Tragedia na Mount Evereście. Makabryczna statystyka w ostatnich dniach

W ciągu dziesięciu dni na Mount Evereście zginęło aż 11 wspinaczy. W poniedziałek zmarł 62-letni John Kulish, któremu udało się dotrzeć na szczyt, ale z góry już nie wrócił.

Kiedyś zdobycie Mount Everestu było zarezerwowane głównie dla zawodowych wspinaczy. Obecnie wycieczki na najwyższy szczyt ziemski (8848 m n.p.m) stały się bardzo popularnym biznesem. Wystarczy mieć kilkadziesiąt tysięcy dolarów, aby wziąć udział w wyprawie na szczyt organizowanej przez komercyjne firmy. Dochodzi do sytuacji, w której liczba turystów jest tak duża, że tworzą się bardzo długie korki na Mount Evereście. Być może to był właśnie jeden z powodów, dla których John Kulish nie wrócił z góry.

Zobacz wideo

62-letniemu Amerykanowi udało się wejść na szczyt, ale problemy zaczęły się podczas schodzenia z góry. Na razie nie znamy oficjalnej przyczyny zgonu. Prawdopodobnie do tragedii doszło przez skrajne wyczerpanie Kulisha, które pogłębiło się z powodu korków na wysokości na szczycie, które tworzą tzw. "strefę śmierci". Chodzi o odcinek znajdujący się około 150 metrów od szczytu góry.

Amerykański prawnik był jedenastą ofiarą w ostatnich dziesięciu dniach. W sobotę zmarł 44-letni Robin Haynes Fisher po tym, jak był zbyt wyczerpany, żeby zejść ze szczytu. W sumie w nepalskich Himalajach zginęło już 18 osób w tym sezonie. Niestety możliwe, że to nie koniec śmiertelnych ofiar, bo w tej chwili ponad 700 himalaistów usiłuje wspiąć się na szczyt.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.