Mamed Khalidov o zatrzymaniu: Rzucali granaty, byłem w szoku. A później prokurator śmiał mi się w twarz

- Tam było paserstwo, palenie aut, obraza i pobicie policjantów. Tak naprawdę przygotowali listę życzeń. Byłem zdziwiony, próbowałem wyjaśniać, ale jak zobaczyłem, że pan prokurator śmieje mi się w twarz, to zrozumiałem, że on nie chce znać prawdy - mówi Mamed Khalidov w rozmowie ze Sport.pl.

11 czerwca do twojego domu weszli antyterroryści. W świat poszedł komunikat: Mamed K. został zatrzymany.

Weszli i rzucili te swoje granaty. To wszystko było tak nierealne w tym czasie. Byłem w szoku. Widziałem wojnę i te petardy, które rzucali, nie robiły na mnie wrażenia, ale nie spodziewałem się tego. Próbowano pozbawić mnie dumy i honoru. Chciano mnie oczernić i zdeptać pracę, którą wykonałem przez całe życie.

Mamed Khalidov odsłania kulisy zatrzymania! "Byłem w szoku" [WIDEO]

Zobacz wideo

Łatwo jest wyrzucić z pamięci te obrazy?

Zatrzymanie najbardziej bolało moją rodzinę. Szczególnie żonę, która powiedziała, że nigdy tego nie zrozumie. Ona jest przy mnie i wie, czym się zajmuję. Wie, na co poświęcam czas i zdrowie. Ona najbardziej cierpiała. Przez pierwsze 2-3 tygodnie też mnie to bolało, ale później spłynęło po mnie. Przyjąłem to jako kolejną nauczkę i tyle. Nie mówię o nauczce, że czegoś nauczył mnie pan prokurator. Nie, bo on sam musi się dużo uczyć. Muszę segregować towarzystwo i tak zrobiłem. Odsunąłem niepotrzebnych ludzi.

Dużo ich było?

Było parę osób. Teraz jest super, nie ma w moim otoczeniu wampirów. Nie dopuszczam do siebie obcych osób, które chcą się zaprzyjaźnić. Będąc na dołku, przemyślałem sobie pewne rzeczy.

Ile czasu tam spędziłeś?

Jedną noc.

Udało się zasnąć?

Spałem jak małe dziecko. Na miejscu była kulturka. Nawet jeden z policjantów powiedział, że ma nadzieję, że to jest nieporozumienie. Odpowiedziałem mu, żeby uwierzył, że tak jest. Byli w szoku. Musiałem wszystko oddać. Nawet sznurówki mi zabrali. Człowiek posiedzi jedną noc, przemyśli pewne rzeczy i poukłada sobie w głowie.

Jak wygląda twoja sytuacja prawna?

W sądzie będziemy udowadniać prawdę, tam będę mógł pokazać dowody. Mamy szansę to zrobić, bo wcześniej nie dano nam tej szansy. Na szczęście jest niezależny sąd. Prokurator chciał, żeby od razu wszyscy siedzieli. Od razu chciał karać, bez sądu. Za bzdurne rzeczy wymyślone przez jego pupilka i zbrodniarza, którego wypuścił zresztą po jego zeznaniach. My udowodnimy i pokażemy prawdę w sądzie.

Co sobie pomyślałeś, gdy zobaczyłeś listę zarzutów?

Tam było paserstwo, palenie aut, obraza i pobicie policjantów. Tak naprawdę przygotowali listę życzeń. Byłem zdziwiony, próbowałem wyjaśniać, ale jak zobaczyłem, że pan prokurator śmieje mi się w twarz, to zrozumiałem, że on nie chce znać prawdy. Jego nie interesuje prawda. On chciał, żeby był sukces.

Jesteś w stanie skupić się na treningach?

Tak, tak. Jestem skupiony. Pytasz mnie o to, więc opowiadam, ale tymi sprawami zajmuje się mój prawnik, a nie ja. On się na tym zna. Ja się znam na MMA i to jest moja robota. Każdy z nas jest zajęty swoją robotą. Nie myślę w ogóle o tej sytuacji.

Czujesz żal?

Nie czuję żadnego żalu i nie potrzebuję tego, bo to człowieka zjada. Wolę się skupić na pozytywnych rzeczach, bo ta sytuacja mi coś pokazała. Nic nie dzieje się samo z siebie, to ma jakiś cel.

Co pokazała ci ta sytuacja?

W życiu zawsze kierowałem się tym, co mi przysyła i daje Bóg. Ze względu na chorobę skończyłem karierę. Myślałem, że nie wrócę. Później było niby wszystko dobrze i nagle wydarzyło się coś takiego. Wszystko się napędza i wracam. To spowodowało, że wróciłem. Może powinienem podziękować panu prokuratorowi (śmiech). Ta sytuacja mnie nie osłabiła, ona mnie napędziła. Głównym argumentem i bodźcem do powrotu było to, że dostałem ogromne wsparcie od kibiców, którzy rozumieli sytuację i wiedzieli, że to jest totalna bzdura.

