Dziś w łódzkiej Atlas Arenie Szymon Kołecki (6-1) zadebiutuje w KSW. Przeciwnikiem złotego medalisty olimpijskiego z Pekinu będzie Mariusz Pudzianowski (12-6-1). Choć obaj zawodnicy zapowiadają, że w oktagonie dadzą z siebie wszystko, to jednocześnie nie ukrywają wzajemnej sympatii.
Na papierze faworytem starcia jest były strongman, który zdążył w swojej karierze pokonać innego olimpijczyka – judokę Pawła Nastulę. „Pudzian” będzie chciał również zrekompensować sobie ostatnią porażkę z Karolem Bedorfem (miała ona miejsce w czerwcu podczas KSW 44: The Game). Z kolei Kołecki ostatnią walkę stoczył w sierpniu, gdy w ramach Babilon MMA 5 nie poradził sobie z Michałem Bobrowskim.
Przed walką w Łodzi, Kołecki przyznał, że jest pochłonięty przygotowaniami do tego stopnia, że nie ma nawet czasu na spotkania z kibicami: „Jestem całkowicie skupiony na walce, dlatego też nie mam nawet chwili dla kibiców, za co chcę ich przeprosić. Dopiero po zakończeniu pojedynku będę w stanie poświęcić im więcej czasu” – przyznał Kołecki.
Były sztangista został też zapytany o to, jak widzi przebieg sobotniej walki z Pudzianowskim: „Nie potrafię odpowiedzieć na pytanie czy walka z Mariuszem skończy się przed czasem czy po trzech rundach. Za tę drugą opcję podobno najlepiej płacą u bukmacherów” – zażartował Kołecki.
„Mariusz waży dużo więcej ode mnie. Jednak z mojego doświadczenia wynika, że zwykle gorzej walczyło mi się z zawodnikami ode mnie wyższymi, którzy mogli się pochwalić dłuższym zasięgiem i byli ruchliwi. Nieco łatwiej było z masywniejszymi oponentami. Ostatecznie te 120 kilogramów Mariusza nie przeszkodzą mi w realizacji założeń. Przez ostatnie cztery miesiące wielokrotnie rzucałem podobnymi ciężarami. Jestem przygotowany, by wywierać presję na przeciwnika w każdej płaszczyźnie. Do pojedynku przygotowałem się bardzo, a perspektywa debiutu nie motywuje mnie jakoś przesadnie” – podsumował Kołecki.