Tour de France na mecie w Paryżu. Evans znokautował Schlecków

34-letni Cadel Evans pierwszym australijskim zwycięzcą! Na sobotniej czasówce wprost zmiażdżył braci Schlecków. - Wygrałem dla ciebie trenerze - mówił przez łzy, oddając hołd zmarłemu niedawno Aldo Sassiemu

Tour de France. Cavendish i Evans triumfują w Paryżu [GALERIA]

 

Evans (BMC Racing) przystępował do niej ze stratą 57 s do prowadzącego Andy'ego Schlecka oraz kilku sekund do jego starszego brata - Fräncka (obaj Leopard), ale już przed półmetkiem Australijczyk był wirtualnym liderem. Lepszy z Luksemburczyków odgrażał się, że dowiezie zwycięstwo do Paryża, bo uskrzydli go żółta koszulka. Przeliczył się jednak okrutnie, bo Evans czasówkę przejechał fenomenalnie, przegrał jedynie o siedem sekund z Niemcem Tonym Martinem (HTC), a na mecie zyskał nad Andym aż 2 min 31 s! Na ostatni etap do Paryża wyruszył więc w niedzielę z czasem lepszym o półtorej minuty w klasyfikacji generalnej. Do ponad dwóch minut urosła też zaliczka nad trzecim Fränckiem Schleckiem.

- Gratulacje dla Cadela za świetny wyścig. Będziemy walczyć o zwycięstwo za rok - mówili Luksemburczycy. Formalnie przegrali w czasówce, ale tak naprawdę klęskę ponieśli już w górach. Ich ataki były bowiem za słabe, żeby wypracować wystarczającą przewagę nad świetnym w jeździe na czas Evansem. Wielka w tym jednak zasługa samego Australijczyka, który zarówno w Pirenejach, jak i w Alpach, nie tylko wytrzymywał tempo najlepszych górali, ale często sam je dyktował.

Evans, który zaczynał karierę w 2001 r., przesiadając się na rower szosowy z górskiego, wygrał jednak Wielką Pętlę przede wszystkim dlatego, że wyciągnął wnioski z wcześniejszych porażek. W Tourze był już dwukrotnie drugi - w 2007 i 2008 r. Najpierw przegrał o 23 s z Alberto Contadorem, potem o ponad minutę z Carlosem Sastre. Szczególnie zabolała ta druga porażka, bo Evans puścił wówczas ucieczkę Hiszpana w górach, licząc, że zlikwiduje straty w czasówce. Z dwóch minut zdołał jednak urwać tylko kilkadziesiąt sekund i na Polach Elizejskich szampana popijał Sastre. Teraz Evans nie popełnił błędów - w górach był czujny, a do czasówki przygotowany najlepiej jak można.

Na mecie ze łzami w oczach opowiadał, że zwycięstwo dedykuje długoletniemu włoskiemu trenerowi i mentorowi Aldo Sassiemu, zmarłemu w grudniu z powodu guza mózgu, który zawsze w niego wierzył. Związki Evansa z Italią są silne - od lat ma tam dom i bazę treningową, od 2002 r. jego żoną jest włoska nauczycielka Chiara Passerini. "Cokolwiek się stanie, będę cię kochać do końca życia" - napisała na Twitterze przed czasówką.

Australijski brukowiec "Herald Sun" nawoływał, żeby poniedziałek ogłosić dniem wolnym od pracy tak jak w 1983 r., gdy Australia zdobyła żeglarski Puchar Ameryki. Premier Julia Gillard ostatecznie się nie zgodziła, ale zadzwoniła, żeby osobiście pogratulować Cadelowi. - Kiedy telefonowałam, właśnie szykował się do gorącej kąpieli. Zdecydowanie na nią zasłużył - żartowała pani premier. Evans jest dopiero trzecim triumfatorem TdF spoza Europy po Amerykanach Gregu LeMondzie i Lansie Armstrongu.

- Wygrał nie tyle czasówką, ile etapem pod Alpe d'Huez, kiedy nie pozwolił Schleckowi na powiększenie przewagi. Miał tego dnia kłopoty techniczne z rowerem, ale dogonił czołówkę, a potem sam dyktował tempo - powiedział Francuz Bernard Thevenet, dwukrotny zwycięzca TdF z lat 70.

John Lelangue, dyrektor grupy BMC, opowiadał, jak wielką wagę Evans przywiązywał do szczegółów. Trasę czasówki w Grenoble miał rozpracowaną do pojedynczego zakrętu. Jako jedyny z faworytów wystartował w wyścigu Dauphiné Libéré, gdzie kolarze pokonywali identyczną trasę. - Potrafiliśmy zatrzymać się na rondzie i 10 minut analizować, jak lepiej je przejechać - wspominał Lelangue.

Evans nie jest jednak zawodnikiem jednego wyścigu w typie Armstronga, siedmiokrotnego zwycięzcy, który poza TdF rzadko brał udział w innych zawodach. Australijczyk tylko w tym roku wygrał Tireno - Adriatico i Tour de Romandie. W poprzednim sezonie był 5. w Giro d'Italia, a dwa lata temu - trzeci w hiszpańskiej Vuelcie. - To w pełni zasłużone zwycięstwo kolarza, który pracował na nie wytrwale przez wiele sezonów - powiedział Christian Prudhomme, szef wyścigu. 34-letni Evans jest najstarszym zwycięzcą od 88 lat.

Dlaczego tegoroczny wyścig był tak wyrównany? - Obejrzeliśmy jeden z najczystszych pod względem dopingu Tourów w historii. Wreszcie oglądaliśmy prawdziwe kolarstwo - twierdzi Frédéric Grappe, lekarz związany z ekipą FDJ cytowany przez Cyclingnews.com.

Niedzielny etap przyjaźni z metą na Champs Elysees wygrał Mark Cavendish.

Polskie sukcesy w Tour de France? Owszem, były!

 

Czytaj relację z ostatniego dnia Tour de France ?

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.