Debiut zdolnego Helda w UFC był bardzo wyczekiwany przez amerykańskich ekspertów. W 2016 roku Polak podpisywał kontrakt z największą organizacją MMA na świecie jako zawodnik, który w wieku 24 lat bił się o mistrzostwo w wadze lekkiej w Bellatorze (ustępuje tylko UFC). Dlatego na początek otrzymał walkę z weteranem Diego Sanchezem.
Held rozpoczął pojedynek od wygrania rundy, ale w dwóch następnych górą było doświadczenie Sancheza, walczącego w UFC już przeszło dwanaście lat.
Drugi pojedynek Polaka w UFC zakończył się wielką kontrowersją. Held obalał Joe Lauzona, kontrolował walkę w parterze, przeważał w klinczu, w stójce również nie pozostawał mu dłużny. Sędziowie jednak niejednogłośnie uznali, że lepszy był Amerykanin, choć jeden z nich wypunktował walkę 30-27 dla Helda, co oznacza wszystkie 3 rundy dla Polaka. Świetnie, że wygrałem pieniądze, ale byłem w 100 proc. przekonany, że to on wygrał. Czuję się winny - powiedział wówczas Lauzon.
- Jestem wściekły, bo ciężko się przygotowywałem, a sędziowie mnie najzwyczajniej w świecie oszukali - pisał w mediach społecznościowych wściekły Held.
Do trzeciego pojedynku Held podszedł bardzo ambitnie. - Muszę wygrać tę walkę o przetrwanie. Tym razem nie zostawię jej do oceny sędziów. Chcę zakończyć pojedynek przed czasem - mówił przed starciem z Damirem Hadzoviciem.
Na gali w Sztokholmie Held koniecznie chciał spełnić złożoną kibicom obietnicę. Mimo, że całkowicie zdominował dwie rundy, w ostatniej uporczywie szukał okazji do założenia dźwigni na nodze rywala. Pech chciał, że przy jednej z prób został ciężko znokautowany.
Zawodnikom, którzy dopiero rozpoczynają przygodę z UFC prezydent Dana White niezwykle rzadko daruje trzy porażki z rzędu. Najczęściej kończy się to rozwiązaniem kontraktu i poszukiwaniem nowego pracodawcy wśród mniejszych organizacji. Heldowi się upiełko. Na Twitterze powstała akcja #heldufcgdansk zapoczątkowana przez użytkowników forum "Cohones" wsparta przez m.in. Sport.pl i InTheCage.pl, podczas której fani z Polski domagali się jeszcze jednej szansy dla efektownie walczącego zawodnika na gali w Gdańsku. Trudno powiedzieć, jaki ona miała wpływ na ostateczną decyzję władz UFC, ale organizacja jego walkę ogłosiła jako pierwszą.
- Będę męczył Seana Shelby'ego [matchmaker UFC - przyp. red.]: "Musicie zatrzymać tego gościa tutaj! On jest naprawdę, naprawdę dobry" - zapowiadał Joe Lauzon.
Held na gali w Gdańsku miał zmierzyć się z Finem Teemu Packalenem, ale ten doznał kontuzji. Na szczęście UFC na nieco ponad tydzień przed galą znalazło mu zastępstwo. Polak w oktagonie zmierzy się z Nasratem Haqparastem. - Zmiana rywala nie jest dla mnie wielkim problemem. Najgorszy był ten okres, w którym wyczekiwałem na zastępstwo, bo nie wiedziałem czy zawalczę. To było stresujące. Maila sprawdzałem 50 razy dziennie - zdradza nam Held.
Pomimo słabego startu w UFC Held wciąż uważany jest za jednego z najbardziej utalentowanych i najgroźniejszych zawodników w wadze lekkiej (do 70 kg). Ma dopiero 25 lat, a już na swoim koncie zwycięstwo w MMA Challengers (pokonał m.in. Borysa Mańkowskiego, obecnego mistrza KSW wagi półśredniej), a w 2014 roku po trzecim podejściu wygrał turniej Bellatora zgarniając 100 tys. dolarów.
Teraz znów musi dowieść swojej racji wyzbywając się przeklętego pecha. W sobotę stoczy pojedynek ostatniej szansy w UFC. - Presja jest, ale nie większa, niż ostatnio. Wtedy też walczyłem o przetrwaniem. Dobrze sobie z tym radzę i nie zastanawiam się nad tym - kończy.
Wyjazd dzięki uprzejmości firmy Reebok