Kolarstwo. Nadciąga era kolarzy

- Michał Kwiatkowski i Rafał Majka mogą stanąć za kilka lat na podium Tour de France. Wzajemna rywalizacja będzie ich dodatkowo napędzać - uważa Zenon Jaskuła, trzeci kolarz Tour de France w 1993 r., wicemistrz olimpijski i świata w drużynowej jeździe na czas

Rozdajemy bilety na mecze Polska - Niemcy i Polska - Szkocja. Weź udział w prostym konkursie!

Kwiatkowski mistrzem świata - jest pan zaskoczony?

- Nie, bo Michał pokazywał od dawna, że jednodniowe klasyki jeździ bardzo dobrze. To, co zrobił w niedzielę, to gigantyczny sukces polskiego sportu, zauważony na całym świecie, nie ma chyba poważnej gazety czy telewizji, która by go nie odnotowała.

A styl? Ten świetny atak na ostatnich kilometrach, gesty na mecie z całowaniem orła na piersi...

- Od razu przypomniał mi się Joachim Halupczok i jego atak w Chambéry w 1989 r., który dał mu mistrzostwo świata amatorów. Achim miał więcej kilometrów do mety, gdy ruszył, dłużej jechał sam, ale to była ta sama odwaga, ten sam ofensywny ogień. Michał z pomocą drużyny rozegrał wyścig po mistrzowsku. Dobrze, że na tych ostatnich kilometrach wytrzymał z przodu sam, bo w sprinterskiej rozgrywce z Alejandro Valverde'em i Simonem Gerransem mogło być różnie. Spóźniłby się z finiszem albo popełnił drobny błąd i byłby czwarty czy piąty. Chciał złota, więc wziął je. Brawo!

A te gesty na mecie, całowanie orzełka, powinny być pokazywane w szkołach na lekcjach WF - polski sportowiec na mecie, zdobywając mistrzostwo świata, spontanicznie pokazuje, że nie jedzie wyłącznie dla siebie, ale dla drużyny, dla Polski. I bardzo dobrze, niech dzieciaki mają takiego idola.

Kiedy na 150 km przed metą na czele peletonu jechała dziewiątka Polaków, niektórzy pukali się w czoło, że za wcześnie, że niepotrzebnie męczą się dla innych. Okazało się, że taktyka była dobra.

- Do mnie też w trakcie wyścigu dzwonili zdziwieni znajomi, ale ta akcja była konieczna. Z przodu uciekało czterech kolarzy z przewagą około 15 minut. Ktoś musiał zacząć ich gonić, bo za kilkadziesiąt kilometrów mogło być za późno i wszyscy faworyci biliby się o piąte miejsce zamiast o medale. W pościg ruszyli Polacy, z tego co wiem, z inicjatywą wyszedł Michał Gołaś, kolega Michała z belgijskiej grupy Omega Pharma-Quick Step. Wiedział, że Michał jest mocny, że ma formę. To on podjechał do selekcjonera Piotra Wadeckiego i uzyskał zgodę na pogoń. Część chłopaków nie dojechała przez to do mety, bo stracili za dużo sił, ale warto było. Zazwyczaj na czele peletonu MŚ pokazują się Włosi czy Francuzi, teraz byli Polacy. I w trakcie wyścigu, i na mecie. O to chodziło.

Wszyscy powtarzają, że Polacy byli jednością. Ale walczyło dziewięciu, a medal ma tylko jeden.

- Takie już jest kolarstwo. Ile to już razy Włosi czy Hiszpanie ponosili na MŚ klęski, bo w ekipie byli kolarze z za dużym ego i nie wiadomo było, który lider jest ważniejszy. Sztuką jest znać swoją rolę w drużynie i akceptować ją. Polacy pokazali, że w grupie było świetne zrozumienie. Od początku wierzyli w Michała, bo inaczej nie wypluwaliby dla niego płuc. On, rozumiejąc doskonale, ile im zawdzięcza, odwdzięczył się na mecie. Tak to powinno funkcjonować, lider i drużyna muszą się uskrzydlać nawzajem. Jestem przekonany, że w tym ataku na ostatnich kilometrach większość energii Michałowi dała właśnie wdzięczność dla chłopaków. Wypchnęła go do przodu jak proca.

Kwiatkowski miał świetny początek sezonu, ale latem nie zachwycał, forma gdzieś uleciała. Czemu wróciła w najważniejszym momencie?

- Jest jeszcze młody, ma 24 lata, był zmęczony, więc musiał odpocząć. Dobrze zrobił, nie jadąc w Tour de Pologne, choć niektórzy go krytykowali, że odwraca się od narodowego wyścigu. Ale on musiał odbudować formę i zrobił to, bo w Tour of Britain we wrześniu znów był szybki. Jestem jednak przekonany, że napędza go też rywalizacja z Rafałem Majką, który wygrał klasyfikację górską Tour de France i cały Tour de Pologne. Chciał mu jakoś odpowiedzieć. Michał to chłopak z charakterem.

Co go jeszcze wyróżnia?

- Umie wygrywać, nie boi się, nie zjada go stres. Sam talent i przygotowanie to za mało, bo jeśli uzdolniony kolarz przed ważnym startem nie może zasnąć, bo się denerwuje, to potem wiadomo, że pęknie też na trasie. Michał potrafi sobie z nerwami radzić, co najlepiej pokazał właśnie na MŚ.

Da się jakoś porównać tytuły Ryszarda Szurkowskiego z lat 70. ubiegłego wieku i Kwiatkowskiego?

- Nie da. To tak, jakbyśmy próbowali ocenić, czy większy sukces odnieśli siatkarze Wagnera, czy Antigi. Grali w innych epokach, i na swój sposób byli najlepsi.

Gdzie będzie Kwiatkowski za kilka lat?

- Po wywalczeniu mistrzostwa świata jego wartość poszła w górę kilka razy, ale Michał już był uznawany za wieki talent, jeździ w zawodowej grupie z najwyższej półki. Teraz może liczyć na jeszcze większą pomoc kolegów i walkę o wygranie największych wyścigów. Myślę, że przez dwa-trzy lata skoncentruje się na najbardziej prestiżowych klasykach, może zostanie ich królem, jak kiedyś Belg Johan Museeuw, a potem, wraz z rosnącym doświadczeniem i wytrzymałością, spróbuje walczyć o podium Tour de France, Giro d'Italia i Vuelta a Espana.

Kto pierwszy może wspiąć się w nich na podium - Majka czy Kwiatkowski?

- Nie chcę typować. Za kilka lat obaj mogą tam być. Rywalizacja będzie napędzać ich obu. Ale nie zapominajmy, że polskie kolarstwo na nich się nie kończy. Jest wielu zdolnych kolarzy, którzy po ostatnich sukcesach rodaków mogą dostać skrzydeł i zacząć wygrywać. Zobaczcie, jak rozwija się np. Maciej Paterski, który tak świetnie pomagał w końcówce MŚ Kwiatkowskiemu.

Skąd ta eksplozja polskich talentów?

- Walka z dopingiem w kolarstwie zaczyna odnosić skutek. Przez kilkanaście lat w erze Lance'a Armstronga doping przybrał karykaturalne rozmiary, to był wyścig systemowej farmakologii, a nie kolarzy. Dziś wracamy do korzeni. Sito dopingowe jest szczelniejsze, a do głosu zaczynają dochodzić sportowcy, którzy ciężko pracują i mają talent. Zdolnych chłopaków nigdy u nas nie brakowało. Trzeba jeszcze tylko zrobić ścieżki rowerowe i wygonić dzieci sprzed komputera.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.