Joanna Jędrzejczyk w ostatnim wywiadzie przed walką dla telewizji FOX powiedziała, że czuje się jak Hulk. Chodziło jej pewnie o poczucie nadludzkiej siły i wytrzymałości jaką zyskiwał popularny bohater marvelowskich komiksów po transformacji w wielkiego, zielonego stwora.
Dobre samopoczucie Joanny Jędrzejczyk było spowodowane m.in. przejściem do wyższej kategorii wagowej (do 56,7 kg). Polka ważąca na co dzień koło 60 kg nie musiała tym razem poddawać się wycieńczającemu zbijaniu wagi, wielu wyrzeczeniom i sporemu stresowi schodząc do 52,2 kg jakich wymagała kategoria słomkowa, w której była niegdyś mistrzynią. - To ważne w kontekście mojego zdrowia, bo jestem też kobietą i nie chcę zbyt często męczyć organizmu, a ważenie tym razem zrobiłam niemal z marszu – mówiła tuż po nim w rozmowie ze Sport.pl.
Nowa rzeczywistość okazała się jednak dla Jędrzejczyk trudna. Jej rywalka, w UFC startowała w cięższej kategorii wagowej, a przed starciem z Polką wiele razy powtarzała, że wejście na jej podwórko będzie dla olsztynianki ciężkie.
Na twarzy wychodzącej do oktagonu „JJ” widać było olbrzymie skupienie, a słuchawki na uszach pomagały w odcięciu się od wrzawy wokół niej. Kamienną twarz miała też pochodząca z Kirgistanu oponentka – zdecydowana faworytka bukmacherów.
Walkę zaczęła spokojnie, czekając na to co zrobi Polka. Po minucie z łatwością przewróciła ją na plecy. Tak jak w poprzednich walkach skuteczne okazało się haczenie nogą w bliskim dystansie. Jędrzejczyk jednak udało się rywalizację podnieść. W stójce poczuła jeszcze kopnięcie obrotowe Szewczenko – element, który z jej strony w tym starciu powracał dość często.
Scenariusz kolejnych rund był podobny. Walentyna czekała na akcje „JJ” i kontrowała Polkę. W drugiej rundzie znów zdołała ją obalić wynosząc do góry w klinczu i niemal minutę trzymała na macie. Gdy Polka podnosiła się przy siatce, zaatakowała jej głowę kolanem. Systematycznie punktowała na kartach sędziów. Jej konsekwentny plan nie zmieniał się, a ciosy nie przeszywały powietrza. Aż w połowie dochodziły do celu. Na półmetku starcia skuteczność Jędrzejczyk w tej kwestii wynosiła około 25 proc. W dodatku na twarzy Joasi pojawiły się otarcia po przyjęciu paru uderzeń. Wyglądała też na bardziej zmęczoną, co mogło być wynikiem jej większej aktywności, bo to ona nieustannie starała się nacierać na rywalkę.
W czwartej rundzie mimo tego, że Polka nieco lepiej wyglądała w stójce, kopnęła rywalkę w twarz, to znów została przez nią przewrócona. Potem straciła sporo sił podczas mocowania się z nią przy siatce. W ostatnim fragmencie starcia musiała zaryzykować i szukać nokautującego rozwiązania. Skracanie dystansu nie przynosiło jednak oczekiwanego efektu, a jedynie narażało Jędrzejczyk na mocne i bite precyzyjne trafienia, również te obrotowe.
Po 25 minutach większość liczb przemawiała za Szewczenko. Pochodząca z Kirgistanu zawodniczka miała 5 obaleń i 50 znaczących uderzeń na głowę Polski. Jędrzejczyk tylko 30. Co prawda w ciosach na tułów i kopnięciach dla naszej zawodniczki wyglądało to lepiej (39 do 13 oraz 23-22), ale nie miało to już wielkiego znaczenia. Sędziowie jednogłośnie wskazali na Szewczenko (3x 49-46), która została nową mistrzynią kat. muszej i jak po każdym zwycięstwie zaprezentowała swój taniec radości. Patrząc na jej uśmiech na twarzy i świeżość trudno było powiedzieć, że w sobotnią noc spotkała się w oktagonie z Hulkiem.