Polski lider grupy w Giro d'Italia: Contador się mną dziwił

Do Giro zostało pięć miesięcy, a już się boję. Bo nie tylko nogi się liczą, ale również głowa. Wiem, że będzie ciężko - mówi Rafał Majka, 22-letni kolarz grupy Saxo Bank

Zima? Nieważne! Polska na rowery! ?

Dwa tygodnie temu Bjarne Riis, dyrektor sportowy Saxo Bank, jednego z najlepszych zespołów na świecie, zapowiedział, że Majka pojedzie jako lider zespołu w przyszłorocznym Giro d'Italia, jednym z trzech największych wyścigów obok Tour de France i Vuelta Espana. Niemal anonimowy w światowym peletonie kolarz stanie przed szansą walki o zwycięstwo etapowe i czołową pozycję w klasyfikacji generalnej. Będzie też głównym kandydatem do wygranej klasyfikacji młodzieżowej.

Olgierd Kwiatkowski: Spodziewał się pan takich wiadomości?

Rafał Majka: Dowiedziałem się 29 listopada w Kopenhadze. Wcześniej były tylko pogłoski, mówili o tym dyrektorzy sportowi. Mimo to nie mogłem uwierzyć, byłem pod wrażeniem. Od sześciu miesięcy jestem w zawodowym peletonie, mam 22 lata, a tu nagle takie zadanie. Kiedy Zenon Jaskuła liderował Tour de France, miał 33 lata, ja dopiero zaczynam karierę zawodową. Do Giro zostało mi pięć miesięcy, a już się tego boję. Bo nie tylko nogi się liczą, również głowa. Wiem, że będzie ciężko, bo ciąży na mnie ogromna odpowiedzialność.

Jakie zadanie postawił panu Bjarne Riis?

- Dyrektor chce sprawdzić, jak sobie poradzę na wielkim Tourze w tak młodym wieku. Miejsce w pierwszej dziesiątce byłoby dobre, minimum to pierwsza piętnastka. To jest zadanie do realizacji, najważniejsze to mieć trochę szczęścia, uniknąć kraksy w czasie przygotowań i potem na wyścigu.

Wśród kolegów z drużyny nie ma zazdrości o to, że to pan, młody nieznany chłopak z Polski, będzie liderem na Giro?

- W Saxo Bank jeżdżą zawodnicy z 12 krajów. Każdy z nich wie, co znaczy drużyna, wszystko jej podporządkowują. Jeśli dyrektor powiedział, że ja mam być numerem 1, to tak będzie. Nieźle pojechałem w Vuelcie i już wtedy pytali, czy szykuję się na Giro.

W Polsce wzrosło zainteresowanie panem po tej nominacji?

- Po zgrupowaniu w Izraelu miałem mnóstwo telefonów. Nie wiedziałem, że tak to ludzi zainteresuje. Ci, którzy się znają na kolarstwie, wiedzieli o moim istnieniu. Nawet w Polsce od czasu do czasu ktoś poprosi o autograf. Jesteśmy jednak krajem, gdzie liczy się tylko piłka nożna. Kolarstwo ma tylko grupkę zapalonych entuzjastów.

Pana nie ciągnęło do piłki?

- Nawet grałem w Grodzisku Raciechowice. Ale pewnego dnia przyjechał trener Zbigniew Klęk z WLKS Krakus, przywiózł rowery i zrobił testy. Od razu mi się spodobało. Od 13. roku życia poświęciłem się tylko kolarstwu. Nie ma porównania z piłką, bo ja lubię się zmęczyć. Grając mecz, często się stoi, bywało to dla mnie nudne.

Wyjechał pan do Włoch w wieku 18 lat. Czy to jedyne wyjście, by odnieść sukces w zawodowym kolarstwie?

- Nie uważam, byśmy mieli mało uzdolnionych kolarzy. Przeciwnie. Jest wielu zawodników, którzy w wieku juniora odnoszą sukcesy, również w Europie. Ale potem nie wiedzą, co robić. Nie mają pieniędzy na rozwój, nie ma grup, które poprowadziłby takich chłopców w kategorii orlika. W juniorach wygrałem dziesięć wyścigów i na szczęście Tomasz Marczyński (aktualny mistrz Polski, jeździł w grupie WLKS Krakus) polecił mnie jednej z włoskich amatorskich grup. Zaryzykowałem. Dawali mi jedzenie, zapewniali jako takie utrzymanie. Początkowo było ciężko, bo nie znałem języka. Po trzech miesiącach porozumiewałem się, po roku dobrze mówiłem po włosku i problem znikł.

Polskie sukcesy w Tour de France? Owszem, były!

 

Wielu polskich piłkarzy nawet po kilku latach nie zna języka kraju, w którym gra.

- Nie mogłem się nie nauczyć, bo sam musiałem sobie wszystko załatwiać. Dziś w Saxo Bank obowiązującym językiem jest angielski, też trzeba było się go szybko nauczyć.

