i niedzielę kolejne etapy w Pirenejach, najważniejszy punkt niedzielnego wyścigu to sławna góra Tourmalet, ale mety są płaskie. - Moim zdaniem w peletonie nic się nie zmieni. Ani Contador, ani Armstrong nie zaryzykują ucieczki w środku takiego etapu. Oni i cała reszta będą czekać na finisz pod górę, albo do czasówki w Annecy - uważa Szmyd.

Problem polega na tym, że czasówka to 18. etap, w którym może się okazać, że Armstrong przypomni sobie jak genialnym jest specjalistą od jazdy indywidualnej. Zaś najbliższy finisz pod górę odbędzie się 25 lipca - podczas etapu na legendarną górę Ventoux, w przedostatnim dniu wyścigu.

A to oznacza, że walka między nim a Contadorem może trwać do samego końca.

Nocentini liderem co wydarzyło się w piątek ?

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.