Karate - sztuka walki o wpływy. O co chodzi w sporze polskich związków i sprawie Doroty Banaszczyk?

Około 190 tysięcy złotych rocznie ma od teraz dostawać Dorota Banaszczyk, mistrzyni świata w karate, która ostatnio narzekała na brak pieniędzy. W tle historii z nadzieją na olimpijski medal rozgrywa się walka polskich organizacji karate. Cierpią zawodnicy, a konflikt jest tak głęboki, że ministerstwo sportu bywa bezradne.
Zobacz wideo

Video pochodzi z serwisu VOD

To powinny być złote czasy polskiego karate. W listopadzie 2018 Dorota Banaszczyk została pierwszą polską mistrzynią świata, wygrywając w kat. 55 kg. Zdobyła złoty medal na niespełna dwa lata przed igrzyskami w Tokio, w których karate zadebiutuje jako dyscyplina olimpijska. Polski sport zyskał nową nadzieję medalową, a karate szansę, by mocno zaistnieć w świadomości przeciętnego kibica. I rzeczywiście zaistniało, ale odsłoniło przy okazji środowiskowe spory i problemy.

5 lutego 2019 Dorota Banaszczyk napisała na jednym z portali społecznościowych, że za walkę o igrzyska w Tokio płaci sama. „Do tej pory nie otrzymałam żadnej nagrody za pierwszy złoty medal Mistrzostw Świata... za ten „historyczny” wynik nie dostałam nawet grosza, kwalifikacje olimpijskie jak na razie opłacam sama, bilety do Paryża, gdzie osiągnęłam kolejny sukces były zakupione tydzień przed wyjazdem z powodu braku środków na koncie... Przykro mi, że tak właśnie wygląda moja walka o Igrzyska Olimpijskie.” – czytamy w jej oświadczeniu, które odbiło się szerokim echem w największych polskich mediach.

Czasami czuję się jak idiotka. W Paryżu po finałowym pojedynku moja rywalka zapytała, co dostałam w Polsce za zdobycie mistrzostwa świata. Była ciekawa, czy mam nowe mieszkanie, samochód, czy zostałam wyróżniona jakąś wysoką nagrodą pieniężną? Powiedziałam prawdę, czyli że dostałam okrągłe 0 złotych, że mam długi u swojego taty i trenera, a do Paryża przyjechałam za pożyczone pieniądze

- dodała Banaszczyk w rozmowie z Damianem Bąbolem ze Sport.pl.

Pieniądze na karate są. Ale nie ma ich komu wypłacić

Chodziło rzecz jasna o brak ministerialnego dofinansowania, przysługującego reprezentantom Polski. Zaczęła się medialna burza i pytania, jak to możliwe, że polski sport i polskie władze zostawiły bohaterkę takiej pięknej historii samą sobie. Tyle, że ta historia jest dużo bardziej skomplikowana. Ani polski sport o Dorocie Banaszczyk nie zapomniał, ani nie brakuje pieniędzy na nagrody dla niej i na finansowanie jej przygotowań. Wszystkie problemy finansowe są jedynie następstwem konfliktu, jaki się rozgrywa w polskim środowisku karate. Sporu o to, kto ma być głównym rozgrywającym w tym sporcie w Polsce i które karate jest najprawdziwsze. Walczą ze sobą Polski Związek Karate, nieakceptowany przez światowe władze karate, i Polska Unia Karate, akceptowana przez światowe władze, ale niemająca jeszcze statusu związku sportowego w Polsce. Toczą się postępowania sądowe, arbitrażowe i administracyjne, a cierpią sportowcy. Bo dopóki trwa spór związków, ministerstwo nie może wypłacać pieniędzy według normalnych procedur. Budżetowa dotacja na karate olimpijskie wynosiła w 2018 750.000 zł (350.000 zł na seniorów i 400.000 zł na juniorów i kadetów). W 2019 roku na samych tylko seniorów czeka w nim 550.000 zł. Ale tych pieniędzy nie ma komu przelewać, leżą na kontach ministerstwa.

