Aleksandra Socha atakuje Polski Związek Szermierczy. Prezes rozważa wyjaśnienie sprawy w sądzie. "Ona kłamie"

- Byłam dla nich za stara, niewystarczająco dobra. Dalsza współpraca nie miała sensu. Wyliczyli sobie kwotę 43 tys. euro za wydanie pozwolenia na moje występy w kadrze USA - wbiła szpilkę Polskiemu Związkowi Szermierczemu Aleksandra Socha. Od lutego jest już reprezentantką Stanów Zjednoczonych. - Bardzo łatwo będzie mi udowodnić, że ona kłamie - mówi Sport.pl prezes związku Adam Konopka. Dodaje, że poszedł jej na rękę, by nie dostała trzyletniego zawieszenia.
Zobacz wideo

Polska szpadzistka, czterokrotna uczestniczka igrzysk olimpijskich Aleksandra Socha, a właściwie już Shelton po tym jak wróciła z urlopu macierzyńskiego i zmieniła barwy narodowe, rozpętała medialną burzę. W kilku wywiadach poskarżyła się, że z Polskim Związkiem Szermierczym nie chce mieć już nic wspólnego. Oskarża działaczy, że nie miała z ich strony wsparcia, bo była w ich opinii "stara". O zmianie flagi, pod którą występuje, pisze na swym portalu społecznościowym jako o "najtrudniejszej decyzji, jaką podjęła w sportowej karierze". W rozmowie ze Sportowymi Faktami dodaje też, że związek chciał ją "ukarać" i wyliczył sobie za wydanie pozwolenia na występy w kadrze USA 43 tys. euro (czyli ok. 185 tys. złotych).

- Ryszarda Sobczaka, naszego dyrektora sportowego, po tym wywiadzie nie mogę uspokoić aż do chwili obecnej – mówi nam prezes PZSzerm Adam Konopka. - My wokół Oli budowaliśmy nasz zespół. Bardzo łatwo będzie mi udowodnić, że ona po prostu kłamie - dodaje.   

Za stara? "W życiu"

Socha to mistrzyni Polski, mistrzyni Europy, medalistka mistrzostw świata, olimpijka z Aten, Pekinu, Londynu oraz Rio de Janeiro. Po imprezie w Brazylii, na której awansowała do 1/16 finału indywidualnie i zajęła też 6. miejsce drużynowo, poszła na urlop macierzyński. W 2017 roku urodziła dziecko. Do rywalizacji powróciła w 2018 roku, ale nie była zadowolona z tego, co wokół niej się dzieje – to przynajmniej jej wersja.

- Po powrocie z urlopu macierzyńskiego nie otrzymałam wsparcia ze strony Polskiego Związku Szermierczego, które pozwoliłoby mi na osiąganie zadowalających wyników. Byłam dla nich za stara i niewystarczająco dobra… Bycie mamą spowodowało, że przestałam się godzić na pewne rzeczy. Dalsza współpraca nie miała sensu – oznajmiła w rozmowie z “Magazynem Sportowiec”. Próbowaliśmy dopytać samej zawodniczki, jak ten brak wsparcia czy sugestie o starym wieku się przejawiały, ale Socha nie odebrała od nas telefonu i nie odpisała na przesłane pytania.

- W życiu nie padło u nas stwierdzenie, że jakimś obostrzeniem jest wiek zawodników. Przecież on nie ma nic do rzeczy - dziwi się prezes Konopka, który za te słowa do zawodniczki ma żal. Tym bardziej, że, jak tłumaczy, przyjął do wiadomości jej decyzję, że po tym, jak wyszła za mąż za Amerykana, podjęła decyzje dotyczące swojej przyszłości w sferze prywatnej i sportowej.  

Oficjalnie to we wrześniu ubiegłego roku Aleksandra Socha zdecydowała, że chce zmienić reprezentację. Przepisy Międzynarodowej Federacja Szermierczej (FIE) zezwalają na to, ale nakładają jeden warunek. Nowe barwy można reprezentować dopiero po trzyletnim okresie karencji. Odstępstwo od tego daje tylko i wyłącznie zgoda rodzimej federacji na odejście, nowej na dołączenie do niej i potwierdzenie całego procesu przez dwa krajowe komitety olimpijskie.

