Leszek Cichy, legenda polskiego himalaizmu: Tomek się nie podda! Mam nadzieję, że ukrył się w zacisznym miejscu

- Jeżeli Tomek znajduje się w miarę zacisznym miejscu, w jakiejś szczelinie, to uważam, że jest w stanie przetrzymać dwie doby, może trzy. Bielecki i Urubko będą pewni musieli wyskakiwać z helikoptera - mówi Leszek Cichy, który w 1980 z Krzysztofem Wielickim, jako pierwsi zdobyli zimą Mount Everest.

Damian Bąbol: Co może się teraz dziać z Tomaszem Mackiewiczem?

Leszek Cichy: Moje myśli są cały czas z Tomkiem. Jest ogromnie doświadczonym himalaistą. Na pewno walczy. Nie podda się. Jestem tego pewien. To jeden z najtwardszych zawodników, jakich znam. Swoje przeżył w życiu. Wiele razy udowadniał, że potrafi walczyć w najbardziej ekstremalnych warunkach. Kiedyś na Nandze spędził prawie tydzień w wykopanej śnieżnej jamie, tyle że to było na znacznie niższej wysokości.

Podobno zmaga się z chorobą wysokościową.

- Taka informacja pojawiła się w piątek, ale z tego co do mnie dociera, to wydaje mi się, że problem jest inny. W czasie ataku szczytowego wokół szczytu zebrały się chmury. Widoczność była praktycznie zerowa. W takich warunkach przez gogle ciężko było wypatrzyć drogę. Tomek prawdopodobnie zdjął okulary i przez kilka godzin wypatrywał drogi. Tym samym naraził się na olbrzymie promieniowanie UV. Przypuszczam, że Tomek ma ślepotę górską, czyli ostre zapalenie spojówek. To oczywiście sprawia, że nie jest w stanie się ruszać. 

Ile czasu jest w stanie wytrzymać?

- Mam nadzieję, że ukrył się w bezpiecznym miejscu, które nie jest wystawione na porywisty wiatr. Gdzie nawet przy minus 40 stopniach da się przetrzymać dłuższy czas. Jeżeli zatrzymał się tam gdzie wieje bardzo mocno, to nie ma takiego ubrania, które chroniłoby przy tak niskiej temperaturze. Wiatr dochodzi tam teraz do 80 km/h, a to oznacza, że przy -35 stopniach, temperatura odczuwalna przekracza minus 60. Powtórzę: jeżeli znajduje się w miarę zacisznym miejscu, w jakiejś szczelinie, to uważam, że jest w stanie przetrzymać dwie doby, może trzy. Dłużej bez picia i pomocy z zewnątrz, nie widzę szans. Mimo to nie tracę nadziei, bo to naprawdę twardy zawodnik.

Jak może wyglądać akcja ratunkowa?

- Na dzisiejszą noc i sobotę zapowiadane są tam opady śniegu. To zła informacja, bo akcja ratunkowa będzie znacznie utrudniona. Przy braku widoczności, opadzie śniegu i silnym wietrze, helikopter może w ogóle nie wystartować lub wznieść się na bardzo małą wysokość. Myślę, że najwyżej do 6000 m może zwieść trójkę wspinaczy, a do 6500 m może dwóch następnych. Więc tak czy owak będzie to wymagało podejścia. Do tego trzeba będzie znaleźć Tomka. Mam nadzieję, że Elisabeth zapisała jego pozycję w GPS. Wtedy nawet przy braku widoczności byłoby stosunkowo łatwo go znaleźć.

„Co najmniej czterech z nas leci pod Nanga Parbat. Denis i ja na lekko ruszamy jak najszybciej, jak najwyżej. Pozostali na ciężko zabezpieczają tyły. Trzymajcie kciuki za nas wszystkich i pogodę” – napisał na Facebooku Adam Bielecki.

- Odległość między K2 a Nanga Parbat to prawie 200 km. Zakładając optymistyczne prognozy to najpierw helikopter z ekipą z K2 poleci na lodowiec Baltoro, gdzie znajduje się pakistańska baza wojskowa. Tam zatankuje paliwo. Później doleci do Dasu, małego miasteczka, gdzie znów dotankuje. Być może śmigłowiec podleci z czwórką naszych himalaistów na tyle, ile będzie mógł. Wysadzi naszą dwójkę na ciężko ze sprzętem. Kolejną dwójkę z Adamem Bieleckim i Denisem Urubko wyniesie maksymalnie wysoko. Helikopter nie będzie mógł się tam zatrzymać, więc zawiśnie tuż nad śniegiem i obaj zawodnicy wyskoczą, a śmigłowiec natychmiast ruszy w dół.

Zobacz wideo

Dramat na Nanga Parbat. Tomasz Mackiewicz i Elizabeth Revol czekają na ratunek [CO WIEMY]

W piątek rano do Polski dotarły niepokojące wieści z Nangi Parbat (8 126 metrów n.p.m). Tomasz Mackiewicz i Elizabeth Revol utknęli po próbie ataku szczytowego. W sobotę rozpocznie się akcja ratunkowa. Według Anny Solskiej, żony Mackiewicza, Francuzka odłączyła się od Polaka. CZYTAJ WIĘCEJ >>

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.