Marcin Najman atakuje byłego reprezentanta Polski. "Chłopek roztropek na jednego liścia"

- Piotr Świerczewski to taki chłopek roztropek na jednego liścia. Dla mnie najprawdopodobniej byłaby to najłatwiejsza walka w życiu. Na 15 - 20 sekund. Awantura w Mielnie to nie to samo, co walka w klatce. Poza tym musi wiedzieć, że nie będzie miał tam do pomocy Radka Majdana. Świerczewski przez lata zgrywał kozaka na boisku. Teraz przekona się, że mma to inne wyzwanie - mówi Marcin Najman w rozmowie ze Sport.pl.

Dominik Senkowski: Bierze Pan udział w Fame MMA, które szybko rozwija się w Polsce. Jest Pan tym zaskoczony?

Marcin Najman: Teraz już nie, ale jeszcze kilka miesięcy temu byłem tym bardzo zaskoczony. Złotówki bym na to nie postawił, gdy oglądałem ich pierwszą konferencję. Okazało się jednak, że się pomyliłem, biznesowo to był strzał w dziesiątkę. Bardzo się rozwijają. Każda kolejna konferencja i gala wyglądają lepiej. Ta ostatnia gala w gdańskiej Ergo Arenie była pod względem produkcyjnym nawet krok wyżej niż KSW. Produkcję mają dziś najlepszą ze wszystkich w Polsce.

Trener Kołeckiego: Janikowski był źle prowadzony. Szkoda jego zdrowia:

Zobacz wideo

Początkowo nie wierzyłem w Fame MMA, bo pochodzę ze sportu i na niego zawsze kładłem największy nacisk. Jak się jednak okazało, w naszym kraju sport już sam w sobie się nie sprzedaje. 18 tys. widzów na organizowanej przeze mnie Narodowej Gali Boksu, pomimo iż to druga frekwencja w historii na polskiej gali, na którą specjalnie przyjechał nawet Michael Buffer [najsłynniejszy ringowy spiker - przyp. red.] była poniżej oczekiwań. Liczyłem na przynajmniej 30 tys. widzów. Uważam, że obecnie w Polsce sam sport się nie obroni. Ludzie oczekują widowisk ,a  Fame MMA im to daje.

Fame MMA będzie jeszcze lepsze?

- Na pewno. Może nam się to podobać lub nie, ale taki jest teraz trend. Trzeba też oddać, że Fame MMA coraz bardziej idzie w kierunku sportu. Nie bierze się do walki jedynie youtuberów, którzy mają konflikty ze sobą i biją się na pałę. Każdy z nich podejmuje treningi, rozwija się. Ta ostatnia gala w Gdańsku naprawdę nieźle się prezentowała pod względem sportowym. Nokaut Hassiego, walka Rafonixa z Isamu oraz moja z Bonusem BGC - sporo było wątków sportowych na przyzwoitym, sportowym poziomie.

Mamed Khalidov krytykuje Fame MMA. - Nie rozumiem fenomenu wulgaryzmu, braku szacunku, braku kultury. Nie mogę powiedzieć nic dobrego na temat takich gal. Nie podoba mi się to i jest to bardzo słabe - powiedział w rozmowie z portalem SportoweFakty.pl. Co Pan sądzi o jego słowach?

- Również nie rozumiem fenomenu tych gal. Nie mogę się jednak do końca zgodzić z Mamedem. Być może opiera swoją opinię na tych pierwszych konferencjach Fame MMA. Tymczasem tam się wszystko zmienia, idzie w sportową stronę, czego dowodem jest także moja obecność na konferencjach. Z każdą kolejną galą wygląda to dużo lepiej.

Zapowiedział Pan, że przyszły rok będzie Pana ostatnim na arenie sportowej. Dlaczego?

- Myślę, że 2020  rok to będzie już dla mnie koniec startow w ringach i klatkach. Nie dlatego, że tego chcę, ale ze zdrowiem jest coraz gorzej. Obserwowałem ostatnio trening Sylvestra Stallone’a, który ma 73 lata. Zazdroszczę mu sprawności. Nigdy wcześniej nie dotykały mnie kontuzje, a od trzech lat co chwilę mam nowy uraz. Posypałem się zdrowotnie przez sport, który uprawiam już prawie 23 lata. Nie mam dość, ale mój organizm więcej nie da rady i dlatego muszę kończyć.

Ma Pan 40 lat. Czuje się Pan spełniony jako sportowiec?

- W boksie olimpijskim wygrałem niemal wszystkie walki. Przegrałem tylko z Mariuszem Wachem w finale mistrzostw Małopolski w 2001 roku i z Karolem Nowińskim podczas Mistrzostw Polski. Mam dwa tytuły wicemistrza Polski w kickboxingu, tytuł mistrza Europy federacji WKU w kickboxingu. Nie jest to może wyróżnienie od najbardziej prestiżowej organizacji, ale też niektórzy próbują pomniejszać ten sukces, a WKU jest dobrą i solidną federacją. Głośno było oczywiście o mojej walce z Przemysławem Saletą na KSW 14. Gdyby nie błąd sędziego, to miałbym wygraną, bo to była walka do jednej bramki.

