Sportową emeryturę przerwał, bo nie mógł przepuścić historycznej gali na Stadionie Narodowym. Bo chciał, żeby córka pamiętała go nie tylko jako dziennikarza, komentatora, który zachwala i gani innych, ale też jako zawodnika, który sam wymierza ciosy. Chciał jeszcze raz mieć tę dawkę adrenaliny, którą daje wyjście do klatki. Wracał jako legenda. To on budował polskie MMA i startował w pierwszym turnieju KSW, który zresztą wygrał. W ringach spędził 7 lat. Na Narodowym po pełnej wzlotów i upadków walce pokonał mającego doświadczenie w PRIDE, UFC, czy Strikeforce Remeau Sokoudjou. Rok temu na KSW 42 podjął walkę z Martinem Zawadą mimo, że podczas przygotowań do niej ... złamał mostek. Nikomu nic nie powiedział i wszedł do klatki. Wytrwał jedną rundę mocnego starcia, co i tak o zawał mogło przyprawić niejednego lekarza. Przy tak ciężkim urazie zalecane jest zwiększenie odpoczynku i minimalizowanie szybkich ruchów, co z walką się wręcz wyklucza.
Tym razem Jurkowski miał zrewanżować się Stjepanowi Bekavacowi za wydarzenia sprzed 14 lat, kiedy w Chorwacji na ringu pechowo zerwał torebkę stawową. Przegrał przez TKO.
Los w drugi pojedynku z tym rywalem, oddał Jurkowskiemu, to co wtedy zabrał. Tym razem po minucie i 6 sekundach nie wytrzymało kolano 36-letniego Chorwata. Po kopnięciu lewą nogą na głowę Polaka, Bekavac przewrócił się na matę i z grymasem bólu złapał za nogę. Juras cieszył się choć miał też niedosyt. Przyznał, że wolał wygrać po znokautowaniu przeciwnika i wyjaśnił, że na nogę oponenta i tak by polował. Doskonale wiedział, że Chorwata już niegdyś miał z nią problemy.
- Obaj są jedną wielką kontuzją – podsumował ich zmagania komentujący galę dla Polsatu Andrzej Janisz. To były zmagania dwóch starszych panów wyniszczonych przez kilkanaście lat przeciążeń, treningów i walk. Mimo, że co-main event gali, wielkim wydarzeniem sportowym nie był, był momentem emocjonalnym. Po pierwsze dla starszych i młodszych kibiców, po drugie dla samych podchodzących do siebie z szacunkiem zawodników, którzy na ważeniu przebrali się za bohaterów z gry Mortal Combat i mieli z tego sporo radości. Oni nic już w MMA nie muszą, pasów nie zdobędą, milionów nie zarobią. Walczą dla siebie i dla pokazania, że wojownikiem jest się niezależnie do wieku. To wszystko w pewien sposób uzależnia, co zresztą „Juras” często przyznaje otwarcie.
- Kocham ten sport, uwielbiam tę adrenalinę, te wyrzeczenia, tą niepewność, nawet te zwątpienie i ten ból, który towarzyszy samym przygotowaniom. Może brzmi to masochistycznie, ale to wszystko jest niesamowite. Samo wyjście do walki jest już tą wisienką na torcie – powiedział Jurkowski, tuż po podniesieniu jego ręki do góry.
Ręki, która... też mogła boleć.
- Na bank po lewym sierpie połamałem sobie rękę, ale było warto. Warto, żeby to wszystko przeżyć – dodał Jurkowski. Nie deklarował, co będzie teraz, ale wiadomo, że będą kolejne wyzwania, kolejne dawki pożądanej adrenaliny, kolejne emocje i kolejne bóle. Byle jeszcze było co łamać. Świat MMA zna takich zapaleńców, bohaterów, którzy w kalendarz zaglądają tylko po to, by sprawdzić, o której mają trening, a nie ile mają lat.
Z większym lub mniejszym powodzeniem, ale na pewno z uśmiechem, po 40-stce biło się w MMA naprawdę sporo sportowców. Wspominając tylko kilku: Ken Shamrock (45 lat), Mark Koleman (46 lat), Jeff Monson (45 lat), czy walczący tak jak „Juras” w wadze półciężkiej Randy Couture. Amerykański mistrz UFC (w dwóch kategoriach) powiedział „pas” mając niemal 48 lat. Jurkowski komentował zresztą wtedy jego ostatnie walki. Patrząc z tej perspektywy, to przed polskim wojownikiem jeszcze sporo obrotówek i sierpów.
Salahdine Parnasse pokonał Romana Szymańskiego przez TKO, runda 2