FEN. Marian Ziółkowski o dopingu w MMA: To co się dzieje w tym środowisku jest nienormalne

- MMA w Polsce często nie ma wiele wspólnego z prawdziwym, czystym sportem. Ok, jest wielu zawodników, którzy są nieźle wyszkoleni i mają talent, ale i tak zdecydowana większość jest na bombie [zażywa doping]. I to konkretnej - mówi w szczerej rozmowie ze Sport.pl Marian Ziółkowski, gwiazda federacji FEN.

Marian ”Golden Boy” Ziółkowski (18-5) to czempion organizacji PLMMA w wadze lekkiej (do 70 kg). W sobotę 27-latek może zostać także posiadaczem pasa mistrzowskiego federacji FEN. Ziółkowski – jak na wagę lekką - imponuje warunkami fizycznymi, bo mierzy aż 184 cm. Jego najmocniejsza strona? Parter, bo aż 12 z 18 wygranych walk zawdzięcza swoim umiejętnościom z brazylijskiego jiu-jitsu. Stójkę też ma dobrą. - Może nie mam jakiś super kombinacji ciosów, ale dysponuje dużym zasięgiem ramion i świetnym refleksem. Trudno mnie trafić – przekonuje ”Golden Boy”.


Wschodząca gwiazda polskiego MMA wyróżnia się spośród reszty zawodników. Nie uprawia trash-talku [popularnych w MMA zaczepek słownych i obrażania rywala przed walką] i nie bryluje w social mediach. - Wierzę, że obronię się samym sportem – mówi. Jego najbliższy cel to pokonanie Mateusza Rębeckiego i zdobycie pasa federacji FEN. Później zamierza go obronić i ruszyć na podbój UFC, czyli najlepszej organizacji MMA na świecie.

Antoni Partum: Sporty walki zacząłeś trenować dopiero w wieku 19 lat, czyli dość późno jak na zawodowca. Czym się wcześniej zajmowałeś?

Marian Ziółkowski:- Grałem w piłkę. Występowałem w Gwardii Warszawa i naprawdę nieźle mi szło.

Dlaczego nagle rzuciłeś futbol i rozpocząłeś treningi MMA?

- Wszystko wyszło zupełnie przypadkowo... W telewizji natknąłem się na program ”The Ultimate Fighters” - przedstawiał on młodych zawodników MMA. Zajarałem się tym sportem, ale przede wszystkim spodobało mi się, że uczestnicy programu, to byli normalni, zwykli goście. Ludzie zawsze myślą stereotypami i ja też byłem zdziwiony, gdy okazało się, że ci fajterzy to fajni i sympatyczni ludzie. Żadni chuligani... Od zawsze chciałem spróbować sportów walki, ale wtedy znalazłem w końcu inspiracje.

No i zapisałeś się na treningi do Mirosława Oknińskiego, pioniera MMA w Polsce.

- Trenowaliśmy na warszawskim AWF, a w międzyczasie oglądałem walki Tysona Griffina [legenda UFC], to był mój pierwszy idol. Na początku skupiałem się głównie na parterze, ćwiczyłem przede wszystkim brazylijskie jiu-jitsu. I wyobraź sobie, że już po trzech miesiącach Mirek wyróżnił mnie z grupy i zapisał na zawody.

Jak ci poszło?

- Doszedłem do finału amatorskich mistrzostw Polski. Tam trafiłem na gościa, który od wielu lat uprawiał muay thai [tajski boks], więc nie miałem większych szans, ale i tak dzielnie walczyłem. Byłem w szoku, bo trenowałem zaledwie 90 dni, a wróciłem do domu ze srebrnym medalem.

Nie żałujesz, że tak późno zacząłeś treningi MMA?

- No pewnie, że żałuję. Ale czasu nie cofnę... Nie ma co gdybać, co by się stało, gdybym wcześniej zaczął.

Ostatnio nabrałeś masy mięśniowej, ale wciąż niepozornie wyglądasz. Czy w przeszłości zaczepiali cię ludzie na ulicy, a później byli ”lekko zdziwieni”?

