Wspomnienie o Jerzym Jednaszewskim

Urodził się w 1930 roku w Warszawie na terenie ówczesnego toru wyścigowego przy ulicy Polnej. Ojciec Marian Jednaszewski był bardzo dobrym dżokejem, jeździł na pierwsza rękę w stajni Michała Molędy (ojca Stanisława Molędy). Rodzice widzieli dla niego inną przyszłość, chcieli by został oficerem dlatego posłali go do Szkoły Rodziny Wojskowej.

Jerzyk, jak nazywali go przyjaciele, zaczął jeździć konno w wieku dziewięciu lat, kiedy miał szesnaście lat zaczął pracę jako chłopiec stajenny w stajni Stanisława Ziemiańskiego (ojca Bogdana). Uważał jednak, że samo dosiadanie koni na treningach to zbyt mało by utrzymać się w należytej formie, więc zaczął uprawiać boks na Legii. Boksował z sukcesami w wadze papierowej i muszej.

Dopiero po trzech latach pracy w stajni rozpoczął karierę jeździecką, gdyż ojciec bardzo pilnował aby zanim zacznie ścigać się w wyścigach dobrze nauczył się jeździć na treningach. Niewiele ponad rok po tym jak zaczął brać udział w wyścigach upomniało się o niego wojsko. Dopiero po powrocie ze służby wojskowej, tj. po prawie trzech latach wrócił do jazdy na koniach. Tytuł dżokeja zdobył w 1957 roku, a miał już wtedy na koncie pierwsze wygrane w karierze Derby. Wtedy na dobre rozpoczęła się Jego kariera.

Pierwszy raz do Francji wyjechał w 1967 roku, na dwumiesięczny urlop. Dzięki pomocy przyjaciół udało się załatwić wszystkie skomplikowane sprawy formalne. Podczas tego właśnie pobytu pierwszy raz trafił do stajni jednego z najlepszych ówczesnych trenerów na świecie - Francois Mathet, który w Chantilly prowadził ogromną stajnię na ponad 240 koni. Również wtedy pierwszy raz dosiadł Zeddaana, jednego z najlepszych milerów Europy, który był niezwykle trudnym koniem do jazdy i wielu nie dawało sobie z nim rady. Drugi raz Jerzyk pojechał do Francji w marcu 1968 roku i spędził w tej samej stajni prawie rok. W czasie tych miesięcy uczył się i podpatrywał w pracy jednego z najwybitniejszych europejskich dżokejów Yves Saint Martina. Wiele razy podkreślał, że to dopiero we Francji naprawdę nauczył się jeździć, udoskonalił technikę i zmienił styl. Z Yves Saint Martinem połączyła go serdeczna przyjaźń. Po powrocie jedynie kilka lat spędził w Polsce, aby znów wyjechać zagranice, tym razem do Niemiec.

Od początku pracy dla niemieckiej stajni Ravensberg szło mu bardzo dobrze. Na koniu Muflon wygrał sześć wyścigów, w tym duży wyścig Jacobs Pokal, a na dwuletnim Tannenbergu odpowiednik polskiej Nagrody Mokotowskiej. Pierwszy pobyt w Niemczech trwał rok, ale zaraz potem Jerzyk został zaproszony ponownie i tym razem spędził tam 2,5 roku. Był to szczyt jego kariery. Znany był już w Niemczech i dosiadał nie tylko koni ze stajni Ravensberg, ale również dostawał dobre dosiady od innych trenerów. Z tym wspaniałym okresem w karierze łączą się szczególnie imiona trzech niezwykłych koni. Tannenberg, Windwurf i Kronenkranich to ogiery, na których odnosił wspaniałe sukcesy takie jak dwie wygrane w Grosser Preis von Europa, triumf w Deutsches St.Leger i wiele innych poważnych nagród. W 1976 roku Jerzyk wrócił do Polski i jeździł jeszcze jeden sezon w stajni Stanisław Molendy, by w 1977 roku ósmym zwycięstwem w Wielkiej Warszawskiej na Dersławie zakończyć karierę jeździecką.

Jako trener wygrał na warszawskim torze prawie wszystkie najważniejze wyścigi, oprócz Derby, które dwukrotnie przegrał o krótki łeb (Daph Bid i Iluzjan). Miał pod swoją opieką m.in. wspaniałego Pawimenta, zwycięzcę Wielkiej Warszawskiej, który później odnosił sukcesy za granicą. Kariera trenerska nie przyniosła mu już takiej satysfakcji i rok przed emerytura wycofał się z trenowania koni.

W kolejnym roku był już sędzią wyścigowym, następnie przewodniczącym Komisji Technicznej i pełnił ta funkcję, aż do 2008 roku.

Przez całą swoją karierę jeździecką dzięki talentowi, a przede wszystkim ciężkiej pracy był poważany i doceniany. Dzięki swojej otwartości dla ludzi i ogromnej pogodzie ducha zyskał przyjaciół na całym świecie, z którymi przez wiele lat utrzymywał kontakty. Śmierć Jerzego Jednaszewskiego to ogromna strata dla środowiska wyścigowego. Był postacią nie do zastąpienia.

Nabożeństwo żałobne odbędzie się o godz. 10:30 w kościele Św. Dominika na ul. Dominikańskiej 2 (Służew nad Dolinką) w Warszawie. Po nim nastąpi wyprowadzenie na cmentarz przy ul. Wałbrzyskiej. 

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.