Erwina Ryś-Ferens: Jaki generał, takie wojsko

Czasem się zastanawiam, kto jest bardziej normalny: zdrowi czy upośledzeni umysłowo. Co do jednego nie mam jednak wątpliwości: szczerości, spontaniczności i radości więcej jest w olimpiadach specjalnych - mówi Erwina Ryś-Ferens.

Erwina Ryś-Ferenc to najsłynniejsza i najbardziej utytułowana polska łyżwiarka szybka. W swojej karierze zdobyła ponad 80 tytułów mistrzyni kraju, 21 medali mistrzostw świata i Europy, czterokrotnie uczestniczyła też w igrzyskach olimpijskich. Od kilku lat wspiera Olimpiady Specjalne.

Dariusz Wołowski: W jaki sposób zetknęła się Pani z ruchem Special Olympics?

Erwina Ryś-Ferens: To musiało być jakieś dziesięć lat temu, może więcej. Polski Związek Łyżwiarski sąsiadował z siedzibą olimpiad specjalnych. Od początku rzucało się w oczy, że pracują tam fajni ludzie: zaangażowani i kochający swoje zajęcie. Wtedy też poznałam Bogusława Gałązkę, który jest dziś dyrektorem olimpiad. Zaczęto mnie zapraszać na imprezy, zobaczyłam, że są organizowane z pasją, poświęceniem, że upośledzeni umysłowo zawodnicy mają z tego radochę, jakiej często my zdrowi sportowcy nie mieliśmy. To zaczęło mi sprawiać frajdę i tak jest do dziś.

Na czym ta frajda polega?

- Jeśli jesteś na zawodach, gdzie sportowcy walczą fair, autentycznie cieszą się możliwością rywalizacji, to ten entuzjazm się udziela. Sport zdrowych tak się skomercjalizował, że zatracił pierwotną radość z uprawiania go. To jest zawód, droga kariery, a nie przyjemność. Dlatego czasem się zastanawiam, kto tu jest bardziej normalny: my zdrowi czy upośledzeni umysłowo. Co do jednego nie mam jednak żadnych wątpliwości: szczerości, spontaniczności i radości więcej jest w olimpiadach specjalnych. Fajnie jest czasem popatrzeć, że sport może być inny. Człowiek uczy się tego od nowa, właśnie od upośledzonych umysłowo, bo sam zapomniał o tym dość dawno.

Zawody, które szczególnie utkwiły Pani w pamięci?

- Igrzyska specjalne w Zakopanem, bo w drodze powrotnej złapaliśmy gumę i było z tym sporo kłopotów. A tak poważnie to atmosfera tych zawodów była nadzwyczajna. Sportowcy zdrowi mogliby się wiele nauczyć: jak rywalizować fair, pomagać sobie, jak cieszyć się ze zwycięstwa i bawić sportem. Łzy zwycięzców i pokonanych były nadzwyczajnie naturalne. Na dodatek opiekunowie są oddani zawodnikom w takim stopniu jak nam - zawodowym sportowcom. Działacze oddani nie byli nigdy. Ja zawsze powtarzam: jaki generał, takie wojsko. A ponieważ ludzie kierujący olimpiadami specjalnymi są OK, to i wszystko funkcjonuje, jak trzeba. Na pierwszym miejscu jest zawodnik.

Dla upośledzonych umysłowo sport jest rywalizacją, ale też zabawą i rehabilitacją.

- Rozmawiałam z ludźmi, którzy opowiadali, jak kolosalne postępy zrobiły ich dzieciaki, od kiedy zaczęły trenować i startować w zawodach. I to nie tylko dotyczy tylko dzieci zaniedbanych, ale także tych, o które rodzice bardzo się troszczą. Ale w grupie, między innymi zawodnikami, uczyć się lepiej. Jest większy zapał, entuzjazm, wszystko idzie łatwiej.

Czy sporty zimowe dla ludzi upośledzonych umysłowo mają swoją specyfikę?

- Właściwie nie. W zasadzie wszystko jest tak samo. Oczywiście ich dostępność jest trochę mniejsza, bo sprzęt nie jest tani. Ale to jedyne ograniczenie. W łyżwiarstwie szybkim upośledzeni ścigają się na podobnych łyżwach do tych, na których ja się ścigałam. Są one tylko trochę krótsze.

Copyright © Agora SA