Anna Kurnikowa - tenisistka ze świata

?From Russia with love" - brzmiał tytuł filmu z Jamesem Bondem. Serdeczne pozdrowienia z Rosji. Tytuł nieraz przywoływany dla zapowiedzi startu lub, jak kto woli, występu Anny Kurnikowej. Bo to film sensacyjny, a popularność ma wymiar światowy

Anna Kurnikowa - tenisistka ze świata

"From Russia with love" - brzmiał tytuł filmu z Jamesem Bondem. Serdeczne pozdrowienia z Rosji. Tytuł nieraz przywoływany dla zapowiedzi startu lub, jak kto woli, występu Anny Kurnikowej. Bo to film sensacyjny, a popularność ma wymiar światowy

"Niektórzy uważają, że to największe odkrycie od czasu Madonny, inni widzą w niej tenisistkę przyszłości" - pisał o Kurnikowej prestiżowy "Tennis Magazin". "Boska Anna" - charakteryzował krótko "Sports Illustrated". Już na początku jej kariery utarła się opinia, że jest złotem dla tenisowej branży, przyciąga na trybuny kibiców i może zrobić też karierę w show-biznesie. - Tenis to teatr - miała kiedyś powiedzieć rosyjska nastolatka albo powiedzieli to po prostu jej agenci.

To, że są oni bardzo ważni, widać było doskonale na warszawskim turnieju J&S Cup z pulą nagród 170 tys. zł. Wszędzie, gdzie Kurnikowa się ruszyła, otaczał ją tłumek ochroniarzy i oficjeli. Żadnych wywiadów, rozmów z prasą. Za to gdy we wtorek wybiegła na kort, takiego oblężenia przez widzów na kortach Warszawianki nie było od lat. Fani pięknej Anny szybko się rozczarowali. Jej rywalka, 17-letnia Rosjanka Swietłana Kuzniecowa, okazała się niezłą tenisistką. Na tyle, że w drugim secie (pierwszy wygrała Kurnikowa) zaczęła dyktować warunki na korcie. Anna zaczęła utykać, skarżyć się na ból kostki, boku, łokcia i nadgarstka. W trzecim secie, przy stanie 5:2 dla Kuzniecowej, skreczowała. Czyżby wykorzystała kontuzję? W końcu agenci Kurnikowej i ona sama wiedzą, że w doniesieniach agencyjnych lepiej brzmi porażka przez skrecz niż przegrana z mało znaną rywalką po normalnej grze.

Atrakcyjna? To za mało

Występ w Warszawie potwierdził tylko, że Rosjanka gra coraz gorzej. Rok temu, tuż po Australian Open, Kurnikowa doznała kontuzji nogi, która wyeliminowała ją z gry na długie osiem miesięcy. Spadła w rankingu na 69. miejsce (najwyżej w karierze była ósma). Na przełom w grze zapowiadało się na początku tego sezonu - znalazła się w półfinałach w Auckland, Tokio i Acapulco. A potem znów przyszły porażki w pierwszych rundach. "Nasza krasawica ponownie odstrzelona" - pisał rosyjski internauta. W sprawie Kurnikowej zabrał nawet głos szef Adidasa Herbert Heiner, który ma kontrakt z tenisistką. - Ona słynie z tego, że jest atrakcyjna, ale to za mało, musi mieć też sukcesy na korcie. Heiner nie dodał, że porażki Kurnikowej zniecierpliwiły jej sponsorów i reklamodawców. W końcu ile lat można sprzedawać swe wyroby poprzez sportowca (a w końcu ta branża najmocniej inwestuje w Rosjankę), który nie odnosi sukcesów, gra coraz gorzej i nie wygrał żadnego turnieju WTA w singlu.

W połowie kwietnia menedżerowie Kurnikowej w ostatniej chwili wycofali ją z dużych turniejów w Niemczech. Wysłali zgłoszenia na mniejsze turnieje do Bol i do Warszawy, gdzie tenisistka miała teoretycznie większe szanse na poprawienie rankingu. W Bol przeszła tylko jedną rundę, w Warszawie - żadnej.

Manewry

Dotychczasowa kariera Rosjanki przypominała bajkę. Zaczęła się w roku 1990, na Kremlin Cup w Moskwie. W grupie kilkunastu dziewczynek ćwiczących przed wyjściem na kort zawodowców jest i Kurnikowa. Ma za sobą już pierwsze tenisowe kroki. Grała w szkółce, potem zajmował się nią doświadczony trener Wiktor Rubanow, wreszcie legendarna "babuszka" rosyjskiego tenisa Larissa Preobrażenska. Wychowawczyni wielu znakomitości sportu, która ma już ponad 70 lat, a na zajęcia dojeżdża jak dawniej tramwajem.