Związkowy pat

Sytuacja jest patowa: Polski Związek Karate został przez Światową Federacją Karate (WKF) bawykluczony ze swej struktury i dlatego ministerstwo sportu pozbawiło go statusu polskiego związku. Ale PZK odwołał się od tych decyzji do sądu oraz Trybunału Arbitrażowego ds. Sportu w Lozannie. Polska Unia Karate jest członkiem WKF, ale jeszcze nie jest polskim związkiem sportowym. Stara się o status związku od kwietnia 2018 roku. W wakacje Ministerstwo Sportu i Turystyki odmówiło jej wpisu, bo miało już zarejestrowany Polski Związek Karate. PUK od tej decyzji się odwołał, ale po krótkim czasie poprosił o zawieszenie rozpatrywania odwołania. Prawdopodobnie wziął pod uwagę, że lepsze argumenty na swoje ukonstytuowanie będzie miał po najbliższym kongresie WKF. W tym czasie zmienił też charakter prośby dotyczącej wpisu. PUK chce być teraz związkiem odpowiedzialnym za karate olimpijskie. Do tej pory odpowiadał za nie PZK.

- Ta sytuacja powoduje, że niezbędna jest współpraca tych dwóch podmiotów na arenie krajowej do czasu zakończenia formalnej procedury weryfikacji statusu „polskiego związku sportowego” dla sportu karate przez sąd. Brak tej współpracy powoduje utratę możliwości korzystania ze środków publicznych w zakresie realizacji zadań związanych z przygotowywaniem kadry narodowej do udziału w igrzyskach olimpijskich, mistrzostwach świata lub mistrzostwach Europy przez oba wymienione powyżej podmioty (m.in. brak możliwości wypłaty stypendiów sportowych, nagród za osiągnięcia sportowe, dofinansowanie obozów szkoleniowych itp.). Tym samym sportowcy co najmniej przez kilkanaście miesięcy będą ofiarą wojny działaczy o to, kto w Polsce jest uprawniony do wyłącznego reprezentowania sportu karate – przedstawia swój punkt widzenia ministerstwo sportu.

Były pieniądze z innego źródła. Ale problemem okazało się nawet zaświadczenie od lekarza

Przez ten spór nie można było Dorocie Banaszczyk wypłacić nawet ministerialnej nagrody za złoto mistrzostw świata. - Mogłaby otrzymać ministerialną nagrodę, gdyby Zarząd PUK podpisał porozumienie – podkreśla w rozmowie ze Sport.pl prezes PZK Maciej Sokołowski. Ministerstwo starało się zapewnić zawodniczce wsparcie finansowe z takich programów, które omijają pośrednictwo związków sportowych przy rozdziale środków. Ale tutaj też pojawiały się zadziwiające przeszkody.

Banaszczyk w chwili, gdy opublikowała poruszający wpis o dokładaniu do przygotowań z własnej kieszeni, mogła już mieć na koncie pieniądze z programu „team100”, którego jest beneficjentem nie pierwszy rok. To program wspierający kwotą 40 tys. złotych (na rok) młodych sportowców z szansami na przyszłe medale igrzysk olimpijskich. Zawodnicy sami decydują o przeznaczeniu środków. Jak poinformowało nas ministerstwo, umowa mogła zostać zawarta już 1 lutego. Ale zawodniczka nie dostarczyła niezbędnych dokumentów, m.in. aktualnego orzeczenia lekarskiego. Problemem dla zawodniczki było też zaświadczenie o byciu reprezentantem Polski. W ministerstwie zaczęli się obawiać, że ta gra na zwłokę to kolejna odsłona środowiskowego konfliktu.

- Nie mogłam załatwić zaświadczenia o przynależności do kadry narodowej. Poprosiłam o wystawienie czegoś takiego przez WKF – tłumaczy Banaszczyk.

