Martin Lewandowski, szef KSW: Bałkany mogą zostać naszym drugim domem [ROZMOWA]

W listopadzie federacja KSW zadebiutuje w Chorwacji, gdzie odbędzie się gala nr. 51. - Tamtejszy rynek jest bardzo chłonny, a praktycznie w ogóle niezagospodarowany. OK, swoje gale robiły tam federacje: Glory i UFC, ale żadna z nich się tam nie zakorzeniła. Myślę, że mamy szansę zaistnieć, bo od wielu lat w szeregach KSW jest pełno zawodników z tego regionu. Głęboko wierzę, że Bałkany zostaną naszym drugim domem - mówi nam Martin Lewandowski, współwłaściciel KSW.
Zobacz wideo

Niedawno KSW ogłosiło dwie kolejne gale. Czołowa europejska federacja MMA zawita w listopadzie do Zagrzebia, a w grudniu do Gliwic. Walką wieczoru gali KSW 51 będzie starcie Mariusza Pudzianowskiego z Erko Junem. Na kolejnej gali pasjonująco zapowiadają się pojedynki: Damiana Janikowskiego z Szymonem Kołeckim oraz walka Mameda Chalidowa ze Scottem Askhamem.

Antoni Partum: Damian Janikowski na co dzień walczy w kategorii średniej, a Szymon Kołecki ostatnio pokonał Marusza Pudzianowskiego, zawodnika wagi ciężkiej. Kto wpadł na pomysł, aby ze sobą zawalczyli obaj medaliści olimpijscy?
Martin Lewandowski: - Pomysłodawcą był team Damiana Janikowskiego, ale nie musieli mnie do niego długo przekonywać. Po kilkudniowych negocjacjach, lekkich złośliwościach i przepychankach, zawodnicy ostatecznie zgodzili się na tzw. catchweight [umowny limit] do 91.5 kg.

Wielu ekspertów stawia na Kołeckiego, a bukmacherzy na Janikowskiego. Kto jest faworytem?
- Nie powinienem odpowiadać na takie pytanie, aby uniknąć później ewentualnych kontrowersji. Ale na pewno obaj już dobrze wiedzą: co to jest MMA. Jeden i drugi będzie próbował zaskoczyć rywala czymś nowym. Kołeckiego atutem jest jego niebywała siła. W końcu przekonał się o tym nawet Pudzianowski. Ale i Janikowski ma swoje walory, którymi wielokrotnie zachwycał fanów KSW.

Jakie?
- Też jest bardzo silny. Poprawił walkę w stójce i nadal nie zapomina o technikach zapaśniczych. Z walki na walkę rozwija się też pod względem technicznym oraz taktycznym. Coraz mądrzej walczy, a to dzięki bardzo rozsądnemu teamowi [trenuje m.in z Robertem Joczem i Robertem Złotkowskim], który całą uwagę poświęca na rozwój zawodnika i szczerze o niego dba. To jest cholernie trudna walka to typowania, a więc gwarantuje nam to kapitalny pojedynek.

Podobnie będzie ze starciem Mameda Chalidowa ze Scottem Askhamem?
- Niby Mamed jest po dwóch porażkach z rzędu, ale przecież obie walki stoczył w wyższej kategorii wagowej. Natomiast wreszcie jest wypoczęty, a wypoczęty Mamed jest niebezpieczną bestią. Tyle tylko, że Askham też jest piekielnie mocnym zawodnikiem, o czym dwukrotnie przekonał się nasz mistrz - Michał Materla. Uważam, że najlepiej ogląda się walki, które nie mają zdecydowanego faworyta. Takie zestawienia zawsze gwarantują duże emocje.

Mamed wraca tylko na pożegnalny pojedynek?
- Nie wyprzedzamy naszego planowania poza grudniową galę, bo jego przyszłość będzie zależna pewnie nie tyle od wyniku, co od przebiegu walki. Ale mamy z Mamedem umowę tylko na tą walkę.

Gdy ogłosiłeś, że planujecie galę na Bałkanach, to Maciej Kawulski nie był do końca fanem tego pomysłu. Jak udało ci się namówić wspólnika, aby zorganizować galę w Chorwacji?
- Wieloma aspektami. Tamtejszy rynek jest bardzo chłonny, a praktycznie w ogóle niezagospodarowany. OK, swoje gale robiły tam federacje: Glory i UFC, ale żadna z nich nie zakorzeniła się tam na dobre. Myślę, że mamy szansę tam zaistnieć, bo od wielu lat w szeregach KSW jest pełno zawodników z tego rejonu [m.in: Roberto Soldić, Erko Jun, Vaso Bakocevic]. Jesteśmy tam bardzo cenioną organizacją, więc mamy dużą siłę przebicia. Głęboko wierzę, że Bałkany zostaną naszym drugim domem, a właściwie to trzecim, bo jest jeszcze Anglia, gdzie zrobiliśmy już trzy gale i zamierzamy wracać tam, co roku.

