- Pierwotnie szacowaliśmy budżet na półtora miliona złotych. Uczestnicy otrzymali również wsparcie sprzętowe, więc ta kwota może być trochę wyższa. Milion złotych przekazało Ministerstwo Sportu i Turystyki. To dotacja w ramach wspierania promocji Polski w pionierskich osiągnięciach sportowych na świecie. Całość kwoty była przeznaczona na wyprawę na K2 - powiedział Michał Leksiński, rzecznik wyprawy, w rozmowie z portalem "sport.onet.pl".
Ogromne koszty i pieniądze przeznaczone na wyprawę trzeba było rozdzielić na wiele części. Sam transport ekipy kosztował bardzo dużo. Dodatkowo trzeba było zapłacić m.in. za obsługę agencji pakistańskiej, która zapewniła karawanę, tragarzy i obsługę bazy. - Nazwałbym to wszystko kosztami organizacyjnymi - mówi Leksiński. - Do tego dochodzą ubezpieczenia, kwestie wyposażenia. Są sponsorzy sprzętowi, ale wiadomo, że tego typu wyprawę trzeba odpowiednio wyposażyć. Jest też kwestia elektroniki i aspektów komunikacyjnych - zdradza.
Cala wyprawa kosztowała więc ponad 1,5 mln złotych. Same koszty wyżywienia pochłonęły ogromną część budżetu. Jak poinformował Tomasz Mazur, za jedzenie i noclegi trzeba było zapłacić ponad 200 tysięcy zł.
Całość około 1.5 miliona - a ponad 200 tys. to koszty wyżywienia i noclegów.
- Tomek Mazur (@tomekmaz) 6 marca 2018
Tomasz Mazur opublikował na Twitterze fragment faktury, która pokazuje na co został przekazany budżet wyprawy. Poza 200 tys. zł za noclegi i wyżywienie, 417 zł wydano na kawę i spirytus, a niemal tyle samo zapłacono za krówki, sezamki i batoniki (dokładnie 360,55 zł).
#K2dlaPolaków | W rozliczeniu polskiej wyprawy koszt kawy i spirytusu wyniósł 417,38 złotych... #mzf pic.twitter.com/zN8dxspmUb
- Tomek Mazur (@tomekmaz) 6 marca 2018
- Tomek Mazur (@tomekmaz) 6 marca 2018
Narodowa Zimowa Wyprawa na K2 rozpoczęła akcję na początku roku. 13 polskich himalaistów i 100 pakistańskich tragarzy ruszyło w niebezpieczną drogę wielkim lodowcem Baltoro do bazy pod K2.
Losy ekspedycji miały kilka przełomowych momentów. Pod koniec stycznia Adam Bielecki, Denis Urubko, Piotr Tomala i Jarosław Botor polecieli na Nangę Parbat ratować Elisabeth Revol i Tomasza Mackiewicza. Po ekspresowej wspinaczce Kuluarem Kinshofera w nocy, przy -40 stopniach Celsjusza, zdołali uratować francuską himalaistkę.
Później na ścianie K2 doszło do dwóch groźnych wypadków. Najpierw spadający kamień ranił Adama Bieleckiego. Na szczęście skończyło się na złamanym nosie i kilku szwach na głowie. Kolejny kamień złamał rękę Rafałowi Froni, który musiał być ewakuowany z bazy.
Po zmianie drogi na Żebro Abruzzi wydawało się, że wszystko idzie w dobrym kierunku. Polscy himalaiści doskonale wykorzystali kilkudniowe okno pogodowe. Bielecki z Denisem Urubko spędzili dwie noce, aklimatyzując się na wysokości 7200 m. Sprawdzili drogę wspinaczkową do 7400 m i zeszli do bazy.
Przed końcem lutego Urubko bez porozumienia z kierownictwem zdecydował się na samodzielny atak szczytowy. Dla niego zima w Karakorum kończyła się wraz z końcem miesiąca. Warunki pogodowe jednak nie pozwalały, żeby akcja w wykonaniu wybitnego himalaisty zakończyła się sukcesem. Po powrocie do bazy zdecydował się opuścić wyprawę.
Zimowego zdobycia szczytu na K2 próbowano do tej pory czterokrotnie. W 1988 roku Krzysztofowi Wielickiemu i Leszkowi Cichemu, w wyprawie kierowanej przez Andrzeja Zawadę, udało się założyć obóz na wysokości 7300 metrów.
K2 nadal pozostanie ostatnim ośmiotysięcznikiem, którego zimą nie zdobył jeszcze nikt.
- W oparciu o głęboką analizę sytuacji w porozumieniu z zespołem zdecydowałem o zakończeniu akcji górskiej na K2 - poinformował w poniedziałek kierownik wyprawy, Krzysztof Wielicki.
Wielicki, na oficjalnym profilu wyprawy na Facebooku podał szereg przyczyn, dla których Polacy zakończyli akcję górską.