- Pani Dorota, z uwagi na sytuację w PZK i PUK, została m.in. poinformowana o tymczasowym zwolnieniu z obowiązku przedstawienia zaświadczenia potwierdzającego status członka kadry. Jednocześnie każdy z członków „teamu100” został poinformowany, że będzie mógł w ramach programu rozliczyć wydatki poniesione od 1 stycznia 2019 roku – informuje nas ministerstwo. Ostatecznie środki pierwszej z czterech transz wypłaty dla Banaszczyk zostały uruchomione 11 lutego. Polka mogła z nich skorzystać lecąc na zawody do Dubaju.

Dodatkowo na przełomie listopada i grudnia ministerstwo sportu zainteresowało Grupę Energa sponsorowaniem mistrzyni świata w karate. Sponsorska umowa była gotowa w połowie grudnia. Zawodniczka jednak nanosiła na niej swoje poprawki i zastrzeżenia. Ostatecznie dokument udało się parafować w drugim tygodniu lutego, jako umowę ambasadorską.

- Zawodniczka oprócz wsparcia finansowego otrzyma również sprzęt sportowy niezbędny do treningów – informują nas przedstawiciele Energi.

Według naszych informacji wsparcie finansowe Banaszczyk, wliczając wpływy z programu „team100”, może wynosić około 190 tys. złotych rocznie.

- Sytuacja delikatnie się poprawiła. Dostałam już pierwszy przelew z „team100”, oprócz tego sfinalizowałam swoją umowę z firmą Energa. Ona zabezpiecza mi część środków na przygotowania do kwalifikacji olimpijskich. Jestem za to wdzięczna. Z tej kwoty na pewno będę mogła częściowo sfinansować wyjazdy na zawody. W tym roku planuję uczestniczyć w kilkunastu imprezach, w tym tych rangi Premier League, czy Series A. Potrzeb jest jednak dużo, bo droga do igrzysk jest daleka i należy się do każdej z tych imprez bardzo dobrze przygotować. Poza tym główne koszty to przeloty, hotele. Plan startów jest ambitny. Planujemy uczestniczyć w imprezach m.in. w Chinach, Japonii, czy Chile. Dlatego dziękuję wszystkim firmom za zainteresowanie i pomoc – mówiła nam zawodniczka szykująca się w podróż do Zjednoczonych Emiratów Arabskich. Dodała, że do pełni szczęścia jeszcze odrobinę brakuje.

- Myślę również o moim trenerze. To człowiek, który w stu procentach poświęcił się temu sportowi i chciałabym, by mógł tylko i wyłącznie myśleć o naszych przygotowaniach. Na dziś nie jest to możliwe. Mam nadzieję, że środki przeznaczone na naszą dyscyplinę, które są w ministerstwie, pozwolą nam na zapewnienie optymalnych warunków do przygotowań. Miałabym z głowy myślenie o hotelach, czy kupowanie na własną rękę biletów lotniczych – oznajmiła.

Kiedy pogodzą się związki?

To wszystko są jednak rozwiązania doraźne, a spór o przyszłość organizacyjną polskiego karate pozostaje nadal nierozwiązany. Konflikt zaczął się pod koniec 2017, obie strony są nadal przekonane o wyłącznej słuszności swoich racji.

- Sygnały ze strony WKF (Word Karate Federation), że współpraca między nimi a Polskim Związkiem Karate nie układa się najlepiej, były od pewnego czasu. Sprawy nie zmienił fakt, że karate weszło do programu igrzysk olimpijskich, a PZK nie chciał się reformować – opisuje w rozmowie ze Sport.pl Andrzej Zarzycki, wiceprezes Polskiej Unii Karate. Zarzycki niegdyś przez dwie kadencje zasiadał w zarządzie PZK, ale zrezygnował. Uznał, że wiele tam zdziałać nie zdoła. Trenerów, działaczy, zawodników, sędziów mu podobnych było jeszcze kilku. W grudniu 2017 stwierdzili, że sami chcą założyć związek i zająć się najistotniejszymi dla nich sprawami. Tak - przynajmniej słuchając relacji tej strony - powstała Polska Unia Karate.