Bałkany mają większy potencjał od Wielkiej Brytanii?
- To złożona kwestia. To dwa różne światy, więc trudno je porównać. Bałkany są jednak znacznie biedniejszym rejonem, ale za łatwiej się tam przebić, bo rynek w Wielkiej Brytanii jest wręcz przesycony. I nie mówię tu jedynie o MMA, a o tym, że wolny czas można spędzać na wiele sposobów.

Bałkany są pewnie dużo tańszym regionem w kontekście organizacji gali?
-
Koszt organizacji gali na Bałkanach jest podobny, co w Polsce. Bo choć w Chorwacji walutą są kuny, to liczą nas w euro [śmiech].

Początkowo KSW miało zawitać do Serbii, tymczasem robicie galę w Chorwacji. Dlaczego?
- Nie dogadałem się w Serbii tak, jak chciałem. W Chorwacji wszystko od razu potoczyło się bardzo płynnie. Otrzymałem nawet wsparcie i patronat Milana Bandicia, burmistrza Zagrzebia. Odwiedziłem także Mirko "Cro Copa" Filipovicia [jeden z najlepszych zawodników w historii MMA] u niego w domu, gdzie ma również sale treningową. Zrobiliśmy porządny, ponad dwugodzinny, trening, a później zaprosiłem go na kolację, aby pogadać o wsparciu KSW w Zagrzebiu. Śmiało mogę powiedzieć, że stał się przyjacielem KSW. Już niebawem ogłosimy kolejnego zawodnika na KSW 51, który będzie reprezentować Cro Cop Team. Mało osób może o tym pamiętać, ale Mirko był naszym gościem specjalnym już na KSW 4 w 2005 roku.

W Zagrzebiu nie zobaczymy w klatce Crocopa, ale będzie za to starcie Mariusza Pudzianowskiego z Erko Junem. Dla Bośniaka to test, czy można określić go pełnoprawnym zawodnikiem. Zgadzasz się?
- Dokładnie tak. Dla Erko to będzie test dojrzałości w MMA. Od tej walki zależy, w którą stronę potoczy się jego kariera. Albo dostanie medialnego i sportowego kopa, i będzie chciał się piąć w górę rankingów, albo Pudzian brutalnie sprowadzi go na ziemię. Dosłownie i w przenośni. Weteran kontra młoda krew. Takie pojedynki zawsze pobudzają wyobraźnię.

W Zagrzebiu zobaczymy także Borysa Mańkowskiego, który wraca po trzech porażkach z rzędu. Co będzie oznaczała czwarta?
- Borys rzeczywiście miał ostatnio trudne chwilę, ale to też wynikało z jego sytuacji życiowej. Często łapał kontuzje, zmienił team. Normalnie stosujemy zasadę, że jak ktoś przegrał dwie, trzy walki z rzędu, to raczej mu dziękujemy za współpracę, ale z Borysem jest inaczej, zasługuje na inne traktowanie. Przez wiele lat był czempionem KSW i wciąż wierzę, że może wrócić do czołówki.

Rok temu Maciej Kawulski powiedział: "całkowita sprzedaż KSW byłaby trudna, ponieważ jesteśmy osobami, które wierzą w to, co robią. Dlatego wciąż myślimy o rozwoju KSW. Jesteśmy jednak w trakcie poszukiwania inwestorów, którzy byliby w stanie znacząco rozwinąć nasz projekt, szczególnie poza granicami Polski". Udało się znaleźć inwestora?
- Jesteśmy na etapie rozglądania się po rynku, ale nie będziemy niczego robić w pośpiechu. Jesteśmy przedsiębiorcami z wieloma pomysłami. Nasze życie jest związane z KSW. Nasza federacja wymaga obecnie rozwinięcia brandu na kolejnych rynkach europejskich. Zawsze pewniej stąpa się po ziemi, gdy masz wsparcie mocnego partnera na rynku, który zamierzasz podbić.

Więcej o:
Copyright © Agora SA