- Zdarzały się takie sytuacje. Zawsze starałem się jednak unikać bezpośrednich konfrontacji, ale wiesz jak działa ludzka psychika... Im bardziej się cofasz, to agresor myśli, że się boisz, więc często wtedy atakuje. Póki nie trenowałem, to z różnym skutkiem kończyły się uliczne awantury. Ale jak już nauczyłem się podstaw, to ci, którzy do mnie zaczynali, byli później w szoku, że taki chudy, wysoki koleś ich poskładał. Ja jednak nigdy nie szukam zaczepki. Tym bardziej od kiedy jestem zawodnikiem. Poza tym trudno wyprowadzić mnie z równowagi. Ale czasem trzeba było się bronić.

Mając 22 lata stoczyłeś pierwszą zawodową walkę. Teraz masz ich na koncie już 23. Szaleńcze tempo.

- Mam 27 lat, więc najwyższy czas zacząć gonić marzenia. Podpisałem kontrakt z federacją FEN i to dla mnie duży skok, zarówno finansowy jak i medialny. W sobotę walczę o pas. Moim rywalem jest Mateusz Rębecki. Dobry parterowiec z niezłą stójką i porządnymi zapasami. Naprawdę wymagający rywal, ale szczerze? Nie obawiam się tego pojedynku. Liczę, że wygram przed czasem.

Jesteś faworytem tego starcia, więc załóżmy, że wygrasz. Co dalej?

- Na kolejnej gali FEN będę chciał obronić pas, a następnie chciałbym trafić do UFC.

Nie za szybko?

- Kilka tygodni temu wyjechałem do Brazylii, gdzie trenowałem z chłopakami, którzy walczyli w UFC. Mieli na koncie jedną czy dwie walki w tej federacji, ale to zawsze coś. Na ich tle wyglądałem bardzo dobrze. Sparowałem też z polskimi prospektami w warszawskim klubie WCA [m.in. z Kamilem Łebkowskim, Michałem Elsenerem i Kubą Kowalewiczem]. Nie boję się przeskoku do UFC.

A może naturalnym krokiem byłoby najpierw podpisanie kontraktu z KSW, lub z czeczeńską federacją ACB?

- Nie chcę walczyć dla innych federacji w Europie. Myślę tylko o UFC. W praktycznie każdej innej organizacji nie ma żadnych kontroli dopingowych. A jeśli są, to tylko po walce, a powinny być także w trakcie przygotowań. Traktuję MMA jako sport, bardzo zależy mi na czystych regułach.

No właśnie. Przed sobotnią galą FEN 20 bardzo nalegałeś, abyś ty i twój rywal zostali przebadani testami antydopingowymi. Bardzo rzadka sytuacja w polskim świecie sportów walki.

- To co się dzieje w tym środowisku jest nienormalne i niemoralne. Nie ma to wiele wspólnego z prawdziwym, czystym sportem. Ok, jest wielu zawodników, którzy są nieźle wyszkoleni i mają talent, ale i tak zdecydowana większość jest na bombie [zażywa doping]. I to konkretnej...

Kilka lat temu Łukasz ”Juras” Jurkowski, zawodnik KSW, a także komentator Polsatu Sport powiedział, że: 75 procent zawodników bierze doping. 20 procent na to nie stać, a tylko reszta jest czysta. Zgadasz się?

- Juras dłużej funkcjonuje w tym środowisku, więc wie co mówi. Mam podobne obserwacje. Ja chcę czystych walk. Wyobraź sobie, że dopiero w styczniu tego roku pierwszy raz spróbowałem kreatyny [najbardziej znany suplement diety stosowany przez osoby uprawiające sport]!

Jaki sens jest walki z ”dzikami”, którzy nie czują zmęczenia? Czysty fajter opada z sił np. w czwartej rundzie walki, a zawodnik koksujący ma wtedy wciąż mnóstwo sił i energii. Czasami ma też furię w oczach, to jest wręcz niebezpieczne. Chcę się mierzyć ze sportowcami, a nie z oszustami.