Szybko, bo już w połowie kwietnia PUK została członkiem WKF otrzymując jednocześnie jej wyłączną licencję na terenie Polski. To oznaczało, że sama mogła organizować i wysyłać na najbardziej prestiżowe międzynarodowe zawody zawodników zrzeszonych w swoich szeregach. Istotny w całej sprawie jest nie tylko prestiż światowej federacji i to, że jest ona największą zrzeszającą międzynarodowe związki, ale również fakt, że to właśnie na zawodach WKF walczy się nie tylko o mistrzostwo świata czy Europy, ale też o kwalifikacje olimpijskie.

Powstanie nowej organizacji, która chciała zająć się karate nie było na rękę funkcjonującemu od 1980 roku Polskiemu Związkowi Karate. Złożył on zawiadomienie do prokuratury oraz pozew do sądu dotyczący „bezprawnej działalności Polskiej Unii Karate”. Czytamy w nim, że ta stworzyła publiczne przekonanie „iż ma wyłączne prawa do organizacji w Polsce wszelkich zawodów Karate według przepisów WKF” i „pomówiła PZK o to, że ten nie posiada właściwości do organizowania Mistrzostw Polski w karate przez co mogła narazić PZK na utratę zaufania”. Pismo do prokuratury dotyczyło natomiast płatnej protekcji, której według PZK mogli czy też mieli dopuścić się działacze tworzący PUK, którzy dość szybko uzyskali aprobatę władz światowych.

Proces nie trwał długo. W listopadzie 2018 Sąd Okręgowy w Warszawie utrzymał w mocy postanowienie Sądu Rejonowego w Warszawie i postępowanie umorzył, bo nie dopatrzył się uchybień. Kosztami ustanowienia obrońców obarczono PZK.

Listopad 2018 przyniósł też oficjalną decyzję dotyczącą umocowania PUK w strukturach międzynarodowych. Kongres WKF w Madrycie ratyfikował swoje postanowienie z kwietnia dotyczące wyłącznej licencji dla nowej organizacji na terytorium Polski.

Czy PZK wykluczono zgodnie z procedurami?

Polski Związek Karate znalazł się w niekomfortowej sytuacji. Według ustawy o sporcie jednym z czynników, który pozwala uznać dany związek przez ministerstwo sportu jest jego umocowanie w międzynarodowych strukturach. Punkt 4. mówi o konieczności „przynależności do międzynarodowej federacji sportowej działającej w sporcie olimpijskim lub paraolimpijskim lub innej uznanej przez Międzynarodowy Komitet Olimpijski”. Od 5 listopada tego umocowania PZK oficjalnie nie ma. Ma za to zastrzeżenia co do procedury wykluczenia z międzynarodowych struktur.

- Decyzja Kongresu WKF była w naszej opinii i opinii będącego z nami na miejscu mecenasa bezpodstawna. Nie miała umocowań prawnych tj. w oficjalnym piśmie z dnia 13.04.2018 r. nie podano żadnej przyczyny pozbawienia nas członkostwa. Podczas głosowania w Madrycie było wiele zaniechań m.in. nie było komisji skrutacyjnej, która powinna liczyć głosy. Wielu przedstawicieli Narodowych Federacji nie miało zapewnionego tłumaczenia przebiegu Kongresu. Nie otrzymaliśmy żadnego protokołu z zebrania – mówi nam Maciej Sokołowski, prezes PZK. Jak relacjonuje tych nieprawidłowości po stronie WKF miało być więcej. Zostały one opisane w obszernym odwołaniu skierowanym do Trybunału Arbitrażowego ds. Sportu w Lozannie.

- Na tym kongresie zaznaczaliśmy, że Polska Unia Karate nie ma akceptacji Ministerstwa Sportu i Turystyki w Polsce i nie jest członkiem olimpijskim PKOl-u, a takie uznanie według statutu WKF jest warunkiem przyjęcia do organizacji (art. 5. pkt 7. statutu WKF mówi o członkostwie w krajowym komitecie olimpijskim - przyp. red.) To głosowanie na Kongresie WKF odbyło się na zasadzie: tych przyjmujemy, a tym dziękujemy. Wcześniej na spotkaniu w Paryżu w dniu 9.04.2018 r. z wiceprezydentem i dyrektorką WKF przekonywano naszą delegację, że statut Polskiego Związku Karate nie jest dostosowany do statutu WKF. Jednocześnie z niezrozumiałych powodów przyjęto PUK, którego statut jest kopią naszego – dodaje Sokołowski.

