Witold Bańka może zostać najważniejszym Polakiem w świecie sportu. Pomóc mu może Donald Trump

We wtorek Witold Bańka może zostać najważniejszym Polakiem w świecie sportu. Takiej walki o prezesurę w Światowej Agencji Antydopingowej jeszcze nie było, kampania wyborcza dotarła nawet do Białego Domu i na unijne szczyty.

Nowego prezesa Światowej Agencji Antydopingowej poznamy we wtorek w godzinach popołudniowych polskiego czasu. Na posiedzeniu w Montrealu do wyłonienia zwycięzcy potrzebne będzie zapewne tajne głosowanie, bo świat antydopingu jest dziś zbyt podzielony, by udało się wyłonić wspólnego kandydata w drodze dżentelmeńskiej umowy. Minister sportu Witold Bańka jest zdecydowanym faworytem, ale tajność głosowania sprawia, że wszystko może się zdarzyć. Głosować będzie 18 elektorów. Pięć głosów ma Europa, cztery – obie Ameryki i Azja, trzy Afryka, dwa Oceania. – W jawnym głosowaniu na pewno mielibyśmy 10 głosów potrzebnych do zwycięstwa. Europa nas wybrała, Azja wydaje się być za nami, Oceania też. Ale kto wie jakie sentymenty zagrają, gdy przyjdzie do tajnego głosowania – mówi Sport.pl jeden ze współpracowników ministra sportu i turystyki.

Zobacz wideo

Bańka kontra Diaz, czyli czterystumetrowiec walczy z pływakiem długodystansowym

– Jako były czterystumetrowiec wiem, że nie wolno zwalniać na ostatnich metrach, żeby konkurent nie wyprzedził – mówił Witold Bańka przed wylotem do Montrealu. Jego konkurent to Dominikańczyk Marcos Diaz, były świetny pływak długodystansowy. Diaz przedstawia się jako kandydat, który w pełni włączy do ruchu antydopingowego kontynenty, które dotychczas były w nim na uboczu: Ameryki Południową i Środkową, Azję, Afrykę, Oceanię. 

Witold Bańka natomiast przez kilkanaście miesięcy starań o prezesurę prezentował się jako kandydat kompromisu, najlepszy na niespokojne czasy w WADA. Zanim wyruszył do Kanady, by dopilnować ostatnich godzin kampanii wyborczej, zebrał poparcie Rady Europy i krajów Unii Europejskiej, jego wysłannicy spotykali się też m.in. z ambasador USA w Polsce Georgette Mosbacher i dostali zapewnienie o wsparciu. Szef Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego Thomas Bach wypytywał polskich sportowców, czy warto Bańce zaufać i gdyby decyzja zależała od MKOl, to komitet sprzyjałby kandydaturze polskiego ministra. Ale decyzja tym razem należy do rządów, a nie do ruchu olimpijskiego.

Afera rosyjska dzieli świat sportowej dyplomacji

WADA jest wspólną agencją MKOl i rządów, jej prezes jest wybierany rotacyjnie, raz przez stronę olimpijską, raz przez rządową. We wtorek w Montrealu wybierać będą właśnie przedstawiciele rządów, delegowani do WADA. A w listopadzie podczas światowej konferencji antydopingowej w Katowicach zaproponowanego przez nich kandydata zatwierdzi już cała WADA, jej strona rządowa i olimpijska. Zwykle odbywa się to wszystko w drodze konsensusu. Tak było dotychczas, ale przez sześć lat rządów ustępującego właśnie prezesa, Szkota Craiga Reediego, wiele się zmieniło.

Gigantyczny skandal dopingowy w Rosji skłócił MKOl z częścią środowiska WADA, a samego Reediego postawił w dwuznacznym świetle, gdy wyciekła korespondencja prezesa z władzami niesławnego laboratorium antydopingowego w Moskwie. Z tej korespondencji można było wywnioskować, że Reediemu w pewnym momencie – niedługo przed wybuchem skandalu - bardziej niż na zwalczaniu nieprawidłowości zależało na tym, żeby nieprawidłowości nie wychodziły na światło dzienne. Tak jemu, jak i całemu ruchowi olimpijskiemu – Reedie to wieloletni członek MKOl - zarzucono, że byli zbyt pobłażliwi dla Rosjan. A najgłośniejszymi krytykami byli Amerykanie, którzy zrobili najwięcej, by Rosja została za skandal w Soczi 2014 ukarana. To do USA uciekł Grigorij Rodczenkow, były szef wspomnianego moskiewskiego laboratorium, który przez lata pomagał tuszować doping.

