Golf. Tiger Woods wygrał turniej po 1976 dniach. To jeden z największych powrotów w historii sportu

Tiger Woods wygrał po ponad pięciu latach przerwy turniej PGA Tour. W niedzielę zwyciężył w kończącym sezon Tour Championship i dopełnił jednego z największych powrotów w historii sportu.

Tiger Woods to jeden z najlepszych golfistów wszech czasów, ale druga dekada XXI wieku to u niego pasmo niepowodzeń, określając to wyjątkowo delikatnie. Liczne skandale obyczajowe sprawiły, że rozpadło się jego małżeństwo, a Woods z uosobienia wszystkich cnót dla wielu stał się symbolem zepsucia. Uzależnienie od seksu, przedawkowanie leków przeciwbólowych, romanse - to poruszało świat mediów. Liczne kontuzje sprawiły, że sportowo się nie liczył. Spadł na 1199 miejsce na świecie.

Największe problemy miał z plecami. Przeszedł cztery operacje kręgosłupa, ostatnią w zeszłym roku. W styczniu był 656 na świecie i mało kto wierzył, że coś z niego będzie. W końcu i metryka przestała działać na jego korzyść - to już 42-letni golfista. Zresztą sam Woods przebąkiwał o tym, że i sam nie wie, czy jeszcze kiedykolwiek będzie w stanie rywalizować z zawodowcami. Być może sam nie chciał nakładać na siebie presji i jeszcze podsycać oczekiwań kibiców.

>> Mistrzostwa Europy w tenisie stołowym. Li Qian mistrzynią. Grzybowska-Franc z brązem

Ale każdy kolejny start pozwalał uwierzyć, że kolejne, czyli 80. zwycięstwo w karierze jest możliwe. Woods piął się w górę. Sześć razy kończył turnieje w czołowej dziesiątce, w tym wielkoszlemowe The Open i PGA Championship. Najlepszego golfa zostawił na sam finisz rozgrywek najlepszej golfowej ligi świata PGA Tour, czyli Tour Championship.

Finałową rundę zaczynał z trzema uderzeniami przewagi nad numerem jeden na świecie Justinem Rosem oraz Rorym McIlroyem. Miała być wielka walka najlepszych z najlepszych, ale przewaga Woodsa była niezagrożona przez całe niedzielne popołudnie. Gdy Woods kroczył w kierunku 18. dołka na polu East Lake Golf Club działy się sceny, jakich świat nie widział. Tysiące ludzi podążały za Woodsem, by zobaczyć jego ostatnie uderzenia. Ochroniarze musieli odseparować rozentuzjazmowany tłum, by Woods w ogóle mógł iść.

A gdy już piłka wpadła do dołka, dziesiątki tysięcy gardeł ryknęły w ekstazie. Po 1876 dniach Woods znów wygrał. Zrobił coś, co wydawało się niemożliwe. W wieku 42 lat wygrał swój 80 turniej zawodowy i tylko dwie wygrane dzielą go od Sama Sneada, rekordzisty wszech czasów.

>> Doping w sporcie. WADA zniosła zawieszenie dla Rosyjskiej Agencji Antydopingowej mimo protestów

Za swoje zwycięstwo zarobił 1,62 mln dol., co jest jego drugą największą wypłatą w karierze. Obok nosa przemknął mu czek na 10 mln dol. - tyle wynosi bonus dla najlepszego golfisty cyklu PGA Tour. Nagroda trafiła do Rose’a dzięki trafieniu na ostatnim dołku.

Zwycięstwo Woodsa poruszyło sportowy świat. W USA na drugi plan zeszły rozgrywki ligi futbolu amerykańskiego, a przedstawiciele wszystkich dyscyplin sportu pospieszyli z gratulacjami. Bo dopełnił się jeden z największych powrotów wszech czasów.

-Musiałem walczyć, nie wiedząc, co mnie czeka. Nie wiedziałem, czy będę jeszcze kiedyś rywalizować. Miałem nadzieję, że moje życie będzie odrobinę lepsze. Nie mogę uwierzyć w to, co się stało. Bardzo trudno uwierzyć mi, że wygrałem Tour Championship - mówił ze łzami w oczach.

Dla niego to zwycięstwo znaczy więcej niż się wielu wydaje. Jego największą motywacją były dzieci. Woods marzył o tym, by choć raz na własne oczy i świadomie zobaczyły, co potrafi. - Nie chcę, być tylko tym gościem z YouTube’a. Dzieciaki wielokrotnie pytały mnie, kiedy znów wygram - powtarzał Woods. No i wreszcie się doczekały.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.