Dziennikarze czy piraci, czyli sport transmitowany Peryskopem. Ligi zabraniają, co z kibicami?

Aplikacja Periscope eksplodowała w świecie sportu i mediów, także w Polsce. ?Zobaczę na Twitterze kogoś kto używa Periscope i akredytacji na kolejny mecz już nie ma? - grozi rzecznik PZPN.

Więcej niż 140 znaków - technologie.gazeta.pl o Periscope

Rewolucyjna aplikacja Periscope pozwala transmitować - na przykład mi - obraz "na żywo" za pomocą smartfona. To tak, jakbym miał własną telewizję. W dodatku interaktywną.

O rozpoczęciu transmisji są zawiadamiani wszyscy "śledzący" moje konto na Twitterze, nawet nieposiadający Periscope'a. Oni mogą ją oglądać na komputerze. Ci, którzy aplikację Periscope mają w smartfonie, mogą "na żywo" robić wpisy tak, że ja - trzymając mój smartfon jak kamerę - od razu zobaczę na ekranie. Powstaje więc bardzo wdzięczna i efektowna możliwość interakcji dziennikarzy i gwiazd z czytelnikami i kibicami. I uwaga! Transmisja znika z sieci po 24 godzinach, co stanowi jej charakterystyczna cechę, odróżniającą od zapisów wideo.

 

Gdzie jest granica praw transmisji?

Swoją pierwszą transmisję zrobiłem, gdy byłem w radiowej "Trójce" opowiadać o korupcji w FIFA. Mogło ją obejrzeć 1600 osób, które mnie obserwują na Twitterze.

To proste i nikomu nie wadziło. Chyba. Bo mogłoby "Trójce", ale nawet nie zapytałem. Wszystko to jest bowiem nowe, wykonujemy właśnie operację na otwartym sercu.

Periscope robi furorę na świecie. Od początku czerwca można go już ściągać nie tylko na smartfony Apple'a, ale też na urządzenia pracujące na o wiele powszechniejszym w Polsce Androidzie.

W związku z tym, powstaje pytanie o to, czy dziennikarz ma prawo, czy nie ma robić smartfonową transmisję z miejsca zdarzeń. Gdzie jest granica praw transmisji, kupionych przez prawdziwe telewizje za bajońskie pieniądze? Czym się różni zrobienie np. komentarza "na żywo" w Periscope, gdzie w tle widać trening piłkarskiej reprezentacji, od zrobienia tradycyjnego selfie z piłkarzem? Czy ktoś może tego zabronić? Na jakiej zasadzie? I, właściwie, skoro posiadacze praw podejdą do dziennikarzy restrykcyjnie, to co zrobią z kibicami?

Mayweather, Pacquaio i piraci

To poważne pytania. Mnie śledzi tylko 1600 osób (mam nadzieję, że to tymczasowe...), ale na przykład Paweł Wilkowicz ze Sport.pl (ponad 30 tys. śledzących na Twitterze) lub Mateusz Borek z Polsatu (ponad 230 tys.) czy Michał Pol ("Przegląd Sportowy", 211 tys.) mogą mieć oglądalność w Periscope taką, jak poważne tematyczne telewizje kablowe.

To nie tylko problem polski, oczywiście.

Podczas pięściarskiej megawalki Floyd Mayweather - Manny Pacquiao Amerykanie, którzy nie chcieli płacić 90-100 dol. za jej przekaz, korzystali ze streamingu innych, którzy zapłacili lub tych, którzy byli na walce w Las Vegas. To oczywiście piractwo, choć można by się spierać, czy nie sprowokowane horrendalną, niczym nieusprawiedliwioną oprócz chciwości pięściarzy i stacji ceną za 50-minutowy pojedynek.

Inny przykład: PGA, czyli Stowarzyszenie Golfa, odebrało akredytację do końca sezonu bardzo znanej blogerce Stephanie Wei. Robiła na żywo krótką transmisję treningu Matta Jonesa i Jordana Speitha tuż przed WGC-Cadillac Match Play Championship.

Wei uważa, że zaczęła w ten sposób dyskusję o streamingu dziennikarzy, i że sądziła, że chwilowy charakter wideo pokazującego nie zawody a trening, może być dopuszczalne. Właściciel praw zareagował ostro, ale kariera blogerki nabrała rozpędu. Choć jest zawieszona w PGA Tour, to podczas innych turniejów może działać do woli. Z Periscope'a korzystała na turniejach European Tour i LPGA, gdzie organizatorzy ułatwiają jej to skuszeni nową formą promocji.

PZPN też odbierze akredytację

W Polsce Periscope wybuchł kilka, kilkanaście dni temu, z powodu dostępności na Androida. Oczywiście, moja transmisja z "Trójki", jedna z pierwszych, nikogo nie obeszła. Taniec zaczął się, gdy weszli do gry giganci.

Na pierwszym treningu piłkarskiej reprezentacji przed meczem eliminacji Euro 2016 z Gruzją, Periscope'a uczył się Jakub Kwiatkowski, rzecznik PZPN, a w tym samym momencie dziennikarze już rozpuszczali zajęcia piłkarzy Adama Nawałki wśród swoich śledzących w mediach społecznościowych. Gdyby zliczyć potencjalnych widzów transmisji dziennikarskich, byłoby ich pewnie około kilkaset tysięcy.

I we wtorek wieczorem na Twitterze doszło do ciekawej wymiany zdań.

