Szymon Kołecki: To było w 2011 albo 2012 roku. Agata kończyła karierę sportową i podczas zawodów w Hrubieszowie było jej pożegnanie. Byłem jednym z gości na tej imprezie. Od tamtej pory się nie widzieliśmy. Nie mam pojęcia, czym się teraz zajmuje i gdzie mieszka.
Treść apelu mnie nie zaskoczyła, bardziej to, że on się w ogóle ukazał. Wiedziałem o wielu rzeczach, o których teraz pisze Agata, bo przez wiele lat mieliśmy bardzo dobry kontakt. Ona jest bardzo skrytą osobą. Nigdy nie informowała nikogo o swoim życiu i nigdy nie oczekiwała od nikogo pomocy. To jest twarda dziewczyna i ze wszystkimi problemami starała radzić sobie sama. Cieszę się, że mówi o tym publicznie, bo to pokazuje, że chce się otworzyć. Jej apel świadczy o tym, że ona naprawdę potrzebuje pomocy.
Nie chcę za dużo tym mówić, bo to są prywatne sprawy. Agata zawsze musiała utrzymywać odpowiednią dietę. Czy to była cukrzyca, czy jej początki, tego nie wiem. Wiem, że problemy zdrowotne pojawiły się, gdy już nie uprawiała sportu. Nigdy się w to nie zagłębiałem, Agata też nie chciała o tym mówić. Z rozmów z nią i domysłów wynikało, że miała większe czy mniejsze problemy zdrowotne.
Nie wiem. Może to pokazuje, że dorosła. Może widzi, że sobie nie radzi. Nie znam jej problemów i nie wiem do jakiej urosły skali. Przez wiele lat poświęcała się treningom. Wielu sportowców w trakcie kariery zaniedbuje inne aspekty życia i nie wszyscy są przygotowani, żeby poradzić sobie po zakończeniu kariery. Mam nadzieję, że to nie są dramatyczne problemy i Agacie uda się pomóc.
Trudno powiedzieć. Każdy decyduje o swoim losie. Pamiętam, że gdy Agata po raz pierwszy kończyła karierę, to dawała do zrozumienia, że chce wyjechać. Mimo że byliśmy wówczas w bliskim kontakcie, nie chciała mi powiedzieć, gdzie wyjeżdża i co będzie robić.
Pamiętam, że wybuchła z tego afera. Mogłem jej wtedy załatwić bardzo dobrą pracę za granicą i nie musiałaby się męczyć w sortowni, ale Agata nie chciała niczyjej pomocy. Nie robiłbym jednak z pracy w sortowni śmieci wielkiej afery. Gdy miałem 12 czy 13 lat to przez dwa sezony pracowałem na budowie w Niemczech. Sortownia śmieci czy budowa, praca jak każda inna. Cenię sobie doświadczenie z budowy, bo dzięki temu potrafię kłaść płytki i tynkować. Tam nauczyłem się ciężkiej pracy. Gdybym nie miał dzisiaj innego zajęcia, to na budowie zarobię na życie.
Ona cały czas śledziła, co się dzieje w dyscyplinie. Wiem, że niektórzy moi znajomi mieli z nią kontakt. Na Facebooku często komentowała różne wydarzenia. Nie możemy powiedzieć, że nagle przestała interesować się ciężarami. Po prostu poszła w swoją stronę.
Gdy byłem prezesem PZPC myśleliśmy, w jaki sposób zagospodarować Agatę. Były prośby ze strony pani trener Danuty Soćko, która ma w miarę stały kontakt z Agatą i w przeszłości była jej trenerką. Pani Danuta prosiła mnie o to osobiście, ale nie byłem w stanie wymyślić formuły, w której Agata czułaby się dobrze i jednocześnie mogłaby zarabiać pieniądze. Mówię o tym z żalem.
Muszę od razu zaznaczyć, że związek ma bardzo małe możliwości pomocy komukolwiek, bo nie jest organizacją charytatywną. Związek odpowiada za szkolenie dzieci, młodzieży i seniorów. Nie ma narzędzi, żeby pomagać byłym sportowcom. Każdy związek chciałby pomóc takiej osobistości jak Agata Wróbel, ale naprawdę brakuje do tego narzędzi. Dlatego pomoc byłej zawodniczce będzie bardzo trudna. Oczywiście nie ma sytuacji, z których nie da się wybrnąć. Jeśli związek udzieli Agacie jakiejkolwiek pomocy, to zasłuży na oklaski.
Nie wiem, bo nie posiadam wiedzy, w jakim kierunku się kształciła i co robiła przez ostatnie lata. Nie wiem też, jakie ma teraz hobby i pasje. Jeśli Agata wyrazi chęć, to pewnie ministerstwo znajdzie jakąś formułę pomocy. Na pewno sytuacja wymaga spotkania ministra z Agatą i rozmowy między nimi. Jeśli wszystkie strony będą za, to nic nie powinno stać na przeszkodzie. Ja też postaram się jej pomóc.