Szachy. Magnus Carlsen mistrzem świata

Po trzech partiach dogrywki o szachowe mistrzostwo świata broniący tytułu Magnus Carlsen pokonał Amerykanina Fabiano Caruanę. Norweg wygrał je wszystkie. Po raz pierwszy w historii finał potrzebował dodatkowych partii.

12 partii finałowego starcia nie przyniosło rozstrzygnięcia. 12 partii meczu między Magnusem Carlsenem i Fabiano Caruaną zakończyło się remisami. Po raz pierwszy w 132 letniej historii zmagań o czempionat finał nie dał rozstrzygnięcia w głównej części. Dlatego potrzebna była dogrywka.

Zasady mówią: na początek cztery partie szachów szybkich – 25 minut dla każdego gracza plus dziesięć sekund po każdym posunięciu.

Ale wyglądało na to, że po raz 13. w finale będzie remis. Carlsen grał białymi, miał przewagę, ale Caruana bronił się wspaniale. Wyglądało na to, że Norweg się pogubił, ale wtedy z pomocą przyszedł mu rywal. W końcówce Caruana popełnił błąd - wykonał wątpliwy ruch królem. Carlsen tylko na to czekał - znów przeszedł do ofensywy i już nie wypuścił z rąk inicjatywy. Objął w dogrywce prowadzenie!

W kolejnej partii dobił rywala gając czarnymi - po 28. posunięciu Caruana poddał partię. Norweg, by obronić tytuł, w dwóch kolejnych szybkich partii potrzebował jednego remisu. Caruana potrzebował cudu. Ten się nie zdarzył - Carlsen wygrał też i tę partię.

W poniedziałek, w ostatniej, 12. partii głównej części meczu Carlsen, mając inicjatywę i przewagę, zaproponował przeciwnikowi remis. Wielu kibiców odczytało to jako oznakę słabości mistrza - nie poszedł na całość, nie docisnął rywala więc traci pewność siebie. Ale wygląda na to, że Carlsen doskonale wiedział, co robi. Jest nie tylko liderem rankingu w szachach klasycznych, ale prowadzi też w klasyfikacjach szachów szybkich i błyskawicznych - Caruana jest 8. i 16. Norweg po prostu zaprosił przeciwnika do rejsu po znacznie lepiej znanych sobie wodach. I Caruana wpadł na skały.

Magnus Carlsen obronił tytuł

Carlsen to zdecydowanie najpopularniejszy szachista na świecie. Nic dziwnego, bo arcymistrzem został jako 13 latek, a już siedem lat później został najmłodszym w historii liderem światowego rankingu. W 2013 roku zdobył mistrzostwo świata, teraz obronił tytuł już po raz trzeci.

Caruana w mgnieniu oka jest w stanie przeanalizować setki wariantów na sekundę i gra niczym komputerowy program, natomiast Carlsen ma całkowicie odmienny styl. Woli wybierać zaskakujące rozwiązania, daje się ponieść fantazji i często działa spontanicznie. Kolejny raz jego styl gry okazał się skuteczny.

W Londynie pula nagród wynosiła milion euro. Norweg zgarnie 60 procent tej kwoty, oraz część wpływów z pay-per-view, tradycyjnych biletów oraz reklam. Takie pieniądze nie robią pewnie już na Carlsenie wielkiego wrażenia, bo na szachach zdążył się już dorobić co najmniej ośmiu milionów dolarów. Ba, poznał nawet Billa Gates`a.  W sumie to nie tylko go poznał, ale i pokonał. By wygrać z jednym z najbogatszych ludzi na ziemi potrzebował tylko dziewięciu ruchów, nad którymi myślał zaledwie 12 sekund.

Nowa era. Era Carlsena 

Szachy przez wiele lat były domeną Rosjan. Ich dominację, na krótki okres, przerwał w latach 70. Bobby Fisher, który w „meczu stulecia” pokonał radzieckiego arcymistrza Borisa Spasskiego. Wówczas, w trakcie zimnej wojny, Stany Zjednoczone dały pstryczka w nos ZSRR. A właściwie nie dały pstryczka, a wręcz zdzieliły po twarzy Rosjan, bo na Wschodzie porażka Spasskiego została przyjęta niemal jak klęska narodowa.

Później Rosjanie odzyskali dominacje. Przez lata rządzili, m.in Kasparow i Karpow. W 2008 roku najlepszy okazał się Viswanathan Anand, ale w 2013 roku Hindus został zdetronizowany właśnie przez Carlsena. Era Norwega trwa już od pięciu lat i nie ma wielu przesłanek, że dominacja Carlsena szybko się skończy.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.