Przeciąganie liny

PZK odwołuje się zatem po pierwsze od możliwych nieprawidłowości przy samym procesie wydawania przez WKF swojej decyzji, po drugie prosi o jej prawne wytłumaczenie. Na oficjalnej stronie WKF, oprócz suchej informacji o wykluczeniu ze swych struktur PZK i przyjęciu w szeregi PUK, szczegółów tej sprawy nie znajdziemy. Zapytaliśmy o nie w biurze WKF. Czekamy na odpowiedź.

W statucie WKF w punkcie 5.10 jest opisana sytuacja, w której do światowej federacji zgłaszają się dwa podmioty z jednego państwa. Dokument mówi, iż „tymczasowa i stała przynależność jest przyznawana według własnego uznania Komitetu Wykonawczego i Kongresu, biorąc pod uwagę zdolność federacji narodowej do zapewnienia najlepszych warunków dla reprezentacji i rozwoju sportu w kraju” – czytamy.

Warto odnieść się też do samej nieobecności czy też obecności PUK w strukturach Polskiego Komitetu Olimpijskiego. Unia od 18 września 2018 roku jest członkiem PKOL-u. Dodajmy, że chodzi jedynie o członkostwo zwyczajne. Nie jest natomiast jego członkiem olimpijskim (tym nadal jest PZK). Ta druga grupa skupia polskie związki sportowe działające w sportach objętych programem najbliższych igrzysk olimpijskich. Pierwsza, o czym informuje statut PKOL zrzesza:

1) polskie związki sportowe działające w sportach nieobjętych programem Igrzysk Olimpijskich, 2) osoby prawne, które są związane z ruchem olimpijskim, propagują idee olimpijskie lub przyczyniają się do rozwoju sportu polskiego.

PUK został do PKOl-u przyjęty według tego drugiego kryterium - nie jako „polski związek” a stowarzyszenie, które wspiera ruch olimpijski. Dodajmy, że o członkostwo zwyczajne w PKOl-u może ubiegać się niemal każdy. Na tej długiej liście zrzeszonych figuruje obecnie m.in Wodne Ochotnicze Pogotowie Ratunkowe czy Polski Związek Przeciągania Liny. Sytuacja między PZK, PUK, a WKF momentami takie przeciąganie liny przypomina.

Karate olimpijskie – odrębny sport?

Spór między dwoma związkami najbardziej uderza w zawodników, którzy chcą występować w międzynarodowych zawodach czy też starać się o kwalifikację olimpijską. Olimpijski turniej będzie toczony na zasadach WKF i to ta organizacja przeprowadza do niego kwalifikacje. Punkty do rankingu zdobywa się na różnych zawodach. Jeśli karatecy z Polski chcą w tych zawodach uczestniczyć, muszą być członkami PUK. W praktyce są zrzeszeni i w PZK i PUK, bo np. Mistrzostwa Polski czy inne turnieje, tak jak do tej pory, organizuje ten pierwszy związek.

To dlatego ministerstwo nalegało na tymczasowe porozumienie obu stron. W połowie 2018 roku przygotowano szczegóły takiego porozumienia, według którego PUK odpowiadałby za zgłaszanie zawodników na zawody WKF, a PZK finansowałby szkolenie w kraju i pokrywałby koszty udziału w zawodach zagranicznych. Umowa miałaby obowiązywać do czasu rozstrzygnięcia sporu przez sąd.

- Nie chcemy wracać do punktu wyjścia. Nie po to odeszliśmy z PZK, by wracać tam na takich samych zasadach. Diabeł tkwi w szczegółach, jeżeli my coś organizujemy, to chcemy mieć na to wpływ. Nie chodziłoby nawet o przekazywane nam przez PZK środki finansowe, bo te byłyby pod kontrolą ministerstwa, ale o sprawy związane ze szkoleniem. Narracja ministerstwa, że to jest jakaś wojna działaczy, jest niezrozumiała – mówi nam Zarzycki, sygnalizując, że PUK czeka na inną wersję umowy. - Czekamy na ostateczną wersję porozumienia, któremu się przyjrzymy – informuje.

