Rio 2016. Kolarstwo górskie. Maja Włoszczowska wicemistrzynią olimpijską. - Dajcie wody, i cukru, bo zaraz zemdleję!

Maja Włoszczowska po ośmiu latach od Pekinu ma drugie olimpijskie srebro. - Ten medal jest dla Marka Galińskiego, bez którego nie byłoby mnie tutaj - mówiła za metą

Chwilę za metą miała jeszcze tyle energii, że kolarskim zwyczajem podniosła rower w górę i to kilka razy, aby dobrze wypadło na zdjęciach. Potem skakała w radosnym kole z całą ekipą, udzielała wywiadów stacjom telewizji i radiowym. Ale następną serię wywiadów przerwała: - Dajcie mi wodę. Albo coś słodkiego, natychmiast, cokolwiek, bo padnę - powiedziała, i widać było, że mówi serio. Piła colę łapczywie, kilkanaście łyków jeden po drugim, aby organizm natychmiast otrzymał kalorie do funkcjonowania. Odwołała pozostałe wywiady. - Tu nie ma żartów, ja naprawdę zemdleję, muszę wracać - tłumaczyła.

Jazda po poligonie

Było to po półtorej godzinie ścigania po otwartym terenie, gdzie - jak mówi trener Mai od techniki zjazdu Arkadiusz Perin - grzeje się wszystko na otwartej przestrzeni, bez drzew. Rejon poligonu, tereny do paintballu, łyse wzgórza - tam się ścigały. Trasa ułożona na kamieniach, wijąca się serpentynami. - Niezbyt trudna technicznie, ale tu i ówdzie trzeba było bardzo uważać i nie narazić się na złapanie gumy - mówił Perin.

- W tym wyścigu bardzo dobrze wystartowałam, ani razu nie byłam niżej niż piąta - mówiła Maja, która jako czwarta zawodniczka rankingu UCI ustawiła się na linii w pierwszym szeregu. Była cały czas w czołówce. A kiedy razem ze Szwedką Jenny Rissveds i Szwajcarką Jolandą Neff wyprzedziły Lindę Indergard, też Szwajcarkę, często prowadziła wyścig. Z tyłu trwała walka, a ta trójka uciekała. Aż do przedostatniego okrążenia, kiedy Szwedka wzmocniła tempo.

Szwedka z zapasem sił

- Wtedy widziałam, że Jolanda zaczyna cierpieć - mówiła Maja. Potem był jeszcze tylko jeden nerwowy moment, kiedy nie odblokowała na szczycie amortyzatora i przejechała przez kilka przeszkód na sztywnym kole. Dopiero przed skokiem w dół, który kolarze górscy nazywają dropem, tym samym gdzie przewróciła się i złamała obojczyk Katarzyna Solus-Miśkowicz, włączyła amortyzator. Kiedy Szwedka uderzyła z całych sił po raz drugi, Maja już nie znalazła odpowiedzi. - Wiedziałam, że właśnie ona będzie mocna. W tym roku kiedy nie łapała defektu, wygrywała.

Kiedy Szwedka przemykała obok nas na kolejnych rundach widzieliśmy, że wygląda na taką zawodniczkę, która zachowała sobie jeszcze siły na zapas. Przyspieszyła na przedostatnim dużym podjeździe i błyskawicznie zyskała przewagę. - Właśnie wtedy jechałam blisko granicy własnych możliwości - wspominała Włoszczowska. Granica możliwości Szwedki była nieco dalej. Rissveds zyskała jeszcze kilka sekund przewagi na najdłuższym podjeździe. Obie pod tym względem były nie do doścignięcia, właśnie tam królowały - przygotowywały się tym samym rytmem: odpuściły ostatni start Pucharu Świata, stawiając na przygotowania wysokogórskie.

Złote paznokcie

Maja była w Kolumbii, niedaleko Medellin, skąd wróciła zauroczona krajem. Kiedy zobaczyła jak Kolumbijka Marianna Pajon - z Medellin - zdobyła złoto w BMX z pomalowanymi na złoto paznokciami, też je pomalowała. Przede wszystkim Kolumbia - ojczyzna najlepszych kolarskich górali - dała jej siłę na podjazdach. Ale kolor paznokci złota nie przyciągnął.

Maja zdobywa medale regularnie, i niemal zawsze są one srebrne. To najsłynniejsze do tej pory srebro było w Pekinie, też w ostatni weekend igrzysk. Jednym z nielicznych sezonów, w jakich nie przywiozła żadnego medalu, był 2012. Kiedy szykowała się do igrzysk olimpijskich, doznała podczas zjazdu poważniej kontuzji. Trzy tygodnie przed startem! Było to jedno z najbardziej dramatycznych zdarzeń w jej karierze.

Jedź, jedź, jak Adam Małysz

Trener Perin, sam świetny zjazdowiec, uważa, że taka zadra pozostaje na bardzo długo. Trzeba sportowca potem przekonać do zjeżdżania, aby się nie stresował, nie usztywniał, aby mógł odpoczywać. - Maja też miała problem, aby zjeżdżać tak, jak przed wypadkiem. Trzeba było ją stopniowo przywracać do zjeżdżania. No, i jest też tak, że kobiety sa bardziej zachowawcze w takich sprawach. Myśle, że teraz, po dwóch latach ścisłej współpracy, jeździ tak jak wtedy.

Perin znalazł się w ekipie po tragedii, do jakiej doszło dwa lata temu. Trener i przyjaciel Włoszczowskiej Marek Galiński zginął w wypadku samochodowym w 2014 roku. To był ogromny cios, bo to Galiński tchnął w Maję energię na dalszy ciąg kariery po Pekinie, po tym jak rozstała się z twórcą jej pierwszych sukcesów, Andrzejem Piątkiem. To Galińskiemu Włoszczowska dedykowała medal, o Galińskim przypominała wskazując na opaskę na swojej ręce. Jeździ z nią od dwóch lat, na opasce jest imię i nazwisko tragicznie zmarłego trenera i jego motto: "Just do your job". Co Maja tłumaczyła na Małyszowe: "Myśl tylko o dwóch równych skokach". - U nas to by brzmiało: każdy fragment trasy przejedź perfekcyjnie. Adam zmienił nasz sport, jest dla mnie wzorem pokory wobec własnej kariery i nauczył nas takiego podejścia: myśl tylko o tym, by robić swoje.

Maja Włoszczowska pędzi po srebro. Brawurowa jazda na olimpijskiej trasie [ZDJĘCIA]

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.