Tour de France. Ciężkie trzy tygodnie Christophera Froome'a

Christopher Froome po raz drugi w karierze wygra Tour de France. 30-letni Brytyjczyk po ostatnim górskim etapie w klasyfikacji generalnej ma minutę i 12 sekund przewagi nad drugim Kolumbijczykiem Nairo Quintaną (Movistar Team) i ponad pięć minut nad jego kolegą z ekipy - Hiszpanem Alejandro Valverde.

Lider zespołu Sky przed sobą ma tylko jeden etap - 110-kilometrowy spacer do Paryża. Niedzielny odcinek to czas podsumowań, gratulacji i picia szampana, a w końcówce - prestiżowego pojedynku sprinterów na Polach Elizejskich.

Klasyfikacje nie ulegną już zmianie, Froome musi tylko dojechać do mety, a na finałowym podium otrzyma maillot jaune - żółtą koszulkę zwycięzcy - oraz polka dot jersey - koszulkę najlepszego górala największego wyścigu świata.

Co by było...

... gdyby Nairo Quintana nie stracił 1:28 na wiatrach w Holandii? Kolumbijczyka na drugim etapie zaskoczyła kraksa i do Brytyjczyka stracił prawie półtorej minuty. Najlepszy młodzieżowiec wyścigu w Alpy wjechał ze stratą 3 minut i 10 sekund do Froome'a i dystans ten odrabiał, acz na zboczach legendarnego Alpe d'Huez nie zdołał złamać rywala.

25-letni Kolumbijczyk musi po raz drugi zadowolić się koszulką najlepszego młodego zawodnika oraz drugim miejscem na podium w Paryżu. Ekipa Eusebio Unzue może być zadowolona - na trzecim miejscu stanie Alejandro Valverde.

Doświadczony Hiszpan podium "Wielkiej Pętli" szturmował już wielokrotnie, nigdy jednak nie udało mu się do niego dopchać. Po powrocie z odsiadki za dopingowe grzeszki Valverde wygląda mocniej niż kiedykolwiek i w wieku 35 lat dopisuje do swoich palmares kolejne wygrane w klasykach, a teraz, w roli pomocnika, podium Tour de France.

Z twarzą z Francji wyjeżdża ubiegłoroczny triumfator - Vincenzo Nibali. Włoch pokazał pazur i wolę walki, a triumf na górskim etapie w Alpach przesunął go na 4. miejsce i dał spore powody do radości włoskiej prasie.

Ludzką twarz pokazał za to Alberto Contador. Hiszpan walczący o historyczny dublet po raz drugi w karierze po wygranej w Giro d'Italia zakończy zmagania we Francji na 5. miejscu. Znak jest czytelny - jeśli tak wielki zawodnik nie zdołał wygrać w dwóch podejściach, kolejne próby raczej nie mają szans nawiązania do wyczynów Miguela Induraina i Marco Pantaniego.

Tylko nie wygrać etapu

Froome 102. edycję Touru wygrał z duetem hiszpańskiej ekipy Movistar, po drodze triumfując na tylko jednym górskim etapie. Swoim występem na pirenejskim podjeździe La Pierre-Saint-Martin rozpętał jednak piekło w internecie. Pojawiły się pytania o doping, o generowaną moc, o nadludzkie wartości przedstawiane we francuskiej telewizji. Pytano o wjazd na Mont Ventoux z 2013 roku i nie pomogły nawet kroki podjęte przez sztab ekipy, który w dniu przerwy podał parametry swojego lidera.

Z każdym dniem stawało się jasne, że każde kolejne zwycięstwo Froome'a będzie wodą na młyn dla krytyków zespołu. Do karygodnych zachowań doszło na trasie - lidera wyścigu oblano moczem i opluto, jego pomocnicy od kibiców otrzymywali kuksańce i wyzwiska, a samochód zespołu Sky po przejeździe przez Alpe d'Huez nadawał się do gruntownego mycia.

Nic więc dziwnego, że brytyjski zespół nie był zainteresowany wygranymi etapowymi i dalszym miażdżeniem opozycji. Dwa pirenejskie etapy zgarnęli Rafał Majka i Joaquin Rodriguez, w Alpach triumfowali Simon Geschke i Romain Bardet. Grupy faworytów wjeżdżały na metę spóźnione o 3 lub nawet blisko 20 minut. Froome nie atakował, pilnował tylko rywali, nie dając śledzącym czasy wjazdów i próbującym z ekranu wyczytać doping ekspertom na analizowanie - kamery nie pokazały nawet dokładnie momentu, w którym liderzy podjazd rozpoczynali.

Lider zespołu Sky sprawy w swoje ręce musiał wziąć na przedostatnim górskim odcinku, gdy na La Toussuire do ofensywy przeszedł Vincenzo Nibali. Kolejnego dnia Brytyjczyka złamać próbował Nairo Quintana, ale nadrobić zdołał tylko 80 sekund.

