Piotr Wadecki: Wycofałem się na 200. km. Takie polecenie dostałem od dyrektora grupy. Nie było sensu dalej jechać. Pierwszą część trasy pracowałem dla liderów. Oni byli daleko z przodu i walczyli o zwycięstwo, reszta naszych zawodników mogła więc zejść z roweru.
- Rozmawiając z Panem, nie mogę utrzymać telefonu w ręku, bo mnie tak wytrzęsło. Bolą mnie ręce, każda kość, choć na trasie nie jechaliśmy po bruku, ale po kamieniach zmieszanych z błotem i wodą. W niedzielę padał jeszcze deszcz. Zrobiło się jedno wielkie bagno. Pomiędzy kamieniami są bardzo duże przerwy. Na niektóre sekcje brukowe nie wjeżdżają nawet wozy techniczne, bo zniszczyłyby sobie podwozie. Na tym wyścigu nie ma kolarza, który by się nie przewrócił, łącznie ze zwycięzcą. Ja również upadłem. Na drugiej czy trzeciej sekcji brukowej.
- Nie przestraszyłem się. Wystartowałem. Wiem już, w jakim systemie rozgrywa się ten wyścig. Na przyszły rok, kiedy może zostanę liderem grupy, będzie to bardzo cenne doświadczenie.