Amerykanie przyjęli Rodczenkowa do programu świadków koronnych i oddali sprawę rosyjskiego dopingu w ręce agentów federalnych. A „New York Times” ujawniając zeznania Rodczenkowa wywołał dopingowe trzęsienie ziemi, które skończyło się tym, że w igrzyskach w Pjongczangu Rosjanie startowali bez flagi, bez oficjalnej reprezentacji, w okrojonym składzie, jako grupa starannie prześwietlonych antydopingowo sportowców pod egidą MKOl. I to trzęsienie ziemi nadal, do dziś, wywołuje wstrząsy w świecie antydopingu.

Polsko-norweska walka o głosy Europy w WADA

Chodzi nie tylko o spór między zachowawczym MKOl i bardziej radykalną WADA (to WADA wynajęła Richarda McLarena jako tzw. specjalnego prokuratora do zweryfikowania zeznań Rodczenkowa, a raport McLarena o systemowym dopingu stał się podstawą postępowań przeciw Rosji). Podzielona jest także WADA, która na poziomie operacyjnym zdała egzamin w sprawie Rosji (zwłaszcza pion śledczy agencji), ale na poziomie politycznym zgrzeszyła niezdecydowaniem.

Liderem rozłamu wewnątrz WADA stała się norweska wiceprezes agencji Linda Helleland. Norweżka przedstawia się jako rzeczniczka czystych sportowców, zdradzanych przez działaczy, którzy wolą problemy dopingowe uciszać, niż rozwiązywać. Helleland wzywała do radykalniejszych ruchów w sprawie Rosji, do wzmocnienia głosu sportowców w WADA, stała się najgłośniejszym krytykiem MKOl i ulubienicą mediów. Wbrew woli szefa WADA pojawiła się na głośnym spotkaniu antydopingowym w Białym Domu, gdzie sportowcy apelowali do amerykańskiej administracji, by ich wsparła w walce o czysty sport. Helleland była przeciw zniesieniu sankcji WADA na Rosję i przywróceniu działania moskiewskiego laboratorium. Była też głównym rywalem Witolda Bańki w walce o poparcie Europy w wyborach w WADA. Przegrała tę walkę z kretesem, to Bańka dostał poparcie Rady Europy, a pod tą decyzją podpisał się nawet norweski minister sportu (Helleland była do stycznia 2019 ministrem do spraw dzieci i równości w norweskim rządzie).

Zwolennicy Helleland sugerowali, że Witold Bańka został wybrany przez Europę, by nie pogarszać jej relacji z Rosją, i że to jest kandydat międzynarodówki działaczy, a nie sportowców. Zwolennicy Bańki: że Helleland uderzała poniżej pasa, że wykorzystywała swoją kampanię o czystość sportu jako trampolinę do jeszcze większej kariery politycznej i dlatego uciekała się do populizmu, licząc się z tym, że to w zdobyciu głosów w WADA jej nie pomoże, ale już w pozyskaniu przyszłych norweskich wyborców jak najbardziej. – Ona wynajęła bardzo drogą firmę PR, docierała do dziennikarzy największych światowych gazet. My w porównaniu do niej działaliśmy jak chałupnicy, a udało się wygrać – mówi jeden ze współpracowników Bańki. Ale to nie znaczy, że walka się już skończyła.

