Michał Rynkowski: Jeśli mówimy o sporcie wyczynowym, a nie amatorskim to powiedziałbym, że tu zawodnicy sięgają po substancje niedozwolone raczej celowo. Czasem tylko zdarzają się przypadki nieświadomego dopingu. Głównie rzeczywiście przez zanieczyszczone odżywki. Choć trudno nazwać je zanieczyszczonymi. Coraz częściej producenci zdają sobie sprawę jakie specyfiki w nich zawierają. One nie zawsze mogą być używane przez wyczynowych sportowców. Przeważnie ma to miejsce w preparatach na spalanie tłuszczu czy tych, które mają działanie stymulujące - np. wydzielanie testosteronu lub różnych innych hormonów.
- Te preparaty, które są problematyczne pochodzą przeważnie z Chin, Wielkiej Brytanii i Stanów Zjednoczonych. Sportowcy amatorzy często kupują różne środki przez Internet. Często nie wiedzą, czym one są i czy na pewno zawierają deklarowane na etykietach substancje. Zakup czegoś na odchudzanie nie budzi wątpliwości, skoro jest to oferowane przez Internet w legalnym obrocie. Potem jednak okazuje się, że taki środek ma izomer amfetaminy i może spowodować problemy z układem krążenia czy nawet udar.
- Z naszego punktu widzenia ważna jest ciągła edukacja społeczeństwa, a jeśli chodzi o represje, to nie ograniczają się one tylko do nieuczciwych zawodników. Współpracujemy z policją, odkrywamy fabryki produkujące zakazane leki. W 2016 roku jedno z największych europejskich laboratoriów sterydowych zostało zlikwidowane pod Bydgoszczą. To nie jest błaha sprawa, tym bardziej, że wiele organizacji przestępczych żyje z handlu substancjami zabronionymi, przede wszystkim anaboliczno-androgennymi czy hormonami. Są jednak przykłady na to, że walka z nimi jest skuteczna i przynosi dobre rezultaty.
- To był wlew zastosowany przez sportowca amatora bez żadnych wskazań lekarskich. Okazało się, że warunki, w których był robiony, nie były higieniczne. Rodziło się też pytanie czy to w ogóle był konieczny zabieg, jeśli ktoś ma na przykład gorszy dzień? Ktoś myślał, że poczuje się lepiej i wziął witaminowy zastrzyk. To jest przecież poważny zabieg medyczny, który powinien być stosowany tylko i wyłącznie w przypadkach tego wymagających z lekarskiego punktu widzenia. Na pewno nie powinno odbywać się to na zasadzie, że przychodzi klient, który za to płaci i dlatego ktoś mu to robi. To teraz niestety powszechna praktyka.
- W tej kwestii trzeba być ostrożnym. Jeśli chodzi o świadome stosowanie dopingu, to być może rozwiązania z ograniczeniem wolności można by stosować. Pamiętajmy jednak, że często trudno jest rozróżnić stosowanie nieświadome od świadomego, a zawodnicy czasem swoim wynikiem testu rzeczywiście są zaskoczeni. Kilka takich przykładów by się znalazło. Ktoś brał jakiś preparat kilkanaście miesięcy temu, a teraz została pobrana od niego próbka i jest wynik pozytywny. Był też w Stanach Zjednoczonych przypadek nieświadomego dopingu poprzez wypicie zanieczyszczonej diuretykami wody w kranie. Były też bardziej prozaiczne - nieodpowiednie terapie medyczne, czy zwykłe błędy lekarskie. Myślę, że na dziś bardziej aktualny jest inny rodzaj dyskusji. Czy cztery lata dyskwalifikacji, czyli dzisiejszy standard sportowych sankcjach dopingowych (przez lata takim standardem była dyskwalifikacja dwuletnia - red.) nie jest już karą wystarczającą? W wielu dyscyplinach sportu jest ona przecież równoznaczna z niemal dożywotnim wykluczeniem. Eliminuje zawodnika z całego procesu przygotowań do igrzysk olimpijskich. Jeśli potem ktoś będzie chciał do rywalizacji na najwyższym poziomie powrócić, to często mu się to nie uda. Są przecież dyscypliny, które uprawia się bardzo krótko. Wydaje się, że te 4 lata są dobrym kompromisem.
- To normalne, że sportowcy chcieliby, aby osoba, która ich oszukiwała, dostała karę jak najbardziej dotkliwą. Znowelizowany kodeks antydopingowy, w treściach które do tej pory znamy, na razie jednak czteroletniej kary nie podwyższa. Ale pamiętajmy też, że ona uległa zwiększeniu dość niedawno, w 2015 roku.
- W tym roku tych pozytywnych testów było niewiele. Mieliśmy między innymi jeden przypadek z koszykówki i kilka z innych dyscyplin. Wszystkie dałyby się policzyć na palcach dwóch rąk. W zeszłym roku wszczęliśmy natomiast postępowania w ponad 40 sprawach. Na dzisiaj stwierdzeniem naruszenia przepisów antydopingowych zakończyły się 32. Niektóre wciąż jeszcze trwają. Działania, które podejmuje POLADA, nie ograniczają się do samej kontroli antydopingowej, ale też współpracy z policją. Mocno nastawiamy się na wykrywanie ognisk handlu i produkcji substancji zabronionych, a nie tylko łapaniu ostatniego ich ogniwa - czyli sportowca. O zawodnikach można przecież powiedzieć, że są ofiarą systemu dopingowego. Koncentrujemy się również na trenerach i lekarzach, którzy grają nie fair. Jak widać ważny tu jest szerszy kontekst, nie samo łapanie sportowców.