Michał Materla: Jest rozczarowanie. Najgorsze jest to, że spodziewaliśmy się tych kopnięć na wątrobę, jak to z mańkutem. Fajnie mnie oszukał. Kopnął raz na głowę, zblokowałem. Drugim razem już mocno weszła ta noga. Za mało było presji z mojej strony i zapłaciłem za to karę.
Nie do końca, bo to był początek walki. Oszukał mnie i złapał na wątrobę. Ktoś kto dostał kiedyś takie kopnięcie w to miejsce, to wie jak to jest. Nie można po prostu się ruszyć. Chciałem jeszcze się ratować, ale nie wyszło.
Z wątrobą jest tak, że ona działa z opóźnionym zapłonem. W pierwszym momencie wydawało się, że jest dobrze. On to poczuł, poprawił i to był początek końca. Szkoda, bo czułem się fenomenalnie fizycznie i psychicznie, ale tego dnia rywal był lepszy.
Trzeba odpocząć i wyciągnąć wnioski. Przecież to nie jest koniec świata. Nie pierwszy i nie ostatni raz przegrałem.