Kolarstwo. Amstel Gold Race: 34 małych morderców

200 kolarzy przeciska się w wąskich uliczkach, na ciasnych rondach, męczy się na 34 pagórkach Limburgii. Jednym z faworytów niedzielnego Amstel Gold Race jest Michał Kwiatkowski.

O takich wyścigach mówimy, że ogień w peletonie idzie cały czas. Jest nieustająca walka o najlepszą pozycję. Kolarze jadący z przodu wchodzą w zakręt na pełnej szybkości. Ci w środku muszą już hamować, a ci z tyłu - na zakręcie stoją w miejscu. Czołówka w tym czasie jest już kilometr dalej. Więc znów trzeba grzać, gonić ją albo nie dać się zepchnąć w tył - opowiada "Wyborczej" Piotr Wadecki, były kolarz i uczestnik Amstel Gold Race, a teraz dyrektor polskiej grupy CCC Sprandi Polkowice, która z dziką kartą wystartuje w niedzielę w wyścigu zaliczanym do najwyższej kategorii UCI World Tour. Trasa liczy 258 kilometrów.

- I jest bardzo trudna, nie tylko ze względu na dużą liczbę podjazdów, ale też holenderskie drogi. Wąskie, pełne progów, rond, wysepek, przejazdów przez małe miasteczka, gdzie na poboczu stoją samochody i kibice. Kolarze mówią, że to wyścig rzeźnia, każda grupa musi pilnować liderów, żeby gdzieś się nie poobijali i nie zgubili - dodaje Wadecki. "Tour de Rondo" - tak przezwał ten tor przeszkód Robert Millar, szkocki kolarz startujący w latach 80.

Amstel Gold zadebiutował w 1966 r., co przy Paryż - Roubaix (1896) czy "staruszce" Liege-Bastogne-Liege (1892), czyni go klasykiem młodziutkim. Ale w Holandii nie ma ważniejszego wyścigu, w niedzielę na ulice prowincji Limburg między startem w Maastricht a metą w Valkenburgu wylegną dziesiątki tysięcy fanów kolarstwa z całego kraju, a w sobotę 15 tys. z nich wystartuje w wyścigu amatorów.

Wszystko zaczęło się w latach 60. od browaru Amstel, który sponsorował zawodową grupę Hermanna Krotta. To on wpadł na pomysł, by wzorem Belgów, Francuzów i Włochów stworzyć narodowy klasyk. Udało mu się namówić szefów Amstela na wsparcie, które trwa do dziś. Pierwszą edycję wygrał Jean Stablinski, syn polskiego górnika, który przed II wojną światową wyemigrował za chlebem do Francji.

Holendrzy mieli swoją złotą erę w latach 70. i 80., gdy triumfowali seryjnie. Janowi Raasowi udało się cztery razy z rzędu, a w sumie pięć, aż dziennikarze przemianowali wyścig na "Amstel Gold Raas", ale ostatnio jest posucha. Od wygranej Erika Dekkera w 2001 r. żadnemu Holendrowi nie udało się zwyciężyć.

W tym roku wśród faworytów znalazł się Tom Dumoulin (Giant-Alpecin), ale tym największym jest Belg - Philippe Gilbert z grupy BMC, okrzyknięty królem Caubergu, czyli decydującego, ostatniego podjazdu na trasie. Gilbert wygrywał Amstela trzykrotnie, w tym zeszłoroczną edycję, a także rozgrywane na tej samej trasie w 2012 r. mistrzostwa świata.

Amstel rozpoczyna tydzień trzech ardeńskich klasyków - w środę kolarze będą się ścigać w Walońskiej Strzale, a w kolejną niedzielę w Liege-Bastogne-Liege. Trzy wyścigi łączy to, że w odróżnieniu od wcześniejszych wiosennych klasyków nie mają odcinków brukowych, zamiast tego - mnóstwo podjazdów. W Amstelu 34 pagórki układają się w sumie w... 4 tys. m przewyższenia! Przy wysokim tempie jazdy ich pokonanie oznacza morderczy wysiłek. - To wyścig dla kolarzy dobrze jeżdżących pod górę, ale raczej nie lekkich i drobnych klasycznych górali, bo podjazdy są krótkie i trzeba też umieć szybko zjeżdżać i dobrze finiszować. To idealne warunki dla Michała Kwiatkowskiego - mówi "Wyborczej" Zenon Jaskuła, trzeci kolarz Tour de France 1993.

Kwiatkowski i jego belgijska grupa Etixx-Quick Step od początku roku powtarzają, że dla mistrza świata ardeńskie klasyki to najważniejszy odcinek sezonu. Polak przed rokiem zajął w Amstelu piątą lokatę, walcząc do końca w wąskiej grupce liderów. W Walońskiej Strzale i w Liege finiszował trzeci. W tym roku w Holandii bukmacherzy widzą go w czołowej trójce - obok Gilberta i Hiszpana Alejandro Valverde (Movistar). Ale ostatnim mistrzem świata, który wygrał Amstel Gold, był Bernard Hinault 34 lata temu.

Wyścig zazwyczaj rozstrzyga się na Caubergu, który kolarze w końcówce pokonują czterokrotnie, po raz ostatni - 1,8 km przed metą. Podjazd ma tylko 1,5 km, ale średnie nachylenie wynosi 5 proc., a momentami dochodzi do 11 proc. - Bardzo zbliżone warunki do tych z Ponferrady, gdy Michał wygrywał mistrzostwo świata. Jeśli na szczycie będzie w czołówce, powinien walczyć o zwycięstwo - podkreśla Jaskuła.

Początkowo grupa Tinkoff-Saxo zapowiadała w składzie na Amstel Rafała Majkę, ale ostatecznie Polak w Holandii nie wystartuje. Ma się pojawić dopiero w Belgii, gdzie górki są nieco dłuższe.

W polskim CCC liczą co najmniej na powtórkę z zeszłego roku, gdy Jarosław Marycz był długo widoczny w ucieczce, a Davide Rebellin finiszował w czołowej grupie na 13. miejscu. Spore nadzieje wiązane są z będącym w doskonałej formie Maciejem Paterskim, który wygrał niedawno etap w Volta Catalunya. - Czasy, gdy w takich wyścigach nic nie znaczyliśmy, już się skończyły - zapowiada Wadecki.

źródło: Okazje.info

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.