Ale to już było

Szef zespołu Sky, Dave Brailsford,

dopingową szopkę przetrwał już dwukrotnie. W 2012 roku stał u boku sir Bradleya Wigginsa, który na pytania o doping cierpliwie odpowiadał. Do czasu, w połowie wyścigu nie wytrzymał i oskarżających go o nielegalne wspomaganie internautów określił kilkoma nienadającymi się do przytoczenia epitetami.

Rok później z pytaniami mierzyć musiał się Froome, którego o nielegalne wspomaganie oskarżali internauci zajmujący się obliczaniem, na podstawie dostępnych danych, generowanej mocy i czasów wjazdu na najsłynniejsze podjazdy. Prym wiódł Antoine Vayer, były trener niesławnej ekipy Festina, jeden z najbardziej zagorzałych antydopingowych krzyżowców, który w czystość brytyjskiej ekipy nie wierzy od samego początku.

Sky pod ostrzałem znajduje się od 2012 roku i choć brytyjski zespół od początku swojego istnienia nawoływał do większej transparentności i zadawania pytań, zdecydowanie nie miał na myśli takich burz internetowych czy karygodnych zachowań kibiców plujących na kolarzy w czarnych koszulkach lub wylewających kubeczki moczu na lidera wyścigu.

Internet internetem, ale hipokryzją zalatuje też nieco z biura prasowego. Dziennikarze, którzy codziennie potrafią zasypywać pytaniami o doping grupę Brailsforda, nie czują potrzeby robienia tego w stosunku do innych kolarzy - z pytaniami o zabronione wspomaganie mierzyć nie musi się Alberto Contador ani duet ekipy Movistar - Nairo Quintana i Alejandro Valverde. Co ciekawe, Sky w szeregach nie ma zawodników karanych za doping, za to Valverde i Contador "odsiedzieli" po dwa lata za dopingowe grzeszki i powiązania. Quintana konto ma czyste, acz co pewien czas indagowany jest o problem dopingu i rzadkich kontroli w rodzinnej Kolumbii.

Jakość reportażu

Temat dopingu powrócił do łask we francuskiej prasie i telewizji w miarę jak więdły nadzieje trójkolorowych na dobry końcowy wynik jednego z asów znad Loary. Do jakości i bezstronności relacjonowania wyścigu przyczepić można się po obu stronach kanału La Manche, acz o ile fakt, że media brytyjskie momentami bezkrytycznie wspierają swoich rodaków nie dziwi, o tyle we Francji obserwować można było znaczący spadek jakości relacjonowania Touru.

Byli kolarze, mający rzecz jasna bogatą i niewyjaśnioną dopingową przeszłość, publicznie sugerowali, że Froome korzysta z zabronionego wspomagania. Na tym polu wybijał się zdecydowanie Laurent Jalabert. Popularny "Jaja" największe sukcesy święcił w połowie lat 90., czyli w złotym wieku "EPOki". Wielokrotnie oskarżany o doping, łączony z doktorem Michele Ferrarim, w raporcie senackiej komisji o Tourze 1998 znalazł się na liście zawodników, których powtórne testy połączyły z użyciem EPO. Jalabert nigdy nie przyznał się do dopingu, co nie przeszkadzało mu w wypowiadaniu się na temat Froome'a do czasu, gdy o szczegóły i dowody zaczęli dopytywać koledzy po fachu z brytyjskich stacji telewizyjnych.

Jak skała

Froome wygrał swój drugi Tour w karierze, a trzeci dla zespołu Sky w ostatnich sześciu latach, czyli w całej krótkiej historii istnienia ekipy. Brytyjczyk tym razem bez problemów przebrnął przez nerwówkę pierwszego tygodnia wyścigu, moc pokazał w Pirenejach, rywali trzymał krótko na etapach przejazdowych, a na alpejskich przełęczach bronił koszulki lidera i mimo dwukrotnej straty do śmigającego po górach Quintany obronił prowadzenie.

Solidność skały przydała mu się jednak nie tylko na trasie, a w trakcie całego wyścigu. Przedstartowa presja była olbrzymia, a jeśli dodać do tego wspominane incydenty i atmosferę wokół zespołu - Froome musiał sięgać do głębokich rezerw spokoju i opanowania, by wytrzymać trzy tygodnie w nieustannym świetle kamer i fleszy.

30-latek zmienił się jednak od czasu swojego pierwszego zwycięstwa - na starcie w Utrechcie sprawiał wrażenie bardziej wyluzowanego, ale zarazem opanowanego i rozmownego, pozwalał sobie nawet na żarty podczas konferencji prasowej. Kurs psychicznego przetrwania zdobyty we Francji na pewno mu się przyda - z trudnymi pytaniami i falą oskarżeń w przyszłości przyjedzie mu się zmierzyć jeszcze nieraz.

źródło: Okazje.info

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.