Przed Roland Garros 2002: Bandaże na korcie

Urok wielkiego szlema polega na tym, że wszelkie prognozy są nic niewarte.

Przed Roland Garros 2002: Bandaże na korcie

Urok wielkiego szlema polega na tym, że wszelkie prognozy są nic niewarte.

3,1 tys. nowiutkich lampionów użyto w tym roku do udekorowania nowego kortu centralnego na Roland Garros. Już choćby ta informacja wystarcza, by potwierdzić, że rozpoczynające się w poniedziałek mistrzostwa Francji będą, jak zawsze, najbardziej zadbanym, najelegantszym i najsmaczniejszym (dosłownie!) wielkoszlemowym turniejem w roku.

Niestety - nie jest to jedyna prawda o bajecznym wydarzeniu, daleko swoim charakterem wykraczającym poza sam tenis. Druga, ta sportowa, jest zdecydowanie mniej efektowna, wręcz przygnębiająca. Aby ją zrozumieć, wystarczy przywołać garść niedawnych faktów i obrazów, które widzieli wszyscy miłośnicy tenisa jak narkomani gapiący się w ekrany telewizorów.

Tenis operowany

Oto Rzym, Foro Italico, turniej cyklu masters series, ostatnia ważna próba przed Paryżem. Do finału pań wychodzi Serena Williams i Justine Henin. Zarówno Amerykanka, jak i Belgijka mają ciasno obandażowane i zaplastrowane kontuzjowane mięśnie nóg, jedna prawą, druga lewą, od kolan w górę. Serena na dodatek już w trakcie zwycięskiego jak się okazało meczu, doznaje też kontuzji stawu skokowego. Raz po raz interweniuje terapeuta. Kamery pokazują na zbliżeniach obandażowane elastycznym densoplastem obie kostki czarnoskórej tenisistki. Podobne sceny i podobne przerwy miały miejsce także poprzedniego dnia podczas półfinału przeciwko Jennifer Capriati, która nie ukrywała, że te ciągłe interwencje tenisowej służby zdrowia bardzo przeszkadzały jej w utrzymaniu koncentracji. Jenny będzie w Paryżu broniła tytułu, wciąż jest nr.1 na świecie.

Przypominam to zdarzenie tak szczegółowo nie z zamiłowania do koszmaru, ale dlatego, że jest symptomatyczne. Informacje na internetowej stronie Roland Garros w pełni to potwierdzają:

Hingis out! - genialnie utalentowana Szwajcarka nie zagra. Operacja stawu skokowego to u sportowców nic nadzwyczajnego, ale u Martiny lekarze wykryli objawy chronicznego zapalenia stawów, głośno mówi się o artretyźmie, co może wręcz zakończyć karierę kolejnego cudownego dziecka światowych kortów. Lindsay Davenport też jest po operacjach ścięgien, też nie wiadomo, kiedy wróci na korty.

Gustavo Kuerten 26 lutego musiał poddać się artroskopii stawu biodrowego. Jeszcze kilka miesięcy temu Brazylijczyk głośno marzył, żeby w ogóle wystąpić w Paryżu, nawet jeśli miałby rozegrać tam tylko jeden mecz. Miał więcej szczęścia, rehabilitacja przebiegła pomyślnie i "Guga" będzie bronił tytułu, jest rozstawiony z nr. 7. Nie zagra natomiast ani Greg Rusedseki, ani Goran Ivanisević, który jeszcze w maju podda się operacji kompletnie zniszczonego lewego barku. Venus Williams z kolei trzyma gospodarzy w niepewności, bowiem, podnosząc lekkomyślnie własny bagaż na lotnisku, nadwerężyła prawy nadgarstek... Ta lista wygląda rzeczywiście dość posępnie, ale warto o niej pamiętać, zachwycając się cudownymi akcjami tenisistów w Paryżu.

Inni są lepsi

Na szczęście są inne, intrygujące zagadki poza tym, kogo jeszcze na R.G. wyeliminują kontuzje. Mój nieodmienny od lat tenisowy idol Pete Sampras znów przyjechał do Europy i znów będzie próbował. W drużynowym Pucharze Świata ATP w Düssldorfie Pete pokonał niezwykle groźnego na kortach ziemnych Argentyńczyka Guillermo Canasa. Wynik 7:5, 2:6, 7:6 (7-5) wskazuje na znakomite przygotowanie Amerykanina, ale wątpię, by udało mu się zdobyć Paryż. Wspaniale gra wprawdzie drugi weteran Andre Agassi, ale Puchar Muszkieterów zdobędzie najpewniej ktoś młodszy: Federer, Hewitt, Ferrero, może ktoś inny z całego plutonu fantastycznych Hiszpanów. Nasz znajomy ubiegłoroczny zwycięzca z Sopotu Tommy Robredo jest już w Wielkim Szlemie rozstawiony. Szybko ci Hiszpanie dorośleją, czego nie można powiedzieć o Polakach.

Wśród pań będziemy mieli wreszcie akcent polski - zagra, korzystając ze specjalnego rankingu, Magda Grzybowska, ale po tym, jak przegrała w pierwszej rundzie kwalifikacji do turnieju w Strasburgu, trudno oczekiwać od niej cudów w Paryżu. Moim zdaniem Magda błędnie kieruje swoją przerywaną kontuzjami karierą. Zamiast krok po kroku odrabiać utracony teren, odważnie narażając się na porażki występować w kolejnych próbach, również w dobrym turnieju warszawskim, próbuje korzystać z regulaminowych furtek WTA, iść na skróty, i boję się, że jest to prosta droga donikąd.

Natomiast w prawdziwych zawodach zarysowały się dwie osobliwe potęgi - siostry Williams i reprezentacja Belgii! Sympatyczna, drobniutka Justine Henin (nr 5), pokonała Serenę (nr 3) w Berlinie, uległa jej w Rzymie, ale choć wagą i wszystkimi wymiarami ustępuje Amerykance znacznie, to w kolejnej konfrontacji wcale nie stoi na straconej pozycji. Venus z kolei (w Paryżu nr 2) jest już chyba trochę poirytowana opiniami, trafnymi zresztą, że jej młodsza siostra, choć niższa i krąglejsza, jest bardziej utalentowana. Zapragnie więc pomimo pechowego nadgarstka sięgnąć po tytuł. O tym samym marzy jednak potężna, wspaniale przygotowana atletycznie narzeczona lidera klasyfikacji ATP Lleytona Hewitta Kim Clijsters (nr 4) i prawdę mówiąc, sensacją byłoby zwycięstwo którejkolwiek z pań, poza tymi z pierwszej piątki, bo o Capriati już wspominałem.

Urok Wielkiego Szlema polega jednak na tym, że wszelkie prognozy są nic niewarte. Któż mógłby przypuszczać, że w Nowym Jorku zwycięży solidny, nieustępliwy, ale nic ponadto Szwed Thomas Johansson? W Paryżu natomiast Juan Carlos Ferrero powinien wygrać już dwukrotnie, a za każdym razem lepsi okazywali się inni.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.