Dobrze mieć takiego w narożniku... - sylwetka Eddiego Futcha

Eddie Futch trenuje Pana Boga - napisali amerykańscy dziennikarze po śmierci w zeszłym tygodniu 90-letniego trenera. 66 lat pracy w boksie, wychowanych 21 mistrzów świata, w tym pięciu w wadze ciężkiej. Ale Futch najbardziej znany jest z jednego - nie pozwolił Joemu Frazierowi wyjść do 15. rundy walki z Muhammadem Alim w słynnym pojedynku ?Thrilla in Manilla?.

Dobrze mieć takiego w narożniku... - sylwetka Eddiego Futcha

Eddie Futch trenuje Pana Boga - napisali amerykańscy dziennikarze po śmierci w zeszłym tygodniu 90-letniego trenera. 66 lat pracy w boksie, wychowanych 21 mistrzów świata, w tym pięciu w wadze ciężkiej. Ale Futch najbardziej znany jest z jednego - nie pozwolił Joemu Frazierowi wyjść do 15. rundy walki z Muhammadem Alim w słynnym pojedynku "Thrilla in Manilla".

Futch urodził się w Missisippi, ale dorastał w Detroit. Pracował jako robotnik i boksował amatorsko, a nawet zdobył Złote Rękawice w Detroit. Gdy chciał przejść na zawodowstwo okazało się, że ma wadę wrodzoną - szmery w sercu. Szczęśliwie wkrótce dostał pracę jako instruktor boksu w Brewster Recreational Center na przedmieściach Detroit. Jak na niespełnionego - wydawałoby się nieszczęśliwego - boksera brzmi nieźle, ale trzeba widzieć Brewster - dzielnicę tzw. projects, czyli gminnych budynków, gdzie panowała bieda, alkohol, przemoc, przestępstwo. Tam właśnie trenował Mike Tyson przed walką z Andrzejem Gołotą i trzeba powiedzieć, że z pewnością w Brewster niewiele się zmieniło.

W latach 30. w Brewster mieszkał i trenował Joe Louis - "Czarny Bombardier" - najlepszy pięściarz wagi półciężkiej i potem ciężkiej tamtych czasów. Futch - zawodnik kategorii lekkiej - był często jego sparingpartnerem. - Kiedyś trafiłem Joego. Cofnął się o krok i zapytał: - Jak ty to, do diabła, zrobiłeś? Odpowiedziałem: - Joe, nieważne jak to zrobiłem, i tak jestem za mały, aby ci zrobić krzywdę. On na to: - Jeśli ty mnie trafiłeś, to ktoś większy od ciebie też może to zrobić. Poza tym Joe uważał, że jeśli mnie trafi, to trafi każdego - mawiał potem Futch.

Był chyba jedynym trenerem czarnoskórej młodzieży - w Brewster biali nie śmieli się pokazać - czytającym książki o psychologii wychowania. Czytanie zostało mu na długo. Dwa tygodnie przed śmiercią był z wizytą u znajomych, producentów TV. Rozmowa zboczyła na film "Hamlet" z Melem Gibsonem w roli głównej. Futch wyrecytował z pamięci cały monolog Poloniusza do Ofelii. - Mam stare wydania dzieł Szekspira. Eddie po wygłoszeniu monologu usiadł na krześle i tyle go było. Czytał przez kilka godzin - wspomina jego przyjaciel Alexis Denny, ów producent TV.

Z byłym mistrzem świata wagi lekkopółśredniej Hedgemonem Lewisem prześcigali się w recytacjach poezji. Obaj byli zakochani w twórczości Kahlila Gibrana, libańskiego poety i na wyścigi cytowali urywki "Proroka", najsłynniejszego dzieła.

Trzeba jednak przyznać, że chyba nigdy Futch nie wyglądał ani na filozofa, ani na trenera boksu. Pierwszy raz widziałem go w lipcu 1996 roku w holu nowojorskiej Madison Square Garden, gdzie odbywała się skromna konferencja prasowa przed pierwszą walką Gołoty z Riddickiem Bowe. Mały, pomarszczony, z siwą kędzierzawą głową usiadł skromnie na krzesełku obok swojego dwukrotnie większego pięściarza, który protekcjonalnie klepał go po głowie i nazywał z bezmyślnym uśmiechem Papą Smerfem. W tym momencie Futch miał 85 lat, 35-letnią żonę i sławę najlepszego trenera w historii boksu.