Nie miał pan chwili słabości? Z dala od domu, w nowym otoczeniu jeszcze jako nastolatek.

- W Polsce nie ma wysokich gór, dopiero po wyjeździe do Włoch zobaczyłem, co to znaczy jeździć po górach, i się do tego zapaliłem. Zapomniałem wtedy o niedogodnościach. Uwielbiam się męczyć, jeżdżąc pod takie góry. Im wyżej, tym lepiej.

W jakich okolicznościach dostał pan zaproszenie na testy do Saxo Bank?

- Zaproponował mi je menedżer Enzo Frediani. To jeden z najbardziej znanych agentów w kolarstwie, opiekuje się 14 zawodnikami, m.in. Ivanem Basso. Z Polaków ma mnie, Jarosława Marycza (również jeździ w Saxo Bank) i Macieja Bodnara. Nie było tak, że to dzwoniłem do niego z prośbą, sam mnie wypatrzył i zaproponował współpracę. Widocznie moje wyniki go przekonały. Tym zaproszeniem bardzo mi pomógł, ale to ja znów musiałem się wykazać.

Na Majorce wytrzymał pan tempo Alberto Contadora, podobno to było decydujące przy zawieraniu kontraktu?

- Jechaliśmy pod górę całą grupą wraz z Contadorem. Tylko ja dotrzymałem mu koła, wjechałem przy nim. Zdziwił się, ja też, a potem dostałem kontrakt. Dzisiaj nie jestem tak szalony, trzymam się ustalonego w grupie porządku. Wykonuję pracę, jaką mi się zleca, bo jestem zawodowcem. Nie ścigam się z Contadorem, to byłoby głupie.

Czy przejście do Saxo Bank było dla pana porównywalnym przeskokiem jak transfer z polskiej amatorskiej grupy do włoskiej?

- Saxo Bank jest jak Real albo, jak kto woli, Barcelona w kolarstwie. Drużyna, która pięć razy z rzędu wygrała klasyfikację na najlepszy zespół świata. Od samego początku się dziwiłem, jak to wszystko jest zorganizowane. Nie mam już jednego roweru do dyspozycji, ale sześć - dwa do czasówki, dwa do treningów, dwa do wyścigów. W grupie pracuje 100 osób, jest lekarz, kucharka, fotograf, ludzie od załatwiania wszystkiego - biletów, wiz itp. Z tego, co wiem, to najlepiej uporządkowana grupa świata, ma 11 lat tradycji. Kryzysu się nie boimy, bo Riis jest tak obrotny i wyrobił sobie taką markę, że nawet jak jeden sponsor się wycofuje, od razu znajduje następnego.

Riis rządzi podobno twardą ręką w grupie, wprowadził niekonwencjonalne metody przygotowań.

- Kiedyś cała grupa wypłynęła łodzią na pełne morze. Półtora kilometra od brzegu na polecenie Riisa wszyscy musieli wskoczyć do wody i wracać. Każdy musiał wspierać tego, który był słabszy. Wróciłem właśnie z Izraela ze zgrupowania. Tym razem wsadził nas wszystkich w samolot i kazał skakać ze spadochronem. Nigdy w życiu czegoś takiego nie robiłem. Bałem się strasznie, ale zaryzykowałem i skoczyłem. Ostatecznie była z tego wielka frajda. Riis tym sposobem chce zintegrować grupę.

W Polsce pan trenuje czy tylko spędza święta?

- Trenuję. Dzisiaj nie jest najgorzej. Jak na grudzień jest bardzo ciepło, siedem stopni. Rano jeździłem na rowerze, wieczorem idę na siłownię. Pobiegam trochę i poćwiczę pod okiem dawnego trenera. Od stycznia zaczynam ostre treningi na Wyspach Kanaryjskich, potem wyjeżdżam do Włoch.

Przed Giro będzie pan startował więcej niż przed poprzednim sezonem?

- Do czerwca, do mistrzostw Polski zaplanowaliśmy wszystkie starty. Okrojone o połowę w stosunku do tego, co miałem w tym roku w pierwszej części sezonu. W marcu zaczynam od Tour Méditerranéen we Francji, potem będzie wyścig dookoła Katalonii, w którym mam pomóc Contadorowi w odniesieniu zwycięstwa, klasyki we Włoszech i w Belgii. Nie pojadę w nich na sto procent, to będzie tylko ważny etap przygotowań do Giro.

Rafał Majka , ur. 12 września 1989 r. Kluby: WLKS Krakus Swoszowice, Petroli Florencja, Miche - Silver Cross, Trevigiani Dynamon Bottoli, od 2011 roku Saxo Bank-Sungard.

 

Sport.pl w mocno nieoficjalnej wersji... Polub nas na Facebooku >

Jsk spisze się Rafał Majka na Giro d'Italia 2012?
Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.