Kolarstwo. Majka pociągnął z serca

- Obroni się - zapewniał Zenon Jaskuła, jedyny Polak na podium wielkiego wyścigu. I miał rację. Rafał Majka po życiowej czasówce nie tylko utrzymał trzecie miejsce w klasyfikacji generalnej Giro d'Italia, ale zwiększył przewagę nad groźnymi góralami. Nowym liderem jest Kolumbijczyk Rigoberto Uran, srebrny medalista olimpijski z Londynu.

Polak przegrał z nim, czyli z jednym z faworytów wyścigu, oraz z młodym Włochem Diego Ulissim (tak jak Majka pojechał czasówkę życia) i - zaledwie o pięć sekund - z jadącym z pozycji lidera Australijczykiem Cadelem Evansem, który wygrał swoją najważniejszą samotną walkę z czasem w Tour de France w 2011 roku, kiedy zapewnił sobie zwycięstwo w wielkim wyścigu.

Majka wspaniale rozłożył siły na trudnym etapie - zupełnie jak weteran, choć przecież ma dopiero 23 lata. A nawet nie chodzi tylko o czasówkę, bo Polak umiejętnie jechał na wcześniejszych etapach, zachowując siły właśnie na czwartek.

Pierwsza część 42-kilometrowego etapu w winnych regionach Piemontu z Barbaresco do Barolo wiodła pod górę, trasa sprzyjała więc specjalistom takim jak Majka. I rzeczywiście na pomiarze czasu na Boscasso (650 m n.p.m.) właśnie górale byli w czołówce. Polak był szósty. Ale później, na trudnym technicznie zjeździe, a zwłaszcza na niemal 10-kilometrowym wypłaszczeniu i niezbyt wymagającym podjeździe na finiszu, lepiej powinni jechać specjaliści od jazdy na czas, rytmowcy. I tak było - górale w większości tracili swoją przewagę. Ale nie Majka. Mimo gróźb znakomitego holenderskiego czasowca Wilco Keldermana o odebraniu Majce białej koszulki najlepszego młodzieżowca Polak zwiększył nad nim przewagę. Podobnie jak nad innymi rywalami do zwycięstwa w tej ważnej klasyfikacji - Fabio Airu i Domenico Pozzovivo. Przewaga wzrosła też o ponad półtorej minuty nad znakomitym góralem, jednym z faworytów do zwycięstwa w klasyfikacji generalnej Nairo Quintaną, też młodzieżowcem, który był dopiero 13.

Jaskuła przewidział, że startując ze znakomitej trzeciej pozycji w klasyfikacji generalnej, Majka miał mocne atuty do świetnej jazdy - chodzi oczywiście o motywację do walki, która jest zupełnie inna w morderczej próbie, w godzinnym maksymalnym wysiłku, niż gdyby jechał z dalszych pozycji, bo wtedy, choćby nie wiadomo co, każdy podjazd stanowi przeszkodę trudną do pokonania. Tymczasem jadąc jako trzeci od końca, Majka mógł kontrolować przeciwników, którzy startowali przed nim - kłania się łączność z dyrektorem sportowym za pomocą radia i słuchawek - co również zwiększa motywację do walki. Kręta trasa oraz pogoda - wiatr, deszcz i mokra nawierzchnia - też zwiększały szanse Polaka ważącego podczas wyścigu nie więcej niż 60-61 kg. Cięższym rywalom trudno było utrzymać rytm, przeszkadzały im ostre zakręty, na których koniecznie trzeba było mocno hamować i znów wyrywać do przodu, na przykład cięższy Evans i wyższy Kelderman mieli kłopoty z utrzymaniem się na asfalcie.

Był to etap, w którym się okazało, kto ma siły na to, aby wygrać Giro. Uran ma tych sił aż nadto, skoro aż o 1 min 17 s pokonał następnego na mecie zawodnika. Wkrótce zaczynają się góry, a Kolumbijczyk jest wybitnym specjalistą na podjazdach, co pokazał w zeszłym roku właśnie w Giro, kiedy wygrał w solowej akcji górski etap do Altopiano del Montasio. Już w sobotę będzie ostry podjazd pod Oropę (1142 m n.p.m., przewyższenie 800 m na 12 km), w niedzielę na Plan di Montecampione (1665 m, przewyższenie 1250 m na 20 km).

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.