- Istota zabawy polegała na ciągłej zmianie wśród grających dzieciaków tak, żeby każdy mógł pokazać się przed wielką publicznością w hali olimpijskiej - wspominał ówczesny dyrektor Kremlin Cup Gene Scott. - Kurnikowa tak manewrowała, że była wciąż na korcie.

Opłaciło się, została dostrzeżona przez reprezentanta włoskiej firmy konfekcyjnej. Za kilka tygodni miała podpisany pierwszy kontrakt. Za rok była już pod opieką IMG, potentata w sportowym marketingu. O pieniądze mogła się już nie martwić. Łowcy talentów, którzy dostrzegą kogoś godnego uwagi, są w stanie szybko podpisać umowy w wysokości 10 tys. dol. Ale wraz z pierwszymi sukcesami pojawiają się w obrocie sumy od 2 do 5 mln dol. rocznie.

Ja jestem ładniejsza

Trafiła na dobry czas i z dobrego miejsca. "Pamiętacie jej reklamówkę dla Adidasa, gdy mówi: - Maybe it is because I was born in Russia [Być może to dlatego, że urodziłam się w Rosji]" - pisał internauta z Rosji. Wylądowała w tenisowej akademii Nicke'a Bollettieriego. - Gdy zobaczyłem ją po raz pierwszy, grała bardzo zuchwale, agresywnie - mówił Bollettieri. W 1994 roku miała już na koncie wygrane w turniejach juniorskich we Francji, Włoszech i USA. Została też najmłodszą mistrzynią Rosji wśród seniorów. W tym samym sezonie, podczas juniorskiego US Open, nieco starsza Martina Hingis pokonała ją 0:6, 0:6. Kurnikowa miała powiedzieć rywalce po meczu: - No, wygrałaś, ale ja jestem ładniejsza i zarobię więcej pieniędzy. Zuchwałe słowa, ale prawdziwe, choć mogły wyjść i od agenta Kurnikowej.

- Anna jest żeńskim odpowiednikiem koszykarza Dennisa Rodmana - mówił Bollettieri. - Rachunki wystawia tylko sama sobie.

Bollettieri, sam mistrz autoreklamy, weteran wojny wietnamskiej, szef słynącej z drylu szkoły w Brandton, przyznawał w końcu: - Nie jestem w stanie jej kontrolować. Robi, co chce, wszyscy wokół niej muszą tańczyć. Nie mam u niej autorytetu. Gdyby jej matka Ałła powiedziała mi: "Ona jest zdecydowanie twoją uczennicą", wtedy mógłbym wiele rzeczy zmienić. A tak ona wie wszystko, a jak czegoś nie wie, to przynajmniej sądzi, że wie.

W wieku 14 lat Anna miała już takie publicity, jakim nie mogłyby się pochwalić liczne tenisistki przez całą swoją karierę. Miniaturowa wtedy jeszcze dziewczynka opalona w słońcu Florydy pięła się w górę. Jej gra robiła wrażenie na starszych mistrzach. Była bardzo sprawna, miała dobrą rękę i niezwykły refleks, dzięki czemu biła mocne piłki z głębi kortu, pełne wyczucia skróty i nie do sięgnięcia przez rywalki woleje przy siatce. Przy tym w odróżnieniu na przykład od Hingis stała metr za linią końcową i próbowała zagrywać piłki z pełną siłą, płasko, ryzykownie, tuż nad siatką.

Zakręt na Hollywood

Tenisistką zawodową została w październiku 1995 roku. W 1996 grała w małych turniejach, triumfowała w dwóch tzw. satelitach w USA. Korty Flushing Meadows były miejscem jej pierwszej gry w wielkim szlemie. Przeszła trzy rundy eliminacji i zatrzymała się dopiero w 1/8 finału. Nowy trener Pavel Slozil, wcześniej na służbie u Steffi Graf, nie wątpił: - Zdobędzie wielki tytuł, wejdzie na top, a może nawet będzie numerem 1.

- Jeśli przedwcześnie nie skręci na Hollywood - docinali inni trenerzy.

Slozil uczył Kurnikową taktyki i strategii. Próbował przynajmniej, co było o tyle konieczne, że z czasem jej uderzenia straciły impet, szczególnie na korcie ceglanym. Slozil podobnie jak Bollettieri doświadczył trudności, jakie wynikały z roli matki Anny Ałły. - No tak, ona jest szalona. Ale być może tak musi być, jeśli chce się wyjść z przeciętności - stwierdził Slozil, a potem zrezygnował.