Ameryka Łacińska będzie za Diazem. Ale Stany mogą poprzeć Bańkę

Do ostatnich dni przed głosowaniem w Montrealu nie było nawet jasne, czy kandydatów rzeczywiście będzie dwóch - popierany przez Europę Witold Bańka i wysunięty przez Amerykę Łacińską i Północną Dominikańczyk Marcos Diaz – czy może jednak troje, jeśli wiceprezes Helleland zgłosi się do walki mimo braku poparcia rządów z Europy. Dobry obyczaj w WADA nakazywał dotychczas, by kandydaci bez wsparcia rządów nie zgłaszali się do wyborów, w których decydujący głos ma strona rządowa WADA. Ale Helleland podsycała spekulacje do końca, mówiąc że jako wiceprezes WADA reprezentuje wszystkie kraje i wszystkie kontynenty. I że wprawdzie nie ma oficjalnego poparcia żadnego z kontynentów, ale zgłaszają się do niej elektorzy którzy mówią, że nie wiedzą jeszcze, na kogo oddać głos.

- Żartuję teraz, że mój ulubiony angielski idiom to: don’t count your chickens before they hatch – mówił Bańka w radiu Tok FM o ryzyku jakie niesie liczenie głosów poparcia przed tajnym głosowaniem. W takiej sytuacji nawet w ramach Europy jest możliwa wolta któregoś z głosujących, który deklarował poparcie Belki. Ale dokładnie to samo może spotkać Marcosa Diaza. Ameryki mają cztery głosy, ale jest bardzo prawdopodobne, że USA poprą Bańkę, takie przynajmniej były zapewnienia na szczeblu dyplomacji obu krajów. Z drugiej strony, powracały w ostatnich miesiącach pogłoski, że to właśnie USA sugerowały możliwość zablokowania polskiemu kandydatowi drogi do zwycięstwa, gdyby okazał się niewystarczająco chętny do reformowania WADA.

Trump wysyła sygnał: więcej pieniędzy tylko jeśli się zmienicie

Po zwycięstwie w wyborach nadal będzie dla Witolda Bańki bardzo ważne, co sądzi o jego działaniach administracja Donalda Trumpa i rządowa agencja antydopingowa USADA, której szef Travis Tygart cieszy się ogromnym zaufaniem. Bo trzeba przyznać, że nikt na świecie nie zrobił dla zwalczania dopingowych oszustów – cudzych, ale też własnych, w tym gigantów takich jak Marion Jones i Lance Armstrong – tyle ile amerykańskie władze, FBI i pion śledczy USADA.

Czego nie da się wskórać głosem elektorskim, USA mogą osiągnąć dolarem. Amerykanie płacą rocznie 2,5 miliona dolarów składki na WADA, to dwa razy więcej niż jakikolwiek inny kraj. Ta składka to aż siedem procent budżetu WADA, finansowanej wspólnie przez rządy i ruch olimpijski. A administracja Trumpa już dała do zrozumienia, że jeśli WADA chce podwyżki składek, to USA oczekują w zamian reform, zwiększenia przejrzystości i nadania większej wagi głosowi sportowców. Te reformy już się zresztą dzieją, i w samej WADA i w systemie zwalczania dopingu, działa już ITA (International Testing Unit), niezależne ciało powołane przez MKOl i WADA do przeprowadzania kontroli antydopingowych, tak by je jak najmocniej oderwać od struktur i wpływu międzynarodowych federacji sportowych. Bo ten wpływ oznaczał często ryzyko tuszowania wpadek i korupcji.

- Zaufanie do WADA zostało nadszarpnięte i trzeba je przywrócić – mówił Bańka w TOK FM przed wylotem do Montrealu. - Przemysł dopingowy jest okrutny, innowacyjny. Mamy tylko 30 akredytowanych laboratoriów na świecie, tylko jedno akredytowane w Afryce. Są kraje, w których się pobiera kilkanaście próbek rocznie. To są kpiny – mówił.

Jeśli Bańka wygra w Montrealu, Polska straci świetnego ministra sportu, który -  wbrew łatce przypiętej przez Lindę Helleland – w kraju częściej słuchał sportowców, niż działaczy sportowych. Jego wybór nie oznacza automatycznie odejścia z rządu już teraz (przewodniczący WADA zaczyna kadencję 1 stycznia), choć jest ono bardzo prawdopodobne. - Formalnie nie ma żadnych przeszkód, żebym pełnił swoją funkcję w rządzie aż obejmę nowe stanowisko. Już jestem najdłużej urzędującym ministrem sportu i turystyki – mówił Bańka w TOK FM. - Pewnie bym chciał dokończyć kadencję, ale nie do mnie należy decyzja.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.