****

To było 30 września 1975 roku. Pojedynek w Araneta Coliseum w Quezon City uznany przez "The Ring Magazine" za najlepszy w historii boksu był śmiertelnie zażarty. Dwaj najlepsi w owym czasie pięściarze Muhammad Ali i Joe Frazier, choć czas największej świetności już dla nich minął, toczyli pojedynek o przetrwanie. Po 14 rundach Ali miał przewagę w punktach, ale wyglądał na kompletnie wyczerpanego.

***

Sława przyszła w czasach Muhammada Alego, w czasach bokserskich herosów wagi ciężkiej - Joego Fraziera, Kena Nortona, George'a Foremana. Eddie Futch był w narożniku Fraziera we wszystkich trzech walkach z Alim, w dwóch pierwszych pojedynkach z Nortonem - pierwszy z nich zakończył się dla Alego złamaną szczęką. Zaś w obydwu po 14 rundach był remis, Ali wygrywał zrywem, no i tym, że był aktualnym mistrzem. - Za każdym razem jak Futch przygotowywał przeciwnika, wiedziałem, że będzie ciężko - wspominał Ali.

Futch często wymyślał triki bokserskie, które potem wykorzystywali jego pięściarze. Najbardziej znane były te stosowane na Muhammadzie Alim - w końcu Futch przyłożył rękę do dwóch pierwszych porażek Alego z Frazierem i Nortonem:

rada dla Fraziera: Ali często, cofając się w ringu, opiera się o liny. Wtedy unika ciosów w głowę, odchylając ją. Większość pięściarzy próbuje go właśnie tam trafić.

właśnie tam będzie w tym momencie najsłabszy. Zadziałało znakomicie. W pierwszej ich walce w Madison Square Garden w marcu 1971 roku Frazier po 15 rundach pokonał Alego na punkty

rada dla Nortona: Ali, uderzając lewym prostym, prawą rękę odchyla się w prawo. Masz przyjąć jego lewy prosty na rękawice i jednocześnie uderzyć swoim lewym prostym w szczękę. Skutek - złamana szczęka Alego.

Futch miał niezwykły dar wyjaśniania w krótkich słowach tajników boksu. - Stosowałem w Brewster taką metodę "krok po kroku". Nigdy nie przekraczałem następnego, jeśli nie byłem zadowolony z poprzedniego - mówił. I czasem czarował pięściarzy bon motami - jak Marlona Starlinga, mistrza świata wagi lekkopółśredniej, który przez moment po zdobyciu tytułu chyba myślał, że pozjadał wszystkie bokserskie rozumy. W końcu Futch mu wyjaśnił: - Marlon, nauczyłem cię wszystkiego, co wiesz o boksie, ale nie nauczyłem cię wszystkiego, co ja wiem o boksie.

***

Po drugiej stronie ringu nie było lepiej. Opuchnięte lewe oko było całkiem zamknięte, prawemu niewiele do tego brakowało. Frazier - superatleta, nie do zamęczenia - nie widział niemal nic. - To, czego dziś byliście świadkami - powiedział Ali po walce do dziennikarzy - było tylko o jeden stopień od śmierci.

***

Z Riddickiem Bowe na koniec mu się nie udało, choć był także złoty okres, kiedy Bowe był niekwestionowanym mistrzem świata w trzech najważniejszych organizacjach. Wkrótce po pierwszej walce z Gołotą odszedł. Ale Bowe był zakochany w swoim Papie Smerfie, nawet gdy po ostrej jak na dżentelmena, jakim był Futch, wymianie zdań ten odszedł niedługo przed rewanżową walką z Gołotą.

Początek ich współpracy nie był obiecujący. Menedżer Rock Newman, ten sam, który w pierwszej walce Gołoty z Bowe wdarł się na ring jako pierwszy i rozpoczął gigantyczną rozróbę w Madison Square Garden, przyprowadził Riddicka, gdy ten miał na koncie kilka zawodowych walk. - Geezer - stwierdził Futch, co miało znaczyć w slangu bokserskim lenia patentowanego. Newman jednak się upierał. - OK, mogę go wziąć na okres próbny - w końcu zgodził się Futch.