Na czym jadą ludzie?

- Długo by wymieniać. Popularne jest zażywanie testosteronu. W dopingu wcale nie chodzi tylko o poprawę siły, ale przede wszystkim o regeneracje. W trakcie przygotowań do walki zawodnik zażywający wspomagacze nie odczuwa takiego zmęczenia jak ci, czyści sportowcy. Jednego po treningu łapią zakwasy, a drugi jeszcze napieprza w worek przez kilkadziesiąt minut. Bierze się także oksandrolon i hormon wzrostu. Popularność zdobywa również meldonium, które akurat wpływa głównie na kondycję.


Kibice myślą, że jak ktoś bierze koks, to ma wielkie mięśnie i od razu to widać, ale to nie prawda. Jest wielu lekkoatletów, co wyglądają jak chucherko, a są na konkretnej bombie. Nie trzeba daleko szukać, np. rosyjscy lekkoatleci, czy tenisistka Maria Szarapowa. Oni wszyscy zażywali, a nie wyglądali jak tzw. koksy z siłowni.

Da się być czystym i osiągnąć sukces?

- Wierzę, że tak.

Wiesz jednak, że aby otrzymać kontrakt na dobrą walkę w MMA nie musisz być dobrym sportowcem. Czasami wystarczy, że jesteś po prostu popularny. Ty raczej unikasz mediów.

- W ogóle jestem nietypowy (śmiech). Nie palę papierosów, nie piję alkoholu, bo mi kompletnie nie smakuje. Nie mam żadnego Instagrama czy Twittera. Spójrz, [Marian wyjmuje archaiczny model telefonu, nawet bez aparatu] to mój telefon. Specjalnie taki mam. Myślę, że social media zabierają nam wolność. A także nas kontrolują naszą prywatność. Instagrama założę sobie dopiero jak będę w UFC, bo wtedy to będzie mój obowiązek.

A dziennikarzy nie unikam, jak ktoś chce się umówić na wywiad, to proszę bardzo. Ale nie jestem z tych zawodników, którzy będą promowali walki trash talkiem. Walczę z Mateuszem, ale prywatnie nic do niego nie mam. Nawet wydaje mi się sympatycznym chłopakiem.

Dla FEN walczy także Paweł ”Trybson” Trybała, co o nim możesz powiedzieć?

- Sympatyczny chłopak i naprawdę bardzo pracowity. Jego obraz medialny nie jest prawdziwy. Dużo zawdzięcza programowi Warsaw Shore, bo dał mu on rozpoznawalność, dzięki czemu mógł zadebiutować w MMA. A z drugiej strony, ludzie ze środowiska – w tym ja - krzywo na niego patrzyli: co to za baran? Ale on pokorą kupił sobie nasz szacunek. Naprawdę w porządku gość. A co do jego umiejętności, to są wyższe niż przypuszczałem. Szkoda, że teraz zerwał więzadła, bo czeka go długa przerwa od startów. Może i nawet roczna, ale życzę mu szybkiego powrotu do zdrowia.

Załóżmy, że twoje marzenia się nie spełnią i nie trafisz do UFC, co wtedy?

- Nie zastanawiam się na tym, bo głęboko wierzę, że mogę zajść daleko. Potrzebny mi jest tylko prawdziwy menadżer, bo obecnie nie mam nikogo takiego. Wybór agenta nie jest jednak łatwy, bo chciałbym, aby nasze relacje opierały się w stu procentach na zaufaniu. Chcę wygrać pas FEN, obronić go, a potem się będę martwił.

A jeśli się nie obronię sportem? Trudno. Odejdę z tego środowiska. Nie będę pajacował w mediach, czy zaczepiał ludzi, tylko po to, żeby dostać jakąś walkę. W razie czego wyjadę gdzieś daleko. Mogę wyjechać do kraju trzeciego świata, trenować tam sobie w spokoju, a może uczyć innych, oddychać świeżym powietrzem i żyć z dala od tego zepsutego świata.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.