@matiswiecicki (Wirtualna Polska) stwierdził: "Periscope wkroczy do mix zon po meczu. Pewnie już z Gruzją".

Rzeczywiście, wielu dziennikarzy, w tym "Gazety Wyborczej" i Sport.pl planowało zrobić transmisję, choć oczywiście nie z meczu z Gruzją w ramach eliminacji do Euro 2016, który zostanie rozegrany już w sobotę, ale z biura prasowego, konferencji prasowej, lub właśnie z mixed zone, strefy mieszanej, gdzie dziennikarze spotykają się po meczu z piłkarzami.

Odpowiedział @SzafaTV, czyli producent sygnału z meczów ekstraklasy: "A jesteś pewien, że nie posiadając praw możesz jechać live?".

Wtedy włączył się rzecznik PZPN. @KwiatkowskiKuba napisał: "Wystarczy, że ja zobaczę na TT i akredytacji na kolejny mecz już nie ma".

Dyskusja o Periscope na TwitterzeDyskusja o Periscope na Twitterze Fot. Twitter

Jasne, producent jest zaniepokojony wyłomem, PZPN i Ekstraklasa dbają o swoich dużych klientów, czyli nadawców, którzy kupili prawa za ciężkie pieniądze.

Kwiatkowski później napisał jeszcze, że z biura prasowego transmitować smartfonem już można. Po 24 godzinach zmienił zdanie. Nie można nadawać nawet z biura prasowego.

"Kibice tracą drobne smaczki"

Liga koszykówki ma inną zasadę. Rzecznik Michał Pacuda mówi, że już w maju PLK poprosiła o opinię prawną w sprawie Periscope'a. - Każda transmisja dziennikarza w dniu meczu z hali jest zabroniona. Może jednak prowadzić transmisję z konferencji prasowej po meczu, bo ona nie jest objęta prawami.

Podczas wtorkowego, ostatniego meczu finału w Zielonej Górze, kilku dziennikarzy prowadziło jednak transmisje z hali - w przerwie meczu, ale też w jego końcówce.

- Nas w meczach eliminacji Euro obowiązują zasady UEFA - mówi Sport.pl Kwiatkowski z PZPN. - A UEFA już podczas finału Ligi Mistrzów wydała zakaz wideo "na żywo". Nie można tego robić na terenie stadionu. Jak ktoś chce robić transmisję, musi wyjść poza stadion. Wtedy nie złamie przepisów i obejdzie się bez restrykcji.

- Zdaję sobie sprawę, że wszyscy się miotają, bo nowe technologie ich zaskakują, nie mieli czasu problemu przemyśleć i po prostu nie wiedzą, jak reagować - mówi Rafał Stec z "Gazety Wyborczej" i Sport.pl (ponad 26 tys. obserwujących na Twitterze). - Ale zaciemnianie biur prasowych czy innych głęboko ukrytych części stadionu wydaje mi się przesadą. Nie ma tam piłkarzy ani trenerów, nie ma boiska ani przyległości, za dostęp do których zapłacili właściciele praw do transmisji. Kibic zobaczy, co najwyżej w tle catering oferowany dziennikarzom albo poczuje klimat panujący w ich miejscu pracy. Od lat nagrywamy tam przedmeczowe i pomeczowe komentarze wideo, w których dziennikarze odpytują dziennikarzy, ekspertów, ewentualnie gości z zagranicy. A zapis z Periscope'u istnieje tylko chwilę, po dobie całkiem znika. Mam wrażenie, że PZPN ani jego medialni partnerzy na tym zakazie niczego nie zyskuje, za to kibice tracą drobne smaczki, które jeszcze dodają meczowi reprezentacji atrakcyjności - mówi Stec.

Kto skontroluje kibica?

Czy reakcja PZPN i producenta jest paniką, reakcją dinozaura nieumiejącego dostosować się do nowinek, czy uprawnioną obroną interesów? Wyobraźmy sobie, że PZPN sam transmituje za pomocą aplikacji przebieg treningu, którego i tak nie pokazuje żaden nadawca. Chyba OK, prawda? Problem odpada.

Nawet w Ameryce, która jak zawsze we wszystkim jest pierwsza, nie ma zgodności, jak postępować w przypadku Periscope. NHL zezwala na transmisji "na żywo" nawet w tafli do 30 minut przed meczem, MLB ze stadionu do 45 minut przed pierwsza piłką. NBA, MLB i NFL zabraniają transmitować akcje. Nie można pokazywać na żywo w Periscope treningów, wywiadów w szatni itd. Dziennikarze mogą wysyłać transmisje, ale do swoich macierzystych stacji, rozgłośni, portali, ale nie do Periscope, czy Meerkat (inna podobna platforma). Drużyny lig, które nie mają swoich umów z dużymi stacjami, same zakładają swoje konta na Periscope i nadają mecze na żywo.

A kibice? Czy oni mogą nadawać "live" z meczu Polska - Gruzja?

- Łamią zasady, ale nie jesteśmy w stanie tego skontrolować. Nie będziemy za nimi ganiać. To nie nasze zadanie - mówi Kwiatkowski.

Aha, jeszcze jedno. Stec włączył Periscope'a znienacka na kilkanaście sekund, aby zrobić śmiesznostkę - relację z tego jak pisze ten artykuł. W ciągu tych kilkunastu sekund zaczęło oglądać transmisje 37 osób.

Sport.pl na Snapchacie. Dodaj nas do znajomych!

Więcej o:
Copyright © Agora SA