Sejmowa debata o sporcie zamieniła się w farsę

Sejm o sporcie: więcej pieniędzy, boisk, hal, basenów, stoków narciarskich i godzin wf! - Teraz, albo nigdy! - apelował poseł Kłopotek z PSL. Wraz ze wzrostem napięcia, debata zamieniła się w farsę.

W Sejmie po raz pierwszy w historii odbyła się w piątek otwarta debata o sporcie. Posłowie po kilkugodzinnych obradach skierowali do komisji projekt dość ogólnikowej uchwały wzywającej rząd do przykładania większej wagi do spraw sportu.

Parlamentarzyści wskazywali na zły stan sportu po igrzyskach w Atenach. Konkretne pomysły to: powołanie ministerstwa sportu, podwyższenie dotacji budżetowych na sport (o co najmniej 100 mln zł, obecnie to 180 mln) i zwiększenie kontroli nad związkami sportowymi.

Debata (na żywo transmitowana w TVP 3), była pierwszą okazją by zobaczyć kto w naszym parlamencie zajmuje się sportem i co ma do powiedzenia na jego temat. O ministerstwie sportu i większych dotacjach mówili wszyscy. Różnice pojawiały się przy szczegółach.

Np. PiS pieniądze na sport chce zabrać z funduszu na inwestycje Pałacu Prezydenckiego. - Niech się prezydent podzieli - mówił poseł Kazimierz Marcinkiewicz. Dodał jednak, że występu sportowców w Atenach się nie wstydzi... bo jest z Gorzowa, a stamtąd pochodzą Beata Sokołowska, Aneta Pastuszka i Sebastian Świderski.... "no i Otylia Jędrzejczak przygotowywała się na naszej pływalni". Marcinkiewiczowi nie podobało się za to, że najlepsze polskie koszykarki z SMS-ów wyjeżdżają na stypendia zagraniczne. Jego zdaniem powinny zostawać w kraju i trafiać na AWF, bo... tylko to gwarantuje im rozwój.

Eugeniusz Kłopotek z PSL najpierw apelował o odłożenie na bok sporów politycznych, ale pod koniec debaty chyba nie wytrzymał i oświadczył: - Ten rząd nie kocha sportu (bo teraz na sport idzie 0,06 proc. budżetu, a przed kilkoma laty nawet 0,17 proc). Pomysłów miał sporo (np. kluby sportowe mogłyby dostawać część dotacji uzależnioną od wyników seniorów na olimpiadze, albo przyznanie PKS-owi większej władzy nad związkami sportowymi), ale wyraził obawę, że "rząd i środowiska sportowe nie dorosły do zmian". Nawoływał jednak wzniośle: Teraz, albo nigdy!

Michał Kaczmarek z SDPl zapoczątkował całą serię złotych myśli, która przetoczyła się przez salę: - Kto sieje burzę, ten wiatr zbiera - mówił. Po czym porównał dzisiejszy sport do szpilki (a powinna być piramida!). Chodziło mu o podejście rządu do sportu dzieci i młodzieży. - Na górze kilku zawodowców, a na dole nic - rozkładał ręce. Jaki ma pomysł na zmianę? Powrót do sportów walki, bo trudna młodzież się do nich garnie. Uznał też, że w naszej lidze koszykówki jest za dużo graczy z zagranicy. - Połowę powinni stanowić Polacy i młodzież, to trzeba zagwarantować - apelował.

Hitem było wystąpienie Samoobrony. - W dzisiejszych czasach mianem sportu określamy różne formy aktywności fizycznej - czytała z kartki posłanka Genowefa Wiśniowska. W dalszej części jej wystąpienia dowiedzieliśmy się też m.in., że "sport towarzyszy nam od przedszkola", "jest naszą wspólną sprawą", a także, że "zwiększa świadomość edukacyjną". W związku z powyższym rząd powinien przykładać do sportu większą wagę.

Stanisław Zadora z LPR na cytował konstytucję (państwo dba o zdrowie obywateli) i oświadczył, że należy szukać "płaszczyzny, która powinna stać się naszą źrenicą". Później Zadora przez blisko pięć minut czytał list od emerytowanego nauczyciela WF w szkole podstawowej, absolwenta AWF w latach 60-tych (zniecierpliwiony marszałek Nałęcz zwrócił mu uwagę). Z listu dowiedzieliśmy się np., że "w programach szkół podstawowych nie ma gier i zabaw". Poseł Zadora apelował więc: - Gimnastyka dyscyplinuje, jest jak przedmiot ścisły, przywrócimy gimnastykę i lekkoatletykę do programu, a także 4 godziny WF w szkołach ponadpodstawowych!

Posłanka Anna Borucka-Cieślewicz zachęcała młodych do większej aktywności fizycznej: - Pozwolę sobie na takie zdanie do młodych: Lepsze biegi i skoki, niż różne Woodstoki. Z kolei Marta Fogler (PO) martwiła się o narciarzy: - W Polsce jest 3 mln narciarzy, co roku wywożą z kraju 500 mln złotych za granicę. Zapalmy im w końcu zielone światło u nas.

Poseł Zygmunt Wrzodak (LPR) dowodził, że prywatnemu kapitałowi nigdy nie będzie zależało na inwestowaniu w sport: - Te wszystkie browary, które miały uratować kluby. Gdzie one są? Nie łudźmy się. Im zależy na wzroście konsumpcji piwa, a nie na sporcie. Wrzodak dość barwnie odniósł się też to fatalnego stanu boisk: - Wiosna przychodzi, a to prawdziwa obrzydliwość patrzeć jak ci piłkarze się taplają w błocie.

Ok. 15 na mównicę wkroczył Stanisław Pawlak (PSL), który wzdychał, że "w kontekście pytań do ministra już w zasadzie nie ma o co pytać", ale jednak... Najpierw była dość mglista refleksja o klubach przy ośrodkach ochotniczej straży pożarnej, a na końcu pytanie: - Co rząd zamierza zrobić aby było więcej sal sportowych przy gimnazjach?

Posłowie jednomyślnie skierowali projekt uchwały do dalszych prac w komisji.

Z obrad Komisji Kultury Fizycznej i Sportu

12 marca 2002. Przewodniczący Mirosław Drzewiecki: - Mam jeszcze jedną informację. Otóż grając w jednej drużynie z przedstawicielami Związku Sportowego Wushu, przewodniczący Komisji Kultury Fizycznej i Sportu - w mojej osobie - oraz przedstawiciel UKFiS, rozegrali mecz koszykówki z reprezentacją Ambasady Chińskiej. Wygraliśmy 11 punktami. Pierwsze wielkie zwycięstwo nad Chinami stało się faktem. Pan ambasador zaproponował rewanż w formie meczu ping-ponga. Postawiłem twarde warunki i stwierdziłem, że rewanż za mecz koszykówki może się odbyć tylko w tej samej formie, natomiast niezależnie od tego możemy zagrać w ping-ponga. Sprawa ta została już omówiona...

Copyright © Agora SA