Revol obecnie przebywa w szpitalu w Sallanches we francuskich Alpach. Obecnie lekarze walczą o to, by uniknąć amputacji palców obu rąk oraz lewej stopy. Ma odmrożenia III i IV stopnia.
Nanga Parbat często jest nazywana "zabójczą górą" ze względu na ogromne ryzyko, jakie niesie ze sobą próba jej zdobycia. - Zaakceptowaliśmy to ryzyko. To była moja czwarta zimowa próba, za to siódma dla Tomka.
Revol zdobyła szczyt z Mackiewiczem w czwartek 25 stycznia ok. godziny 18.00. Radość była jednak bardzo krótka. - Tomek powiedział mi, że nie widzi niczego - zdradziła Revol. Oboje natychmiast zaczęli schodzić z góry, ale nie było to łatwe. - W pewnym momencie nie mógł oddychać i zdjął z twarzy maskę zabezpieczającą przed niską temperaturą. Zaczął zamarzać. Jego nos stał się biały, a potem ręce i stopy.
Mackiewicz nie miał sił na to, by powrócić do obozu. Następnego dnia rano sytuacja była jeszcze bardziej dramatyczna. - Z jego ust ciągle ciekła krew - powiedziała Revol. Były to objawy ogólnego obrzęku i choroby wysokościowej. Śmiertelnej, jeśli chory nie trafi natychmiast pod opiekę lekarza.
- Wtedy ostrzegłam wszystkich, ponieważ Tomek nie mógł zejść samemu - powiedziała Revol. - Przekazano mi, że powinnam zejść na wysokość 6000 metrów. Wtedy helikopter wziąłby Tomka z wysokości 7200 m. To nie była moja decyzja, zostało mi to narzucone.
Wtedy Revol powiedziała Mackiewiczowi: - Słuchaj, helikoptery przylecą popołudniem, ale ja muszę zejść. Przyjdzie po ciebie ratunek.
Francuzka wysłała swoją lokalizację, zabezpieczyła Polaka najlepiej jak to możliwe i zeszła "nie biorąc ze sobą niczego, nawet namiotu. Helikoptery miały przylecieć popołudniu". Działo się to w piątek, a Revol została uratowana dopiero w niedzielę.
Revol cały czas wierzyła, że pomoc nadejdzie bardzo szybko. Jednak musiała spędzić noc na wysokości 6800 m. - Drżałam z zimna, ale nie byłam zdesperowana. Bardziej bałam się o Tomka, który był w gorszym stanie - mówi Revol.
I wtedy Francuzka miała halucynacje. Wyobraziła sobie, że ktoś przyniósł jej gorącą herbatę, a ona w ramach podziękowania musiała oddać buta. Z tego względu trzymała stopę na przeraźliwym mrozie (temperatura przekraczała -60 stopni Celsjusza) przez pięć godzin. Teraz Revol może ją stracić. Francuzka postanowiła potem zupełnie się nie ruszać, by nie tracić ciepła.
Revol zdecydowała się zejść jeszcze niżej gdy dowiedziała się, że ratunek przyjdzie dopiero w niedzielę. - Wtedy zaczęła się walka o życie - powiedziała. Nie odczytała wiadomości, że będzie ją ratowało dwóch Polaków (Adam Bielecki i Denis Urubko, w akcji ratowniczej brali udział jeszcze Jarosław Botor i Piotr Tomala).
Gdy Francuzka zobaczyła dwa światełka (pochodzące od lampek na głowach ratowników) zaczęła krzyczeć. - To były ogromne emocje - przyznała wzruszona. Teraz Revol zamierza wrócić do zdrowia i chciałaby spotkać się z dziećmi Tomasza Mackiewicza.