- Pan minister Witold Bańka prosił nas na spotkaniu 12 lipca 2018 roku, abyśmy porozumieli się z PUK. Na spotkaniu byli obecni prezes PZK Maciej Sokołowski oraz prezes PUK Paweł Połtorzecki. My się na to porozumienie od razu zgodziliśmy, z naszej strony nie było żadnych wątpliwości. Pan Połtorzecki stwierdził, że decyzję podejmie zarząd PUK. Od lipca do listopada decyzji nie podjęli, negując w tym czasie kolejne punkty ugody proponowanej przez Ministerstwo.

22 Listopada 2018 roku odbyło się drugie spotkanie. Scenariusz się powtórzył – opisuje nam Sokołowski i zapewnia, że gwarantował szybki i jednorazowy przelew do PUK dotacji przekazanych z ministerstwa.

Z dwóch stron słychać przy tym deklaracje, że najważniejsze jest dobro zawodników, ale w działaniu tego nie widać. Jesienią przekazano im informacje, że startując w zawodach z ramienia PUK nie będą mogli na kimonach mieć godła narodowego, a w przypadku triumfu nie usłyszą hymnu. Na początku tak było. PZK zgodził się jednak, żeby znaków polskiej reprezentacji używać i teraz maskowanie orła nie jest już konieczne.

- W naszym przekonaniu działacze wymienionych podmiotów nie mają na celu dobra i rozwoju dyscypliny, a wyłącznie własne ambicje, przysłaniające im cel nadrzędny, którym jest progres sportowy i sukcesy zawodników – ocenia to już ostrzej ministerstwo sportu i przypomina. - Finansowanie ze środków publicznych jest prawem a nie obowiązkiem. Jeżeli zgodnie z przepisami prawa dla uzyskania tego dofinansowania konieczne jest spełnienie określonych wymogów, to niespełnienie tych kryteriów nie obciąża dotującego tylko aplikującego – słyszymy w resorcie Witolda Bańki.

Ponieważ na decyzję CAS w sprawie PZK i PUK można czekać nawet kilkanaście miesięcy, trudno liczyć na poprawę sytuacji każdego z polskich zawodników. Ci często na własny koszt biorą udział w zawodach WKF. Ostatnio kadra PUK wróciła na przykład z trzema brązowymi medalami młodzieżowych ME, ale gratyfikacji finansowej za to spodziewać się nie może, a wszystkim zewnętrznego finansowania załatwić się nie da. Póki co PUK czeka jeszcze na ustosunkowanie się do swojej prośby o wpisanie stowarzyszenia jako związku sportowego zajmującego się tylko karate olimpijskim. W wyniku tego zyskałby umocowanie w polskim systemie i mógł liczyć na dotacje z ministerstwa.

- Rzeczywiście prowadzone jest postępowanie administracyjne, którego zakres dotyczy m.in. kwestii oceny tego czy można w tym przypadku mówić o karate „olimpijskim” – jako odrębnym od karate sporcie. Do czasu wydania decyzji w tym zakresie, nie jest możliwe udzielenie odpowiedzi na to pytanie – przyznaje nam ministerstwo sportu

Możliwe, że wydanie decyzji nastąpi jeszcze w lutym tego roku. Pozytywna odpowiedź oznaczać może, że nad Wisłą funkcjonować będą trzy związki zajmujące się Karate. Oprócz PZK i PUK od 1997 roku działa też u nas Polski Związek Karate Tradycyjnego. Odnosząc się natomiast do tradycji - choć stylów karate powstało kilkadziesiąt, to Ginchin Funakoshi, uważany za ojca nowoczesnego karate przez całe życie utrzymywał że karate, bez względu na różnice w nauce różnych mistrzów, jest jedno. Funakoshi zmarł jednak ponad 60 lat temu.

--

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.