Generalnie myślę, że nie wykorzystałem do końca swojego potencjału. Stać mnie było na tytuł mistrza Europy w boksie. Gdybym poświęcił się temu maksymalnie, mogłem sięgnąć po mistrzostwo Europy, a przynajmniej spróbować po nie sięgnąć. Z drugiej strony jako sportowiec przeżyłem wspaniałą przygodę z czego bardzo się cieszę.

Zapowiedział Pan wydanie książki w przyszłym roku. Na jakim jest ona etapie?

- Książka już powstaje. Pisze wieczorami kolejne rozdziały. To będzie podsumowanie mojej kariery ale w szerszym zakresie, bo nie samym sportem żyłem. Będzie to wspomnienie ciekawego życia, jakie do tej pory miałem. Młodzi zawodnicy będą też mogli wyciągnąć trochę wniosków po tej lekturze, jak pokierować swoją karierą, by móc się realizować. Dziś nie wystarczy być tylko dobrym. To za mało.

Przyszły rok traktuje jako ostatni aktywnie walcząc i stąd pomysł na publikację. Walki w Fame MMA trudno uznawać za element wielkiej kariery sportowej, to bardziej widowiska, ale dające mi wiele wspaniałych emocji, to również pożyteczne, bo muszę utrzymywać formę. Książka o tytule „Niegrzeczny żywot Najmana” będzie wydana na początku marca i co ważne będzie bogata w wiele niepublikowanych wcześniej zdjęć.

Wywołuje Pan od lat wiele emocji i kontrowersji. Sporo z nich jest negatywnych. Dlaczego?

- Rzeczywiście, ale w ostatnim czasie bardzo się to zmieniło. Od ponad roku spotykam się z wieloma pozytywnymi reakcjami ze strony fanów. A po przejściu do Fame Mma zyskałem pokaźną grupę młodych i oddanych fanów. To miłe. Pragnę im podziękować za wsparcie i pogratulować, ze potrafią samodzielnie myśleć i oceniać.

Wcześniej popełniłem kilka błędów wizerunkowych, co mogło mieć wpływ na ocenę mojej osoby. Nie ma też co owijać w bawełnę - mój osobisty konflikt z Przemysławem Saletę sprzed lat też na to wpłynął. Negatywna retoryka ze strony zaprzyjaźnionych z nim dziennikarzy zrobiła swoje. Tym bardziej dla mnie to dziwne, że niektórych z nich przecież skrzywdził, publicznie i z premedytacją ośmieszał, jak choćby Mateusza Borka, a dziś panowie razem prowadzą programy i próbują mi wbijać co jakiś czas szpilki. Co nie zmienia faktu, ze Mateusza Borka uważam za bardzo dobrego dziennikarza. To nie on robił mi koło dupy.

Od momentu, gdy internet stał się powszechnym źródłem wiedzy, jest lepiej z postrzeganiem mojej osoby. Kibice nie oglądają tylko telewizji, nie dociera do nich jedynie zmanipulowana treść. Moimi fanami są dziś głównie młodzi ludzie, którzy nie dają sobie prać głowy negatywnie nastawionym do mnie niektórym dziennikarzom, którzy mają interes by pisać o mnie nieprzychylnie. Młodzi sami sobie wyrabiają zdanie i dlatego patrzą tak, jak jest, a nie jak ktoś im powie.

Piotr Świerczewski powiedział kilka dni temu w rozmowie ze Sport.pl: „Mogę tylko powiedzieć, że Najman przegrywa większość pojedynków. Więcej krzyczy niż się bije, ale to jego sprawa. Czasem są takie pieski, co głośno szczekają, ale nie ugryzą". Pan mu odpowiedział, że może z nim zawalczyć nawet na gali Fame MMA 6. Jest szansa na tę walkę?

- Jeśli mówimy o tego typu zestawieniach, to absolutnie nie możemy tego łączyć ze sportem. Powiedzmy sobie wprost, Świerczewski to taki chłopek roztropek na jednego liścia. Jako element widowiska, takie starcie mogłoby się odbyć. Ale z drugiej strony, ile by ono mogło potrwać? 15, 20 sekund? Gdyby oprócz łokci, mogły być też w użyciu plaskacze, to już w ogóle byłoby zabawnie. Dla mnie najprawdopodobniej byłaby to najłatwiejsza walka w życiu.

Czyli niespodziewa się Pan, by Świerczewski mógł postawić Panu trudne warunki?

- Niczego się po nim nie spodziewam. Awantura w Mielnie to nie to samo, co walka w klatce. Poza tym musi wiedzieć, że nie będzie miał tam do pomocy Radka Majdana. Będzie sam, a na przeciwko niego stanie rywal, który od pierwszej sekundy będzie z nim ostro jechał, a nie policjant, który by móc użyć pałki lub innego środka przymusu, musiałby spełnić wiele wymogów ustawowych.

Świerczewski przez lata zgrywał kozaka na boisku. Piłkarze ważę po 60-70 kg i w takim towarzystwie mógł tak robić. Teraz przekona się, że mma to inne wyzwanie. Odpowie sobie na wiele pytań. Niby nie ma zbyt wymagającego rywala na gali w Zielonej Górze [Greg Collins, czyli znany z programu “Odjazdowe bryki braci Collins”, Grzegorz Chmielewski - przyp. red.], ale myślę, że dla niego to wystarczający poziom.

Gala FFF, na której Piotr Świerczewski zmierzy się z Gregiem Collinsem, odbędzie się 21 grudnia.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.