Tour de France. Majka, góralissimus

Rafał Majka wjechał trzeci na szczyt Hautacam. Już żaden kolarz nie odbierze mu tytułu najlepszego górala Tour de France. Ciężki pirenejski etap wygrał lider Vincenzo Nibali.

Nibali zaatakował u podnóża Hautacam. Majka - aby nie przegrać do Włocha koszulki w czerwone grochy - nie mógł być dalej niż na szóstym miejscu. Ale jechał w większej grupie. "Zbyt duże ryzyko" - pomyślał zapewne. Więc jednym mocnym atakiem na osiem kilometrów przed metą rozerwał peletonik. Łatwo wyprzedził dwóch zawodników między nim i Nibalim. I do końca kontrolował sytuację. W połowie dogoniła go co prawda trójka rywali, a Polak nie miał tak pewnej miny jak dzień wcześniej, gdy wygrał w Saint-Lary-Soulan, ale na ostatnich 400 metrach jeszcze raz uderzył. Koło utrzymał, a tuż przed metą wyprzedził go Francuz Thibaut Pinot.

Majka wygrał w Tourze dwa arcytrudne górskie etapy, jeden w Alpach, drugi w Pirenejach, był też drugi w Alpach, a na czwartkowym- trzeci. W piątek łatwy i płaski etap do Bergerac z jedną premią IV kategorii, na której można zdobyć tylko jeden punkt. Nikt już nie odbierze mu jednego z najbardziej prestiżowych tytułów w kolarstwie.

Wsiadamy do rolls-royce'a

Majka błyszczy, choć plan jego grupy Tinkoff-Saxo na Tour de France zawalił się na 10. etapie, gdy Alberto Contador wjechał w dziurę na asfalcie w trakcie wyciągania energetycznego batona. Ze złamaną kością piszczelową Hiszpan wycofał się z wyścigu. Trzeba było wdrożyć plan B. Okazał się on niewiele gorszy niż plan A, a już najlepszy okazał się dla Majki. Inne drużyny, które straciły w różnych okolicznościach swoich liderów, nie mogą powiedzieć nic równie optymistycznego - gdzie są kolarze grupy Sky, zeszłorocznego zwycięzcy Chrisa Froome'a (wycofał się na 5. etapie)?

A Oleg Tinkow, właściciel grupy, i Bjarne Riis, jej dyrektor sportowy, mają już dalsze mocarstwowe plany. Chcą poszerzyć front walki o wszystkie kolarskie trofea. Do grupy ma dołączyć Słowak Peter Sagan, jeden ze zdolniejszych kolarzy młodego pokolenia, który bezdyskusyjnie prowadzi w klasyfikacji najlepiej punktujących TdF. Kończy mu się kontrakt w Cannondale. Jeśli dodamy do niego Majkę jako jednego z najlepszych górali i zdrowego Contadora, w kolejnych wyścigach Tinkoff-Saxo może walczyć o zgarnięcie całej puli. Sagan liczyłby się w walce o zieloną koszulkę w klasyfikacji sprinterskiej. Majka - o koszulkę w czerwone grochy w klasyfikacji górskiej i być może wziąłby udział w wyścigu po żółtą koszulkę razem z Contadorem. Znakomita jazda całej trójki mogłaby przynieść tytuł dla najlepszej drużyny.

Tinkow rozmawia też o innych wzmocnieniach - na temat Bauke'a Mollemy. - Znakomity kolarz, chcemy się dogadać. To samo dotyczy Wilco Keldermana. Niestety, większość agentów chyba wciąż ma mnie za głupiego Rosjanina, który po prostu wyłoży pieniądze - mówi Tinkow.

Jeśli ten plan się sprawdzi, to Tinkoff--Saxo może okazać się kolarską wersją Rolls-Royce'a. Tylko czy w tej limuzynie nie zrobi się za ciasno dla Majki?

Zobacz wideo

Nie powtórzyć błędu Jaskuły

- Ja na miejscu Rafała przez najbliższy czas, rok, dwa zostałbym w tym rolls-roysie - mówi Zenon Jaskuła, który sam kiedyś podjął niedobrą decyzję. Po pamiętnym Tour de France w 1993 roku, w którym zajął trzecie miejsce, jadąc dla GB MG, dostał propozycję dołączenia do Miguela Induraina i jego zespołu Banesto. Ale chciał iść na swoje, do zespołu Jolly Club. Ekipa nie zdołała zaangażować wystarczająco dobrych kolarzy i zabrakło jej punktów w klasyfikacji, aby wystartować w Tour de France. - Wyścig w 1994 roku oglądałem w telewizji.

- Rafał uczy się od Contadora, jest tu zależność jak między mistrzem i terminatorem. Ale to już długo nie potrwa. Jest siedem lat różnicy między nimi - mówi Czesław Lang, były zawodowy kolarz, szef Tour de Pologne.

- Majka jako lider zespołu doskonale pojechał w Giro d'Italia, w Tour de France dostał skrzydeł i jeździ jeszcze lepiej. Jak zaatakował Viscontiego przy ostatnim zwycięstwie! To już nie diesel, to wyścigówka - zachwyca się Jaskuła. - A przecież w każdym wyścigu przypadki chodzą po ludziach, wycofują się mocni kolarze jak w tegorocznym Tour de France. A w przeszłości wielokrotnie się zdarzało, że o zwycięstwo w klasyfikacji generalnej walczyli kolarze z tej samej grupy. Miałem to samo: w mojej grupie byli Mario Cipollini, Franco Ballerini, Johan Musseuw, każdy chciał być pierwszy na klasykach. Może i Majka jeździć z Contadorem. Albo Contador z Majką.