Zaaplikował Bowe straszny trening górski. Pod okiem trenera Bowe wszystko wykonywał sumiennie - wstawał o 5 rano i biegał, potem ćwiczył na siłowni, w ringu, znowu biegał. Po tygodniu Futch powiedział: - Jadę w interesach do Vegas. Masz tu rozpiskę. Rób wszystko, co tu napisane.

Futch wsiadł do samochodu i pojechał następnego dnia o 5 rano, by stanąć na trasie, którą biegał zawsze Bowe. O 5.30 usłyszał potężne sapanie i tupot nóg. A po chwili pokazał się mokry od potu, zasapany, stukilowy Bowe. - Myliłem się. Biorę go - powiedział Futch Newmanowi. Od tej pory ani razu nie wyraził się krytycznie o swoim bokserze, którego doprowadził do tytułu mistrza świata wagi ciężkiej.

Rozstanie przyszło w 1996 roku. Bowe przed walką z Gołotą spotykał się z Papieżem, z Nelsonem Mandelą, robił dziesiątki tysięcy kilometrów w promocyjnych wycieczkach po świecie, słowem - był wszędzie, tylko nie w sali bokserskiej. Tył, tracił siłę, szybkość. Futch powiedział: - Riddick, to rest is to rust (odpoczynek to zguba). I odszedł.

***

W dwóch narożnikach Eddie Futch po stronie Fraziera, Angelo Dundee po stronie Alego. Przed wyjściem do 15., ostatniej rundy Angelo Dundee patrzył na Fraziera po przeciwnej stronie z niepokojem. Obaj pięściarze nie mieli sił i bardzo dużo zależało od zachowania pięściarzy w narożniku. Dundee kazał Alemu oddychać głęboko. Ali musiał sprawić wrażenie, że jest gotów do walki, choć ledwo żył.

***

Wreszcie ostatnia rzecz - lojalność. Futch - co wszyscy jego pięściarze podkreślają - zastępował im ojca. Ta lojalność przejawiała się czasem w dziwacznych okolicznościach. Swojego czasu prowadził walczących o tytuł mistrzów świata Larry'ego Holmesa w wadze ciężkiej i Michaela Spinksa w wadze półciężkiej. Mniej więcej w tym samym czasie mieli przygotować się do walki. - Czy uda się panu obydwu dobrze przygotować. Przecież to niemożliwe. Z którego pan zrezygnuje? - pytali dziennikarze. - Nie będzie żadnego problemu. Nie poprowadzę żadnego z nich.

Powiedział to, choć przecież właśnie z tego żył, a dwie walki o mistrzostwo świata to wielka wypłata, finał pracy trenerskiej. - Nie mógłbym wybierać między nimi. Są dla mnie jednakowo ważni i uraziłbym ich - powiedział Futch.

Nie można jednak zapomnieć o jego życiowych pomyłkach. Do Brewster Recreational Center zachodził 12-latek. - Nie po to, aby trenować. Po to, aby pogadać z chłopakami, pohałasować. Pewnego dnia przeholował. Wyciągnąłem go z sali i powiedziałem: Nie wracaj, dopóki nie będziesz umiał się zachować - wspominał Futch. Ten chłopak nazywał się Walker Smith jr, lepiej znany później jako "Sugar" Ray Robinson uznany za najwspanialszego pięściarza w historii boksu.

***

Futch w najbardziej dramatycznym momencie 14. rundy pomyślał: Joe jest dobrym ojcem, ma fajne dzieciaki. Chciałbym, aby je jeszcze zobaczył. W przerwie powiedział do Fraziera, który wyrwał do przodu z wielką energią: - Siadaj, synu. Wszystko skończone. Nikt nigdy nie zapomni, czego dziś dokonałeś.

Choć ten błagał go, żeby pozwolił mu walczyć dalej, choć była wielka szansa na znokautowanie Alego, Futch w trosce o zdrowie Fraziera poddał go. - Wtedy nienawidziliśmy cię za to, teraz błogosławimy cię - powiedziała Futchowi córka Joego Jacqueline.

Radosław Leniarski

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.