- Nie chcieliśmy robić jej problemów. Przecież na siłę nie będziemy kogoś u nas trzymać. Ustaliliśmy z amerykańską federacją, że zgodzimy się na to przejście i wyrazimy zgodę na odstąpienie od karencji, ale oczekujemy rekompensaty za pokryte przez nas przygotowania pani Sochy na igrzyska olimpijskie w okresie od ostatniej takiej imprezy aż do momentu deklaracji przez panią Aleksandrę, że chce walczyć dla USA, czyli do września. Finalnie wyszło tak, że ta rekompensata to miał być sprzęt sportowy, jaki miał przekazać nam jeden z amerykańskich sponsorów - słyszymy.

Przelała 43 tys. "Nic od niej nie chcieliśmy"

Prezes tłumaczy, że Socha dowiedziała się o tej kwocie i sama z siebie przelała ją na konto Polskiego Związku Szermierczego. Pieniądze zostały jej odesłane.

- To był cholerny koszmar, który trwał przez pięć miesięcy. Działacze za to, jak ze mną postąpili, nie powinni nigdy więcej pracować w sporcie. Wydaje im się, że zasada fair play tyczy się tylko zawodników. Warto było zrobić wszystko, żeby jak najszybciej uciec od tych ludzi. Działacze używają zawodników do wspierania własnych interesów – czytamy wypowiedź Sochy w "Magazynie Sportowca".

W sporcie olimpijskim nie ma wielu przypadków, że zawodnicy zmieniają państwo, które reprezentują, ale zdarzają się incydentalnie. Forma różnego rodzaju zadośćuczynienia finansowego jest stosowana. Jedne związki ujmują ją nawet w swoich przepisach i dają wytyczne, jak je wyliczać. Inne nie mają takich wytycznych w dokumentach. Polski związek zgodnie z sugestią FIE korzystał w tej kwestii z rozwiązań innych. Ostatni przypadek zmiany reprezentacji w szpadzie miał bowiem miejsce 25 lat temu.   

- My te pieniądze od razu jej odesłaliśmy, bo nic od niej nie chcieliśmy. Ta sprawa nie dotyczy pani Sochy, tylko porozumienia między dwiema federacjami. Mamy podpisaną umowę z amerykańskim sponsorem. Dokument mówi, że dostaniemy sprzęt sportowy, jeśli pani Socha skutecznie zmieni reprezentację. Skutecznie, bo na tą zmianę musi zgodzić się też PKOL - podkreśla Konopka. Napisaliśmy tę umowę tak, żeby nie było podejrzenia, że chcieliśmy kogoś na coś naciągnąć. Sprzęt sportowy przekażemy naszym sportowcom tam, gdzie jest potrzebny - mówi  Konopko. - Na pewno się przyda - dodaje.

"Szuka argumentów dla opinii publicznej"

O komentarz do sprawy zapytaliśmy dwie zawodniczki i koleżanki Sochy. Do sporu nie chciały się odnosić. Pytane o funkcjonowanie związku nie zgłosiły zastrzeżeń. Jedna z nich oceniła kontakty z działaczami i ich wsparcie jako „bardzo dobre”.

Zdziwiony zastrzeżeniami do PZSzer był też były szermierz i florecista Adam Krzesiński, który przywoził dla Polski medale z Igrzysk w Barcelonie i Atlancie.

- Nie słyszałem do tej pory, że jakakolwiek z zawodniczek mogłaby na coś narzekać. Z tego, co wiem, niczego im nie brakuje – powiedział nam Krzesiński.

- Moje osobiste zdanie jest takie, że Oli tak poukładało się prywatne życie, że do Stanów Zjednoczonych po prostu chciała wyjechać, a nawet było to dla niej konieczne. Nie podoba mi się to i uważam to za niestosowne, że chcąc usprawiedliwić reprezentowanie barw amerykańskich, szuka wszystkich argumentów, które miałyby pozwolić wytłumaczyć jej decyzję szerokiej opinii publicznej - dodaje nasz olimpijczyk. 

Sprawa może skończyć się tak, że jeśli PKOL nie zgodzi się na reprezentowanie innej federacji, to Socha na występy pod flagą USA będzie musiała poczekać trzy lata. Na igrzyskach w Tokio zatem nie wystąpi. W tym przypadku wróci do poważnej międzynarodowej rywalizacji w 2021 jako 39-latka. Powrotu do reprezentowania Polski już teraz nie ma. Przepisy zabraniają dwukrotnej zmiany narodowości.

- Jest mi przykro, bo to wszystko oczernia nasz związek - kręci głową Konopka, który zastanawia się czy nie skierować sprawy na drogę sądową.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.