Fakt, w rywalizacji na szczycie Touru kolarzy z jednego zespołu było mnóstwo. Walczyli Laurent Fignon z Gregiem LeMondem (1. i 3. w 1984 r., obaj Renault), LeMond z Bernardem Hinaultem (1. i 2. w 1986 r., 2. i 1. w 1985 r., obaj La Vie Claire), Joop Zoetemelk i Raymond Poulidor (2. i 3. w 1976 r., obaj Gan-Mercier), Riis i Jan Ullrich (1. i 2. w 1996 r., obaj Telekom), a ostatnio Bradley Wiggins i Chris Froome (1. i 2. w 2012 r., obaj Sky).

"Pan 60 procent"

Kolarskie interesy Majki prowadzi jeden z najmocniejszych agentów kolarskich Giovanni Lombardi. Włoch zajmuje się też karierami m.in. Contadora, Sagana, a także Pawła Poljańskiego, który tak dobrze pomagał Majce w Giro. I wszystko się ładnie układa.

Zarówno Tinkow, jak i Riis wiedzą, co trzeba zrobić, by osiągnąć sukces.

- Riis sprawdzał się jako kolarz, sprawdza i jako menedżer. Jego słowa: "Nie walcz o najlepszego górala z Rodriguezem na małych górach, wygraj etap, będziesz miał koszulkę", były świetne - mówi Jaskuła, który pokonał Riisa w Tour de France w 1993 roku.

Duńczyk wygrał Tour trzy lata później, ale na liście zwycięzców przy jego nazwisku jest dopisek: "Stosował doping".

Nigdy go nie złapano, przyznał się sam przyciśnięty zeznaniami kolegów i współpracowników z zespołu Telekom, ale dopiero w 2007 roku. Do tego czasu w peletonie miał swój nieoficjalny pseudonim - "Pan 60 procent" - co wprost odnosi się do poziomu hematokrytu. Bo nawet lekarze osławionego zespołu Festina obawiali się faszerować swoich kolarzy EPO, gdy hematokryt zbliżał się do niebezpiecznego dla zdrowia poziomu 55 proc. (dla dorosłego mężczyzny prawidłowy wskaźnik to 42-52 proc.). On się nie bał. Kiedy zadopingowany po uszy jak brojler jechał w 1998 roku na Tour de France, wybuchła afera Festiny. Francuska policja zaczęła przeszukiwać również pokoje zawodników Telekomu - Riis w kilkadziesiąt sekund wyrzucił wszystkie zastrzyki do toalety, spuścił wodę. I wycofał się z wyścigu. Dotąd uważa, że w tamtych czasach doping był formą przygotowania do sezonu.

Na pewien czas wykreślono go nawet z listy zwycięzców wyścigu, ale postanowiono go na nią wciągnąć z powrotem.

Dziś jest bossem zespołu, który z mozołem tworzył od końca lat 90. Siły połączył z Olegiem Tinkowem.

Techno-Szok i pierogi

Rosyjski miliarder chce zostać Romanem Abramowiczem kolarstwa, ale robi to z większym wdziękiem. Prawdziwy oryginał. Po pierwszym zwycięstwie Majki rozpłakał się przed kamerami. Potem wygrali jeszcze Mike Rogers i znów Majka. Wtedy Tinkow, czy jak za granicą i w biznesie się podpisuje Tinkoff, napisał na Twitterze: "3 zwycięstwa, p**dolić ich!!! ("3 wins, fuck them!!!"). Chyba miał na myśli rywali albo próbował przekazać swój zachwyt "Ja p**dolę!!!").

Tinkow w przeciwieństwie do większości sponsorów nie traktuje zaangażowania w kolarstwo wyłącznie w kategoriach inwestycji. Przejeżdża te same trasy co kolarze jego grupy. Lubi pochwalić się w necie zdjęciami z wycieczki, lubi doradzać kolarzom, jak zachowywać się na trasie.

Jego ojciec był syberyjskim górnikiem. Już na studiach - po służbie wojskowej w Kraju Nadmorskim, na pograniczu z Chinami - wykazał się talentem do interesów. Trwała Gorbaczowowska pierestrojka, Tinkow na niej skorzystał. Rozwinął sieć sklepów z elektroniką sprowadzaną z Singapuru. Sprzedał za 7 mln dol. Rozwinął produkcję pierogów na masową skalę. Też sprzedał - Abramowiczowi za 21 mln dol. Założył browar. Też sprzedał - Belgom za 201 mln dol. Dziś jego majątek szacuje się na prawie 2 mld euro.

Gdy już się poczuł biznesowo mocny, postanowił zainwestować w kolarstwo. Bo lubił ten sport - jako student w Leningradzie jeździł amatorsko-wyczynowo. W 2007 roku założył grupę Tinkoff Credit Systems, a dwa lata później zaangażował się w projekt Katiusza sponsorowany przez Gazprom. Jak wiele razy wcześniej - ze sklepami Techno-Szok, z pierogami Daria (sieci dał imię córki), z browarem Tinkoff - gospodin Oleg chciał czegoś nowego, czegoś ożywczego. Wycofał się z Katiuszy i stąd był już tylko krok do grupy Saxo Bank, w której zarządzał Riis. Ostatnio Tinkow wykupił całą grupę, pozostawił Duńczyka na stanowisku, a z czasem zaufał też Alberto Contadorowi (choć wcześniej krytykował gwiazdę na Twitterze za brak zaangażowania). Dziś robi sobie z nim selfie.

Rosjanin buduje zespół, który może wygrać w wielkich wyścigach w każdej kategorii: klasyfikacji generalnej, górskiej, punktowej, młodzieżowej. Zespół najmocniejszy na świecie. Być może znów po to, by sprzedać go z zyskiem. Podobno zastanawia się nad liniami lotniczymi.

Więcej o:
Copyright © Agora SA