Karol Hennig - trener himalaistów Zimowej Narodowej Wyprawy na K2. Członek teamu Forma na Szczyt, wspinacz, alpinista, absolwent Akademii Wychowania Fizycznego w Poznaniu, specjalizujący się w treningu przygotowującym do trekkingów i wypraw wysokogórskich.
Paweł Wilk, Sport.pl: Jak się przygotować, żeby przetrwać w strefie śmierci?
Karol Hennig, Forma na szczyt: Organizm znajdujący się powyżej 8000 m n.p.m. jest narażony na wiele niebezpieczeństw. Oczywiście trening zwiększający wytrzymałość i wydolność przekłada się na sprawne poruszanie się na dużych wysokościach, ale najważniejsza w przetrwaniu jest adaptacja poprzez sterowanie genami, te predyspozycje warunkują najwięcej. Można być super wytrenowanym i wydolnym, ale doświadczenie pokazuje, że najważniejsza jest genetyka i predyspozycje psychomotoryczne. Bardzo istotne jest stopniowe zdobywanie wysokości, czyli aklimatyzacja. Bez połączenia tych elementów nie da się długo i szybko poruszać na takim pułapie. Jeśli one pozawalają na sprawną aklimatyzację, to jest się na zdecydowanie lepszej pozycji już na starcie.
Pobyt powyżej 8000 m n.p.m. dewastuje organizm. Umierają komórki.
- To się dzieje też niżej, obumieranie zaczyna się już na 4000 m n.p.m., ale w stanie głębokiej hipoksji, czyli powyżej 7500 m n.p.m. dzieje się to bardzo szybko. Tak wysoko nie da się przebywać na co dzień. Organizm jest w stanie zaadaptować się do wysokości maksymalnie 5500 m n.p.m., ale nie wyżej. Zauważ, że bazy w Himalajach są zakładane niżej. Choć i przebywanie w nich powoduje spadek wagi i masy mięśniowej. Nawet w Alpach traci się zdolności motoryczne, tzw. motoneurony, czyli nerwy dochodzące do mięśni. W strefie śmierci potęguję się te procesy, może się zdarzyć, że po kilku dniach wysiłku nie da się prowadzić dalej akcji górskiej. Czasami dochodzi do niedotlenienia układu nerwowego objawiającego się m.in. zaburzoną koordynacją ruchową.
Jak oddychać powietrzem niemal pozbawionym tlenu?
- Najważniejsza jest aklimatyzacja, czyli przyzwyczajanie organizmu do obniżonej dostępności tlenu w powietrzu. Można być wybitnym maratończykiem i najlepszym na świecie himalaistą, ale bez tego nic się nie osiągnie. Przygoda zakończy się trochę powyżej 3 lub 4 tys. m n.p.m.
Co by było, gdyby osoba biegającą i wspinającą się w Tatrach, nagle znalazła się na wysokości ok. 6000 m n.p.m.?
- Znalezienie się na takiej wysokości, bez przygotowania i aklimatyzacji, spowodowałoby niedotlenienie, omdlenie, czego konsekwencją mogłaby być śmierć mózgowa. A gdyby taka osoba znienacka stanęłaby na Evereście, to w ciągu 30 sek. straciłaby przytomność, a po kilku minutach - zmarła.
Z czym pod względem fizycznym wiąże się zdobywanie ośmiotysięczników?
- Przede wszystkim z wysoką wydolnością, ale porywając się na Himalaje czy góry Karakorum, należy przyzwyczaić organizm do wielogodzinnego wysiłku. Przyzwyczajamy nasz organizm do wysiłku w górach, wykonując długotrwałe wysiłki w niskich strefach tętna. Hipoksja, czyli górskie niedotlenienie, powoduje, że tętno się podwyższa. Nawet leżąc w bazie, jego spoczynkowa wartość jest wyższa niż na poziomie morza, ponieważ organizmowi nie jest dostarczana odpowiednia ilość tlenu. Wartościowy trening odbywa się wtedy, kiedy poruszamy się wolno, ale długo. Mięśnie muszą być przyzwyczajone do ciągłego podchodzenia pod górę, samo bieganie, rower czy pływanie nie zastąpią długich trekkingów, czy wspinaczki. Na K2 czekają na chłopaków elementy kondycyjne i wspinaczkowe, dlatego przygotowując się do takiej wyprawy, rodzaje aktywności muszą być rozmaite. Żeby zostać sportowym himalaistą trzeba mieć bagaż doświadczeń, w różnych górach, niższych i wyższych.
Jak się przygotować do takich ekspedycji?
- Przede wszystkim należy zadbać o układ ruchu. Sportowiec nie może dopuścić do sytuacji, w której przed wyjazdem odczuwa ból, niezależnie gdzie zlokalizowany. Trzeba wyleczyć wszystkie kontuzje, w przeciwnym razie, na wyprawie mogą się pogłębić. Później należy trenować tak, żeby podjęty wysiłek był zbliżony do czekającego na konkretnej górze albo na właściwej drodze wspinaczkowej. To bardzo ważne, bo szczyty i linie na nich wytyczone różnią się od siebie. Jedna może być stricte wspinaczkowa, gdzie wspinamy się do góry "dziabami", a druga w dużym stopniu trekkingowa, kiedy pracuje się głównie nogami, podchodząc do góry.
Gdyby chłopaki chciały wejść na K2 Polish Line, linią wytyczoną w 1986 r. przez Jerzego Kukuczkę i Tadeusza Piotrowskiego, to czy inaczej powinny się przygotować do ataku, niż idąc Drogą Basków, a później Żebrem Abruzzi?