W 1997 roku Kurnikowa dochodzi do półfinału Wimbledonu, ma dobre wyniki w 2000 roku, gdy gra w finale Masters. Wraz z Martiną Hingis tworzy niepokonaną parę w deblu (dwa tytuły wielkoszlemowe). Równocześnie jej dochody z reklam rosną niebotycznie, nawet do 15 mln dol. rocznie (w całej swojej karierze zarobiła na korcie 3 mln dol.). Wydaje się, że obok kręcenia reklamówek, sesji fotograficznych, życia na wzór filmowych gwiazd na tenis nie zostaje już dość czasu i koncentracji. Kurnikowa pasuje jednak świetnie do polityki WTA kreującej gwiazdy na wzór filmowy.

Tenisistka Nathalie Tauziat w swojej książce sprzed dwóch lat o kulisach damskiego tenisa pisała, że estetyka i charyzma stały się ważniejsze niż wyniki sportowe. Krytykowała za to WTA. Podawała przykład Kurnikowej, pisząc o niej z sympatią. Uważała, że Rosjanka stała się ofiarą polityki prowadzonej przez jej agenta Phila de Picciotto.

Zameldowana na Florydzie

Za to w Rosji pisano o niej z lekkim dystansem. Uznano, że jako tenisistka i obywatelka świata nie ma konkretnego adresu, domu, numeru ulicy. Jeśli nie jedzie na igrzyska, to ma do tego pełne prawo, podobnie jak do własnej definicji słowa patriotyzm.

Mieszka na stałe na Florydzie. - Ona jest bardzo amerykańska. Gdy spotykamy się na Fedcupie [żeński odpowiednik Pucharu Davisa - red.], nie jest zbyt komunikatywna w przeciwieństwie do reszty zespołu - opowiadała inna czołowa tenisistka z Rosji Jelena Dementiewa. - Prawie wszystkie mieszkamy w Moskwie i czujemy jakąś wspólnotę. Anna nie.

Od pewnego momentu zaczęto wypominać tenisistce, że wciąż nie ma na koncie wygranego turnieju. Prasa też jej docinała. W końcu Natalia z Woroneża napisała do dziennika "Izwiestia": - Szanowni żurnaliści, najpierw sami dojdźcie do takiego poziomu, zagrajcie na przykład w ćwierćfinale Australian Open (2001), a dopiero potem krytykujcie.

- Droga Czytelniczko - odpowiedziała redakcja - dziennikarze naszej gazety sami grają w czasie wolnym w tenisa. No, ale nikt z nas nie zajmuje się tym profesjonalnie. Gdybyśmy któregoś dnia wyzwali na mecz najlepsze tenisistki świata, a z kolei Anna wzięłaby pióro, to najpewniej jej pisanie rozczarowałoby was nie mniej niż nasza gra. Nie podważamy jednak tego, że była w 1/4 finału Australian Open.

Najwięcej listów, które trafiały do redakcji, dotyczyło jednak wciąż ofert matrymonialnych. Tygodnik "Argumenty i Fakty" zamieścił list czytelnika Aleksieja z Kijowa: - Bardzo podoba mi się tenisistka Kurnikowa. Jak można się z nią zapoznać? Może nagle pojawi się miłość i będziemy żyli długo i szczęśliwie...

- Musimy rozczarować kandydatów do ręki Anny - odpisała redakcja. - Można ją będzie zobaczyć na korcie jesienią podczas Pucharu Kremla. Ale stać się jej mężem to niemożliwe. Jak mówią ludzie z tenisowego towarzystwa i z kręgów znających hokeistę Siergieja Fedorowa, już od zeszłego roku są małżeństwem. Tak więc Aleksieju, Niurze [zdrobnienie od Anna - red.] bez Ciebie nie jest źle!

Na zakończenie

Co więc czeka Kurnikową? Rola pięknej, ale przegranej zawodniczki i w końcu załamanie się jej reklamowego eldorado? Czy też po dołku z formą powolny awans w rankingu WTA i powrót do dawnego status quo? - Nie jest łatwo wrócić do wielkiego tenisa po ośmiomiesięcznej przerwie - komentowano w Warszawie po porażce pięknej Anny, przywołując nazwiska Chorwatki Majoli, Szwajcarki Schnyder czy Polki Grzybowskiej, które praktycznie nie liczą się już w światowej hierarchii. Taki powrót może się również Annie nie udać.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.