Tour de France. Froome na nogach po zwycięstwo

Przez 103 lata kolarskiego Tour de France nie zdarzyło się, żeby lider wyścigu biegł do mety. Ale Chris Froome w końcu wychował się w Kenii.

Gdy Richie Porte wpadł w motor i przeleciał przez kierownicę, a Brytyjczyk biegł w kierunku mety, w Chalet-Reynard odpoczywali już najszybsi w czwartek Thomas De Gendt (Lotto Soudal), Serge Pauwels (Team Dimension Data) i Daniel Navarro (Cofidis, Solutions Credits). Zaczęli uciekać tuż za Montpellier i pierwsi dojechali do Chalet-Reynard. To tutaj, a nie na Mont Ventoux była w tym roku meta 12. etapu. Organizatorzy skrócili trasę o 6 kilometrów i obniżyli finisz o prawie 500 metrów. Wszystko przez wiatr, który w czwartek rozpędzał się powyżej 100 km/godz. A to przypominało, co działo się na szczycie Mont Ventoux w 2000 roku. Kiedy Marco Pantani wjeżdżał tam przed Lance'em Armstrongiem, wiało tak mocno, że trzeba było schować podium. Bo mogło odfrunąć.

Ale nawet ta decyzja nie sprawiła, że w czwartek było bezpiecznie. Najpierw dowiedzieliśmy się, że dwóch kibiców uległo hipotermii, ponieważ próbowali spędzić noc pod wierzchołkiem "prowansalskiego olbrzyma". W nocy wiało ponad 130 km/godz., a odczuwalna temperatura wynosiła 10 stopni.

Potem w dziwny sposób z roweru podczas zjazdu spadł Simon Gerrans. - Coś takiego oglądamy bardzo rzadko. Gerrans został podcięty przed wiatr - komentował na gorąco Greg LeMond, trzykrotny zwycięzca Tour de France. W Australijczyka wjechali kolarze Sky, którzy wcześniej nadawali rytm goniącemu trzynastu uciekinierów peletonowi. Kraksa sprawiła, że odpuścili.

Etap wygrał De Gendt, który w Chalet-Reynard zdobył 50 punktów do klasyfikacji górskiej i został jej liderem - ma 89 punktów, o 8 więcej niż drugi Thibaut Pinot (FDJ) i trzeci Rafał Majka (77 pkt).

Ważniejsze rzeczy działy się jednak kilka kilometrów niżej, gdzie jechali dwaj faworyci - Christopher Froome (Sky) i Nairo Quintana (Movistar). Przepowiadano, że to właśnie na zboczach Mont Ventoux Kolumbijczyk spróbuje zaatakować Brytyjczyka. Ale kiedy do mety zostało 3,5 km, Froome stanął na pedałach i wyrwał do przodu, a Quintana nawet nie próbował wytrzymać jego tempa. Za liderem Tour de France ruszyli tylko Richie Porte (BMC) i Bauke Mollema (Trek-Segafredo). Froome kolejny raz potwierdził, że w tym roku jest mocniejszy od Quintany - najpierw uciekł mu na płaskim etapie, potem odjechał na zjeździe, teraz był lepszy pod górkę.

Co stało się na ostatnich trzech kilometrach, dokładnie nie wiadomo. Na pewno nagle zahamował motocykl telewizyjny. Richie Porte wpadł w niego z dużą prędkością, bo nie miał jak go ominąć - stojący wokół drogi kibice zostawili tylko wąski korytarz, którym pojazdy wspinały się w górę.

- Jeśli organizatorzy nie są w stanie kontrolować kibiców, to nad czym potrafią zapanować? - złościł się Porte po wyścigu.

Potem w motocykl i leżącego na asfalcie Australijczyka wjechali Froome i Mollema. Ten ostatni szybko się pozbierał i pojechał dalej. Rower Froome'a został uszkodzony, a po chwili zobaczyliśmy, jak Brytyjczyk biegnie w kierunku Chalet-Reynard. Potem wsiadł na rezerwowy rower, ale coś było z nim nie tak, bo Froome nie był w stanie podjechać w kierunku mety. Chwilę czekał na poboczu, aż w końcu przyjechał samochód Sky i Brytyjczyk dostał kolejny rower. Na metę wjechał 100 sekund za Mollemą i gdyby takie wyniki zostały uznane, to spadłby na szóste miejsce w klasyfikacji generalnej, a nowym liderem zostałby Adam Yates (Orica--BikeExchange). Jury postanowiło jednak zaliczyć Froome'owi czas Mollemy. A to znaczy, że dalej jest liderem i ma nad Yatesem 47 sekund przewagi.

- Nikt nie chciałby dostać żółtej koszulki po czymś takim. Ona należy się Froome'owi - powiedział po wyścigu Yates.

Ślub Ivanović i Schweinsteigera! Lewandowski gratuluje [ZDJĘCIA]

 

Po części oficjalnej, Ivanović i Schweinsteiger odpłynęli łodzią w kierunku miejsca, gdzie miało się odbyć wesele. Ślub wzięli w tej samej kaplicy, w której dwa lata wcześniej pobrali się George i Amal ClooneyowiePo części oficjalnej, Ivanović i Schweinsteiger odpłynęli łodzią w kierunku miejsca, gdzie miało się odbyć wesele. Ślub wzięli w tej samej kaplicy, w której dwa lata wcześniej pobrali się George i Amal Clooneyowie LUIGI COSTANTINI/AP

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.