Kilka miesięcy temu Maciej Kawulski mówił mi, że każdy fan MMA powinien pisać do Ciebie dwa listy i trzy maile dziennie z prośbą, żebyś jeszcze przemyślał swoją decyzję o zakończeniu kariery. Pisali?

Tak, dostałem od nich bardzo dużo wiadomości. Pisali, że tęsknią, żebym w ten sposób nie kończył kariery. Że chcą oglądać moje walki. To było bardzo miłe. Tych wiadomości były tysiące. Chyba Maciej nie musiał nawet tego mówić. Po ogłoszeniu decyzji o zakończeniu kariery dostałem ogromne wsparcie od kibiców, ale jeszcze większe wsparcie przyszło od nich po zatrzymaniu. Stereotyp jest taki, że kibice są z tobą, gdy wygrywasz, w innym przypadku cię kopią. U mnie to się nie sprawdziło i jest to dla mnie szok. Kibice mnie nie kopali, oni nie pozwolili mnie kopać! Ktoś próbował mnie kopać, to oni stawali w mojej obronie. I nie mówię o kilku osobach, ich było tysiące. Jestem szczęśliwym człowiekiem. Nie po to ciężko pracowałem, żeby ktoś próbował mnie oczernić. Dziękuję tym ludziom, że są ze mną. Jestem tutaj dla nich i walczę dla nich.

Martin Lewandowski i Maciej Kawulski naciskali na twój powrót?

Nie, absolutnie. Ani razu nie było ze strony Martina czy Maćka żadnego nacisku. Wiedzieli, że to była poważna decyzja. Tyle lat współpracujemy, z Maćkiem bardzo długo się znamy i przyjaźnimy. W grę wchodził sentyment, nie chodziło tylko o biznes. Łączy nas nie tylko zawodowa więź. Dla mnie, ale i dla chłopaków to było zaskoczenie.

Po drugiej walce z Tomkiem Narkunem mówiłeś o problemach zdrowotnych. Masz to już za sobą?

To nie są stałe problemy. One wracają, łapią i z czasem mijają. Trzeba nauczyć się z tym walczyć i leczyć. Muszą być pewne bodźce, które spowodują, że inaczej podejdziesz do pewnych spraw. Jestem pod opieką fachowców i ileś tam lat się leczę. Dodatkowo mam wsparcie w rodzinie. Bardzo ważny wpływ ma otoczenie, dlatego odrzuciłem toksyczne osoby.

Ktoś odradzał ci powrót do MMA?

Nie.

A co powiedziała żona?

Kiedyś powiedziała, że mam ducha wojownika i nie zdziwi się, jak wrócę. - No co ty? - odpowiedziałem wtedy. A gdy oznajmiłem, że wracam, tylko się zaśmiała.

Jakie są dzisiaj twoje relacje z Michałem Materlą?

Po naszej walce był chłodek, ale czas minął i wszystko jest dobrze, normalnie. Czas leczy rany. Wiadomo, każdy ma ambicje, bo jesteśmy sportowcami. Teraz mamy może nawet lepsze relacje niż wcześniej. Dzwonimy do siebie, rozmawiamy o życiu.

Dawał ci rady jak walczyć ze Scottem Askhamem?

Tak, ale nie powiem, co mówił.

Jak postrzegasz swojego najbliższego rywala?

Przede wszystkim jako sportowca. Podoba mi się jego podejście. Nie szuka zaczepek czy śmieciowego gadania. Bardzo mnie cieszy, że walka oparta jest tylko na sportowym aspekcie. Zachowanie Scotta pasuje do jego poziomu sportowego.

Po takiej przerwie taki rywal. Grubo się bawisz, Mamed.

Nikt nie mówił, że będzie łatwo. Miałem ostatnio jakieś łatwe walki? Co chwilę musiałem coś udowadniać. Ktoś powiedział, że mam słabą stójkę, to prosiłem, żeby dawali dobrego stójkowicza. Później zacząłem skakać po kategoriach wagowych. Raz w górę, raz w dół. Nigdy nie było łatwo.

Masz status legendy w polskim MMA?

Co się kryje za tym słowem? Każdy tworzy sam sobie jakąś historię. Zawodnicy KSW, sama organizacja i tak dalej. Nie potrafię powiedzieć, że jestem legendą. Ty legenda bez tych ludzi, którzy cię stworzyli, Bóg zesłał ci takich ludzi i dzięki temu jesteś kimś tam. Jak możesz powiedzieć, że jesteś legendą. My jesteśmy legendą.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.