100. Wyścig dookoła Włoch: Jego Wysokość Lance Armstrong

Organizatorzy Giro d'Italia na stulecie wyścigu otrzymali wyjątkowy prezent - po raz pierwszy w karierze wystartował w nim najsłynniejszy kolarz świata Lance Armstrong. O końcowym zwycięstwie on sam nawet nie myśli

Czy występ wracającego do wielkich startów po blisko czteroletniej przerwie kolarza zakończy się sportową klapą, drobnym czy wielkim sukcesem, już sama jego obecność we Włoszech jest błogosławieństwem niebios dla dyrektora wyścigu Andrea Zoemegana. Dostał za darmo reklamowe medium warte wiele milionów euro. Skrzętnie to wykorzystał, z obopólną korzyścią.

Jeszcze jesienią ubiegłego roku patron prasowy wyścigu "La Gazetta dello Sport" jako pierwsza gazeta w Europie opublikowała wywiad z siedmiokrotnym zwycięzcą Tour de France po jego powrocie. Potem "La Gazetta" udostępniła mu za darmo swoje łamy. Znalazła się w nich każda informacja o Armstongu z ostatnich miesięcy i dni. Te ważne - o wizycie w szpitalu w Rzymie na oddziale onkologicznym, o rozmowie z włoskim ministrem spraw zagranicznych, o dalszych projektch fundacji Livestrong, która zebrała od początku swojego istnienia już 300 mln dol., i te dużo mniej istotne.

O Włoszech Amerykanin wypowiadał się więc w samych superlatywach. - Mam sentyment. Tutaj po raz pierwszy startowałem w Europie - mówił. "Jego Wysokość Lance Armstrong" został przedstawiony podczas uroczystej prezentacji Giro w Wenecji. Patrząc na to wszystko, ma się wątpliwości, czy Armstrong wrócił do kolarstwa jako kolarz, czy może raczej jako działacz społeczny lub polityk.

O jego formie sportowej niewiele wiadomo. Jest to dla niego pierwszy wielki wyścig w tym roku. Wcześniejsze - australijski Tour Down Under czy Tour of California, nie miały tego kalibru co Giro czy lipcowy Tour de France. - Na pewno nie przyjechałem tu, by wygrać. Byłbym jednak rozczarowany, gdybym nie sięgnął po zwycięstwo etapowe, może być w górach, może być w jeździe na czas - oceniał 37-letni Amerykanin w Wenecji swoje szanse. Pierwszy raz w karierze przytrafił mu się zwykły pech. W marcu Armstrong upadł na trasie wyścigu dookoła Burgos i złamał obojczyk. Miał przerwę w treningach, stracił hardość i pewność siebie. - Będę zadowolony, kiedy uda mi się ukończyć ten wyścig - powiedział przed Giro i wcale nie żartował.

Nawet we własnej grupie Astana nie będzie liderem. Został nim jego rodak Levi Leipheimer. Faworytem numer 1 wyścigu jest Ivan Basso, Włoch, który w Tour de France rywalizował jak równy z równym właśnie z Armstrongiem. W 2006 roku wygrał Giro, po czym został zdyskwalifikowany za udział w aferze Puerto. Basso będzie pomagać jeden z dwóch Polaków na trasie Sylwester Szmyd (drugim jest Bartosz Huzarski). W gronie pretendentów do zwycięstwa w Rzymie jeszcze inny Włoch Damiano Cunego oraz Rosjanin Denis Mienszow.

Pierwszym liderem został Anglik Mark Cavendish z Columbia Team, dzięki zwycięstwu tej grupy w rozegranej w malowniczej scenerii weneckiej laguny jeździe drużynowej na czas. Takich atrakcji na trasie będzie jeszcze więcej. Aż cztery etapy liczyć będą ponad 235 kilometrów. Wyścig przejedzie przez wszystkie wielkie miasta Włoch: Mediolan, Bolonię, Florencję, Neapol i oczywiście Rzym. Finał - jazda indywidualna na czas - odbędzie się wokół Koloseum. Kolarze od pierwszego tygodnia wyścigu będą ścigać się w górach. Bez Armstronga ten wyścig też pewnie byłby wyjątkowo pociągający.

Zwycięzcy ostatnich lat

1999 - Ivan Gotti (Włochy)

2000 - Stefano Garzelli (Włochy)

2001 - Gilberto Simoni (Włochy)

2002 - Paolo Salvoldelli (Włochy)

2003 - Gilberto Simoni (Włochy)

2004 - Damiano Cunego (Włochy)

2005 - Paolo Savoldelli (Włochy)

2006 - Ivan Basso (Włochy)

2007 - Danilo Di Luca (Włochy)

2008 - Alberto Contador (Hiszpania)

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.