- Nie, K2 w całości jest górą wspinaczkowo-kondycyjną, więc trening należałoby przeprowadzić taki sam. Gdybyśmy rozmawiali o Broad Peaku (8051 m n.p.m.), to odpowiedziałbym inaczej, bo można tam wejść na nogach, jak i się wspinać. Droga, jaką na szczyt zmierzają Polacy wymaga ciężkiej pracy technicznej przy poręczowaniu, a później wytrzymałości, by sprawnie podchodzić i schodzić budując aklimatyzację. Przygotowanie polega na uprawianiu dyscyplin wydolnościowych: kolarstwa, biegania i pływania, ale najważniejsze przygotowanie treningowe to przede wszystkim podchodzenie pod górę i budowanie wytrzymałości siłowej. Ważne jest, by go różnicować - jednego dnia udać się na dwugodzinny trening wytrzymałościowy, a raz na kilka tygodni - odbyć kilkunastogodzinny intensywny marsz w górach z plecakiem. Adam Bielecki przed wylotem do Pakistanu ćwiczył też w Karkonoszach. Cztery razy wchodził na Śnieżkę, w konkretnych wartościach tętna, jakie wcześniej ustaliliśmy. Mimo że to niskie góry, wysiłek, jakiego się podjął, był intensywny. Alternatywą na poziomie morza jest trening na bieżni ustawionej pod górę lub na bieżni schodkowej.
Z tego, co wiem, Bielecki ćwiczył na takim trenażerze.
- Zgadza się, dysponował schodami mechanicznymi, którymi nieustannie podchodził do góry. Wykonywał również trening na bieżni ustawionej na dwadzieścia stopni pod górę. Tak najlepiej buduje się kondycje do wypraw i w zależności od poziomu przygotowań, można się go wykonywać z plecakiem lub bez.
Polacy wejdą na K2 zimą?
- Mam nadzieję, że tak. Żaden team w historii nie był tak dobrze przygotowany do próby na tej górze. Trening to jedno, ale doświadczenie, jakim dysponuje ekipa, jest ogromne. Niczym nie da się zastąpić tego, co na poprzednich wyprawach przeżyli Krzysztof Wielicki, Janusz Gołąb czy Adam Bielecki. Ekipa jest przygotowana, żeby osiągnąć wierzchołek, a czy tak się stanie, zadecyduje góra.
W jakiej są formie?
- W dobrej, pokazują to wyjścia aklimatyzacyjne do osiągniętych obozów. Kondycyjnie wszyscy mają się znakomicie i są gotowi do działalności górskiej. Choć dochodziło do drobnych infekcji dróg oddechowych, co jest normą w takich warunkach, to wszyscy czują się dobrze. Jesteśmy w stałym kontakcie, a nasz lekarz czuwa nad ich zdrowiem.
Czy przed wylotem do Pakistanu himalaiści otrzymali od ciebie rozpisany plan treningowy? Wykonali wszystkie zalecenia?
- Każdy Himalaista otrzymał ode mnie instrukcje z ćwiczeniami. Większość była na ścisłych planach treningowych, ale część reprezentacji, posiadająca ogromne doświadczenie z poprzednich wypraw, korzystała ze swoich metod. To świadomi sportowcy, nie musiałem prowadzić ich za rękę, jedynie pomagałem w doskonaleniu się. Prowadziliśmy konsultacje, odświeżając i uzupełniając wiedzę.
Byli sumienni?
- Jak najbardziej i czytelnicy powinni wiedzieć, że są niezwykle ambitni. Wszyscy przygotowywali się bardzo rzetelnie, a zdecydowana większość nigdy wcześniej nie trenowała tak ciężko, jak przed wyprawą na K2.
Jak trening odbywający się na nizinach ma się do walki w lodowym piekle?
- Celem planu wykonywanego w Polsce było zwiększenie wydolności, a za tym idzie lepsza przyswajalność tlenu. Dzięki polepszeniu tych parametrów tlen jest lepiej przetwarzany i wykorzystywany w procesach energetycznych. Najprościej mówiąc - ich organizmy polepszyły wytwarzanie energii w stanie niedotlenienia.
Współpraca z tobą miała dać Polakom coś jeszcze?
- To nie tylko moja zasługa. "Formę na szczyt" tworzą trzy osoby, poza mną jeszcze dietetyk i lekarz. Przygotowaliśmy organizmy do nadludzkiego wysiłku. Chcieliśmy, żeby fizjologicznie zaadaptowali się do pobytu w Karakorum. Musieli odpowiednio się odżywiać, żeby nie chorować. Skonstruowaliśmy również apteczki, ich zawartość opracował Robert Szymczak, lekarz w naszym teamie. Do sprawy podeszliśmy holistycznie, kompleksowo.
Czy opracowany plan może zawieść?
- Nie ma ludzi nieomylnych. Pewnych sytuacji nie da się przewidzieć. Plan, choć usystematyzowany, jest też plastyczny. W zależności od wydarzeń może być modyfikowany. Charakterystyka szczytu wymusza takie podejście. Zapewniam, że daliśmy z siebie wszystko, pracowaliśmy według światowych standardów. Bazowaliśmy na wiedzy z publikacji naukowych i przenieśliśmy ją na himalaizm. Mimo to świat wysokogórski wciąż skrywa wiele tajemnic.
Karol Hennig, Forma na Szczyt
Karol Hennig, Forma na Szczyt