Trzy zwycięstwa w czterech startach liczonych w ramach kwalifikacji olimpijskich. W tym złoto mistrzostw Europy - to bilans naszych szpadzistek. Nie wygrały tylko na mistrzostwach świata, gdy jedna z czterech głównych zawodniczek zwichnęła bark i nie mogła walczyć, a druga tak się zatruła, że biegała między planszą, a toaletą. W niedzielę, po zajęciu pierwszego miejsca na Pucharze Świata w Tallinie, polskie szpadzistki zostały liderkami światowego rankingu. Wyjazdu na przyszłoroczne igrzyska są już niemal pewne. I dają coraz większe nadzieje na pierwszy dla Polski olimpijski medal w szermierce od 12 lat.
Ryszard Sobczak: Trzeba studzić emocje, ale wyniki są świetne. Mamy zespół, który jest już doświadczony, a grupa jest szersza niż cztery zawodniczki, które właśnie wygrały w Tallinie.
- Tak, trener ma z kogo wybierać, rywalizacja jest bardzo duża, nie kończy się tylko na piątce Ewa Trzebińska, Aleksandra Zamachowska, Renata Knapik-Miazga, Barbara Rutz i Magdalena Piekarska. Dzięki temu łatwiej jest nam budować swoją siłę. Żadna z dziewczyn nie ucieszy się, że igrzyska są już praktycznie pewne, skoro każda musi cały czas walczyć o swoje miejsce w drużynie. U nas jest i będzie dalsza praca nad sobą.
- Zgadza się. Następny start liczony do olimpijskich kwalifikacji będzie w styczniu w Hawanie. Tam już wszystko się wyjaśni. I wtedy dalej będziemy musieli robić swoje, żeby broń Boże nie uszła z nas para. Trzeba pamiętać, że na igrzyskach bardzo ważne będzie rozstawienie.
- Oczywiście. A jeszcze ważniejsze jest skupienie się na swojej jakości. Nie trzeba się ekscytować igrzyskami, rozstawieniem, tylko dołożyć wyniki indywidualne, bo ich brakuje mimo świetnych rezultatów drużynowych. Przez dziewięć miesięcy do igrzysk trzeba cały czas rosnąć, bo dzięki temu do Tokio pojedzie się ze spokojem, z pewnością siebie.
- To prawda. Poza Magdą Piekarską nikt z tej grupy na igrzyskach nie był, a one są wielkim wyzwaniem. Atmosfera mocno działa na zawodnika i najlepiej można sobie z tym poradzić, jeżeli zespół ma przekonanie, że ktokolwiek nie pojawi się na planszy, to wiemy jak go pokonać. Dziewczyny w ostatnich dwóch sezonach pokonały wszystkich. I po dramatycznych bojach jak w Tallinie z Rosjankami [45:44 w finale] i wcześniej również z nimi w finale mistrzostw Europy [26:25], ale też po dominacji, jak w Tallinie nad Włoszkami [41:31 w ćwierćfinale]. Wszystkie zwycięstwa nas budują. Dobrze będzie pojechać na igrzyska z przekonaniem, że nikogo się nie boimy. Na pewno musimy uniknąć sytuacji, że pojawi się pewność występu w Tokio i od tego momentu będzie już tylko dowożenie się do igrzysk. Ale uważam, że to nam nie grozi, bo grupa jest ciekawa, ambitna, a pod względem techniczno-taktycznym uniwersalna. No i szeroka, naprawdę jest na kogo zmienić. Mamy drużynę z dużą dojrzałością sportową, mamy jasne zasady, bo odkąd kadrę prowadzi Bartłomiej Język, to dokładnie ustalone są kryteria sportowe, nikt niczego nie dostaje za zasługi. Jest w tym zespole dobry duch.
- Od 2016 roku.
- Obiektywną miarą jest światowy ranking. Jeszcze w 2017 roku do mistrzostw świata przystępowaliśmy z numerem 12. W tym roku, po nieudanych mistrzostwach świata w Budapeszcie, byliśmy na trzecim miejscu, a teraz jesteśmy na pierwszym. Skok jest znaczący.
- Tak, problemy były ogromne. Myśmy wtedy rozważali wycofanie się. Pierwszego dnia, w eliminacjach, Zamachowska zwichnęła bark. Był nie do naprawienia. A przez cały następny dzień bardzo poważnie zatruła się Trzebińska. Myśleliśmy, że w ćwierćfinale z Ukrainą po prostu nie damy rady wystąpić. Szkoda straconej szansy, ale uznaliśmy, że dla Piekarskiej i Knapik będziemy walczyć. Żeby one mogły normalnie wystąpić. Wygrać całego meczu się nie dało, jako zespół mieliśmy ogromnego pecha. Zamachowska nie mogła nawet szpady wziąć do ręki, a Trzebińska walczyła na środkach przeciwbólowych, cały czas kursując między planszą, a toaletą. W Budapeszcie mieliśmy wyjątkowego pecha. Ale to jest za nami, teraz będziemy się dalej rozwijać.
- To też jest bardzo cenne zwycięstwo. Dziewczyny są coraz mocniej przekonane, że im się nie udaje wygrywać, tylko że one sobie to same szpadami wyrąbują. Trener jest o tym przekonany od dawna, a one tego przekonania nabierają, doceniają swoje umiejętności, czują swoją siłę. I nie myślą już o ciułaniu punktów, o tym, żeby się na igrzyska dostać. Celem jest, żeby tam zaistnieć.
- One się zaczęły 1 kwietnia bieżącego roku, a skończą się 31 marca 2020 roku. Czyli potrwają przez rok. W tym momencie jesteśmy już po mistrzostwach Europy i świata. Idąc po kolei wypadaliśmy tak: Puchar Świata w Dubaju wygraliśmy, mistrzostwa Europy w Duesseldorfie wygraliśmy, MŚ w Budapeszcie skończyliśmy na ósmym miejscu, PŚ w Tallinie wygraliśmy. I pozostają nam trzy starty: Hawana w styczniu, Barcelona w lutym i Chengdu w marcu. A od kwietnia do igrzysk będziemy walczyć o jak najwyższy ranking i o pewność siebie przed walką o medale w Tokio.
- To były szpadzista z Krakowa, który jako trener klubowy wychował m.in. Zamachowską. Trenera Bartka wymyślił prezes Adam Konopka. Wykazał się intuicją, postanawiając powierzyć kadrę temu chłopakowi.
- On faktycznie bardzo młodo wygląda, ale aż tak bardzo młody nie jest [ma 41 lat]. Wyróżnia się bardzo sportowym podejściem - u niego są bardzo uczciwe warunki rywalizacji, przejrzyste zasady, a to podstawa w szermierce, bo wszyscy szermierze mają trudne charaktery, więc przy zdrowych zasadach wszyscy wiedzą, na czym stoją. Postęp zespołu za Języka jest bardzo duży. Dziewczyny prezentują bardzo wysoki poziom akcji, budują się coraz mocniej. I uczą przeciwniczki szacunku do siebie. Naprawdę na igrzyska możemy pojechać po coś, a nie po prostu pojechać.
- Zdecydowanie. Tu medal jest naprawdę na wyciągnięcie ręki. Tu jest absolutnie najwyższy poziom, jest regularność, grupa nie zawodzi. A przed naszymi innymi konkurencjami jeszcze jest ciężka orka.
- Zgadza się. Dziewczyny mogą ładnie nawiązać do tamtego sukcesu.