Biało-czerwoni dwójkowo nigdy nie zameldowali się w czołówce wyścigu z czasem. Dotychczas w historii jazdy indywidualnej na czas zawodowców, wprowadzonej w 1994 roku, Polska mogła pochwalić się osiągnięciami Zenona Jaskuły, którego w 1995 roku sklasyfikowano na 7. miejscu, a w latach 1994 i 1997 na dziewiątym. Na przestrzeni kolejnych lat do osiągnięć zawodnika ze Śremu nawiązał tylko Bodnar, w 2010 roku kończąc mistrzostwa na 9. miejscu.
Białobłocki, rewelacja tego sezonu, w czerwcu został mistrzem Polski w jeździe indywidualnej na czas, a w sierpniu triumfował na etapie jazdy indywidualnej na czas kończącej Tour de Pologne. 31-letni kolarz w Richmond startował jako jeden z pierwszych i początkowo nie notował najlepszych czasów, ale po minięciu półmetka przyspieszył, ostatnie 11 kilometrów pokonując najszybciej ze wszystkich startujących.
Polak przez dłuższy czas prowadził, ale, zgodnie z oczekiwaniami, jego czas nie wytrzymał próby najlepszych specjalistów w tej konkurencji. Debiutujący na mistrzostwach globu zawodnik brytyjskiej grupy One Pro Cycling zmieścił się jednak w czołowej dziesiątce, tuż za kolegą z reprezentacji - Maciejem Bodnarem - który poprawił o jedno oczko swój dotychczasowy wynik - 9. miejsce z 2010 roku.
Występ Bodnara to kolejny dobry wynik w drugiej części sezonu - 30-latek w maju zaliczył ciężką kraksę w Kalifornii i do ścigania powrócił dopiero na trasie Tour de Pologne, na dobry początek wygrywając czwarty etap, a później zajmując drugie miejsce na czasówce w trakcie Vuelta a Espana.
Dwa miejsca w czołowej dziesiątce wyścigu elity to nie tylko pierwszy taki wynik w historii, ale także dobra wiadomość na przyszły rok - według regulacji kwalifikacyjnych na Igrzyskach Olimpijskich w Rio de Janeiro Polska w jeździe na czas wystawić będzie mogła dwóch kolarzy, a nie jednego, jak na przykład Wielka Brytania czy Stany Zjednoczone.
Nowy mistrz globu, Białorusin Wasil Kiryjenka (Team Sky), w peletonie znany jest jako niesamowicie lojalny i niezawodny pomocnik, świetny czasowiec i zawodnik przygotowany do prowadzenia peletonu przez wiele kilometrów. "Człowiek maska", śmieją się internauci i dziennikarze, gdyż Białorusinowi na twarzy zwykle nie drgnie nawet muskuł, nawet jeśli akurat pokonuje on niezwykle trudną alpejską przełęcz.
34-latek wielokrotnie pokazywał, że jazda na czas to coś, w czym czuje się dobrze - tylko w tym roku wygrał próbę w tej specjalności na Giro d'Italia, w przeszłości na koncie zapisywał etapowe triumfy zarówno na Giro, jak i Vuelta a Espana. W walce o medale w jeździe na czas liczy się od 2012 roku - w Valkenburgu zdobył brąz, rok później we Florencji był czwarty, a przed rokiem w Ponferradzie także zakończył próbę tuż za podium. Wczoraj dopiął swego, po trasie tocząc się niczym parowa lokomotywa i zwycięsko wychodząc z pojedynku z Adriano Malorim.
Końcowy układ podium był zaskakujący - wobec niemocy faworyzowanego Niemca Tony'ego Martina i defektu Australijczyka Rohana Dennisa o medale walczyli Hiszpan Jonathan Castroviejo, zaskakujący fantastyczną jazdą Francuz Jerome Coppel oraz Malori i Kiryjenka. Krążki powędrowały w ręce Włocha i Francuza, którzy przypomnieli rodakom o tej specjalności.
Francja i Włochy, kolarskie potęgi, w wyścigu jazdy na czas elity mężczyzn nie mogą pochwalić się wyjątkowymi osiągnięciami. Malori i Coppel zdmuchnęli z baz danych grube warstwy kurzu - w tabeli medalowej dotychczas figurowały tylko pojedyncze sukcesy - srebro dla Włoch w 1994 roku zdobył Andrea Chiurato, a "Marsylianki" w San Sebastian w 1997 roku słuchał na podium Laurent Jalabert.
Tour de France. Pościg na koniu, kraksy i groźne bydło [NAJLEPSZE ZDJĘCIA]